Brak bezpośredniego kontaktu z prowadzącym to parodia nauki. Zajęcia na uczelniach powinny odbywać się synchronicznie i angażować zarówno wykładowców, jak i słuchaczy – mówi prof. Marek Konopczyński z PAN.
W pandemii niewiele mówi się o jakości kształcenia wyższego.
Żyjemy w przekonaniu, że studenci to dorośli ludzie, którzy powinni sobie radzić sami. Od roku media podejmują temat szkół podstawowych czy liceów. To źle, że nie rozmawiamy o studiach. Epidemia powinna taką dyskusję wywołać. W Polsce skupiliśmy się na kwestiach technicznych, które wielu przerażały, a nie było rozmów o tym, jak powinno wyglądać kształcenie, jak zapewnić mu jakość. Wytyczne z ministerstwa dotyczyły spraw technicznych i organizacyjnych, a nie metodyki i merytoryki, na co zresztą nikt nie liczył.
Jakość spadła przez Covid-19?
Czas pandemii miał potencjał do zrewolucjonizowania kształcenia na poziomie wyższym, ale to się nie udało i ponieśliśmy klęskę, próbując przenieść model wykładowy i ćwiczeniowy do internetu. A on jest nieprzekładalny. Zdalne nauczanie powinno polegać na rozmowach, wspólnym studiowaniu ze studentami i inspirowaniu ich. W Polsce to przełożenie tradycyjne spowodowało blokadę z dwóch stron. Łączę się ze słuchaczami na wykład, ale nie widzę ich twarzy – mają wyłączone kamerki. Gdy ja mówię, oni wykonują szereg czynności nie związanych z nauką. To gra pozorów. Przyjęliśmy model wykładowy w warunkach, do których on się nie nadaje. Powiedzmy jednak otwarcie: nawet bez pandemii na niektórych uczelniach czy wydziałach panuje martwota. Niektórzy wykładowcy prowadzą wykłady beznamiętnie, a na ćwiczeniach to studenci często referują materiał na podstawie zadanych prezentacji. Nie o to chodzi w kształceniu akademickim. Istotą edukacji na uniwersytecie jest nie słuchanie, lecz uczestniczenie.
W czym tkwi problem?
Kształcenie wyższe od najstarszych lat zakładało relację mistrza i ucznia. W tej chwili trudno mówić o tych pierwszych. Tych osób gotowych do „zarażenia” studentów jakąś dziedziną jest stosunkowo niewielu – to nie kwestia wiedzy, a osobowości, pasji. Naukowcy nigdy nie zarabiali dużo. Gdy po 1989 r. powstały warunki do dorobienia, mówiono o zjawisku „profesora dworcowego”, który wsiadał do pociągu i jeździł po różnych uczelniach. To wykluczyło relację mistrza i ucznia, bo kilka godzin tygodniowo na uczelni nie stwarzało warunków do jej powstania. Był to początek choroby, która zaczęła trawić szkolnictwo wyższe w Polsce.
Zajęcia zdalne powinny odbywać się synchronicznie, „na żywo”?
Absolutnie tak. Jestem zwolennikiem przymusu włączania kamerek. Oczywiście nie zawsze się to udaje, ponieważ nie wszyscy studenci mają dobre łącze internetowe. Ale podobnie jak nie chcemy, by słuchacze spali na wykładach stacjonarnych, tak podczas nauki zdalnej powinniśmy wymagać od nich uwagi i uczestnictwa. Gdyby zajęcia były synchroniczne, łączyły i nakładały obowiązek aktywności zarówno na wykładowcę, jak i studentów, to mielibyśmy szansę na wykorzystanie potencjału nowej technologii. Warto studentów ukierunkowywać, interesować się tym, co mają do powiedzenia, razem rozwiązywać podejmowane problemy. To powinno być współuczestnictwo. Zapominamy, że edukacja to nie tylko wiedza, ale także socjalizacja, uspołecznianie młodego pokolenia. Przy odrobinie chęci można to zrobić, także w warunkach pandemicznych.
Często podkreśla pan socjalizacyjną rolę kształcenia. Dziś wielu studentów nie zna koleżanek i kolegów z roku, nie mieli możliwości się poznać.
To przestrzeń, która pozostawi bliznę na naszej osobowości społecznej. Można temu jakoś zapobiec, np. organizując zdalne imprezy, przez platformy komunikacji internetowej. Widzę tu ogromną rolę samorządów studenckich.
A wykładowcy? Są tacy, którzy potrafią stworzyć atmosferę zbliżoną do tej z warunków sprzed pandemii. Zdarza się jednak, że zajęcia są nagrywane i przesyłane studentom.
To jest dramat i grozi anonimizacją środowiska. Uważam, że wysyłanie studentom nagranych wykładów czy ćwiczeń jest skandaliczne. W latach 90. powstawały prywatne uczelnie i studenci musieli kupować kasety z nagranymi wykładami. Omijając oczywistą różnicę technologiczną, dziś mamy to samo. To parodia nauki.
Bez kontaktu bezpośredniego w trakcie zajęć nie można mówić o kształceniu studentów czy o studiowaniu. Takie sytuacje na uczelniach są karygodne. Państwowe i niepaństwowe uczelnie oferują także studia zaoczne czy wieczorowe. Różnią się zazwyczaj od dziennych, ale nie można ich traktować po macoszemu, zwłaszcza gdy bierze się za to ogromne pie … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS