A A+ A++

Materiał przygotowany dla mediów.

Rozmowa z Jackiem Grochowiczem, przedsiębiorcą, restauratorem, wraz z żoną Ewą twórcą kultowej, przemyskiej Pizzerii Margherita.

Okrętem flagowym Waszych pizzerii jest Margherita w kamienicy Rynek 4 w Przemyślu. Później był Pub Margherita, Klub Niedźwiadek, Wyrwigrosz, obecnie Piwiarnia – także w Rynku i Pizzeria Margeherita na osiedlu Sikorskiego. Tak zaczęła się Twoja i Twojej żony Ewy przygoda z biznesem po 1989. Który to był dokładnie rok?

– Początki były szalone. Zaczynałem w okresie przemian ustrojowych w Polsce, czyli na początku lat dziewięćdziesiątych, od handlu bazarowego…

Czy to legenda rodzinna, mit założycielski przedsiębiorstwa, czy coś jednak jest na rzeczy? Podobno swoje pierwsze poważne pieniądze zarobiłeś, sprzedając nakrętki typu twist do słoików na przetwory?

– To prawda. W tamtym okresie, gdy ciągle jeszcze wszystkiego brakowało, to był doskonały biznes. Tyle że prowadzony jeszcze, gdy studiowałem, czyli na początku lat dziewięćdziesiątych w wolnym czasie między zajęciami, z moim śp. przyjacielem Robertem Hajdukiem, sprzedawaliśmy nakrętki. Ale nie tylko…

Co jeszcze?

– Musztardę, chrzan, majonez, coca-colę. Mieliśmy też przygodę z handlem obwoźnym na granicy w Medyce i wtedy nasze drogi biznesowe się rozeszły, chociaż przyjaźń trwała. Handlowaliśmy z przyczepki campingowej kupionej w rzeszowskim PKS-ie. Na granicy byliśmy pierwsi z tego typu sprzedażą. Tak zaczynaliśmy. Wiele osób w tamtym okresie zaczynało podobnie.        

Wróćmy do początków.

– Po studiach szukałem pomysłu, co robić dalej. Pierwszym było wideofilmowanie, czyli przygoda z weselami, chrzcinami, komuniami. Następnie pojawił się pomysł na otwarcie lokalu gastronomicznego. Chcieliśmy z Ewą, aby był on umiejscowiony w Rynku. Udało się nam znaleźć lokal w kamienicy pod adresem  Rynek 4. Przeprowadziliśmy gruntowny remont i pierwsza pizzeria w tamtym czasie, proponująca mieszkańcom Przemyśla pizzę na telefon, ruszyła. Od tego się zaczęło.

Który to był rok?

– Otwarcie było dokładnie 14 kwietnia 1993 roku, na którym mieliśmy niezłe atrakcje. Jacyś chłopcy z okolicy postanowili wejść na nie bez zaproszenia i to dość niegrzecznie, lecz policja zjawiła się po kilkunastu minutach w odpowiedniej sile i z odpowiednim pokazem swojej siły – wszystko skończyło się bez większych ekscesów (śmiech).     

Czy to Ty przygotowałeś pierwszą pizzę? Kto był autorem receptury?

– Receptura była efektem poszukiwań i prób. Ale na pewno nie ja ją wymyśliłem. To efekt pracy zespołu ludzi.

Skąd pomysł na nazwę wprost odnoszącą się najpopularniejszej pizzy włoskiej? Nie obawiałeś się, że smakosze i puryści kulinarni, których turystyczne lub emigracyjne losy skierowały do Rzymu lub Neapolu, zarzucą Ci obrazoburcze potraktowanie włoskiej pizzy? Co nie zmienia faktu, że na początku lat 90. Margherita okazała się absolutnym hitem i do dzisiaj, pomimo ogromnej konkurencji, cieszy się powodzeniem. Na czym polega tajemnica twojej Marghetity ?

– Nazwa naszego lokalu wzięła się od nazwy pizzy. Różnic rzeczywiście jest sporo. Przygotowujemy pizzę na grubym cieście, co jest zasadniczą różnicą. Wtedy mało osób znało smak neapolitańskiej pizzy, więc zarzutów smakoszy się nie obawiałem. Tak naprawdę oryginalna pizza włoska wchodzi do Polski dopiero od kilku lat. Jesteśmy na etapie wprowadzania oryginalnej pizzy włoskiej do naszej oferty.    

Biznes prowadzisz razem z żoną – Ewą. Jaki preferujecie model zarządzania firmą? Partnerstwo, kreatywna dyskusja czy raczej ostateczną decyzję musi podjąć któreś z was jednoosobowo?      

– Zdecydowanie układ partnerski. Dzielimy się pomysłami, zajęciami w firmie.

Nie wiem jak u Ewy, ale w Twojej rodzinie nie było raczej tradycji biznesowych o charakterze kulinarnym. Jadło się u was smacznie i zdrowo. Smaku truskawek z pola uprawnego twoich dziadków i domowych wędlin nie zapomniałem do dzisiaj. Mimo to, Ty, chłopak po ekonomii, z teoretyczną, książkową wiedzą rzuciłeś się na głęboką kulinarną wodę? Nie bałeś się?

– Jak się ma dwadzieścia parę lat, to człowiek nie boi się niczego, jednak to w rodzinie Ewy były tradycje biznesowe – jej pradziadek Michał Wawrzecki przybył do Przemyśla z Krakowa i w latach międzywojennych prowadził sklep na ulicy Franciszkańskiej.  

Firmy Grochowiczów są znane w Przemyślu i nie tylko w Przemyślu. Stworzyliście z Ewą rozpoznawalną markę gastronomiczną. Twój starszy brat, Mariusz, z Waszym ojcem Edwardem i mamą Janiną, dali początek świetnie prosperującej rodzinnej firmie betoniarskiej Transbet. Jak myślisz, skąd u was taka żyłka biznesowa? A co o wiele istotniejsze, skąd taka mocna więź rodzinna?

– Więź rodzinna to wartość wyniesiona z domu. Mieliśmy cudownych rodziców. Nasz tata Edward – dla nas Edzik, zadbał o to, aby nic nas nie poróżniło po jego odejściu i mama Janina po śmierci ojca podtrzymuje te zasady i więzi. Oboje nauczyli nas, że rodzina musi się trzymać razem. I to trwa.

Należysz do Stowarzyszenia Przemyski Klub Melonik. Zrzesza ludzi, dla których ważne jest dobro Przemyśla i regionu. Jak znajdujesz czas na działalność społeczną i czy Twoim zdaniem Przemyśl oraz Podkarpacie mają szansę pokonać wizerunek Polski B?

– Po 24 lutego 2022 staliśmy się potężnym hubem komunikacyjnym. Przez Przemyśl przejechały wszystkie znaczące w świecie polityki osoby. To ogromna szansa dla miasta i regionu. Czy z niej w pełni skorzystamy? W tym miejscu pragnę wspomnieć również o naszym Meloniku, jest to grupa osób, z którą z przyjemnością się spotykam, nasze spotkania zawsze wnoszą coś ciekawego i nowego do mojego życia, wspieramy się w różnych codziennych sprawach, staramy się również pomagać potrzebującym z poza naszego grona. Wszyscy mamy nadzieję, że kiedy sytuacja na Wschodzie się uspokoi i dojdzie do odbudowy Ukrainy, to będziemy ważnym punktem na mapie Europy.   

Masz opinię patrioty lokalnego, ale dyskretnego. Nie obnosisz się swoim zatroskaniem o sprawy miasta i społeczności lokalnej. Jak skomentujesz taką opinię na swój temat?

– Jest sporo prawdy w tej opinii. Nie lubię być na świeczniku. Wiele rzeczy można zrobić bez biegania ze swoją wizytówką.  

Twoje życie to nie tylko praca, ale także pasja żeglarska, kitesurfing, pływanie. Jesteś wiernym i wytrwałym kibicem polskiej reprezentacji w siatkówce. Czym jest dla Ciebie sport?  

– Sport jest bardzo ważny w moim życiu, również ze względów zawodowych. Prowadzenie Piwiarni Wareckiej wciągnęło mnie w śledzenie bieżących wydarzeń sportowych w różnych jego dyscyplinach, zaś w życiu prywatnym zawsze pociągały mnie sporty wodne i zimowe. Z Robertem Hajdukiem zaczęliśmy jako pierwsi w Przemyślu uprawiać kitesurfing. To doskonała odskocznia od codziennych problemów. To moja pasja.

O czym marzy Jacek Grochowicz?

– O tym, abyśmy żyli w pokoju w tym jakże przez historię narażonym na wiele strasznych zdarzeń miejscu.

Kim chciałbyś być, gdybyś nie był tym, kim jesteś?   
                    
– Nigdy nie miałem tego typu rozważań. Nigdy nie pojawił się pomysł diametralnej zmiany. Robienia czegoś innego. Jak sądzę, dobrze pokierowałem swoim życiem. Świetnie nam się z Ewą pracuje, znaleźliśmy balans między życiem osobistym i zawodowym. Nasz sukces wynika z tego, że pracujemy razem.    

Rozmawiał Artur Wilgucki                   

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrzedstawiciel Amazon Web Services na EKF Ubezpieczenia: 40 proc. polskich firm inwestuje już w AI
Następny artykułOśmioro nastolatków znęcało się nad 16-letnim kolegą. Zmuszali go do głośnych przeprosin i nagrywali to telefonem