Jak wygląda pana standardowy dzień?
Moja codzienność mocno opiera się wszelkiej rutynie i nie jest to zaleta. W sektorze private equity każdy dzień jest inny, a jego przebieg jest splotem tego, co dzieje się w moich spółkach portfelowych i nowych projektach, które w danym momencie realizuję. Jeżeli są to inwestycje międzynarodowe, to wstaję ok. godz. 5.00 i jadę na lotnisko, a dzień wypełniają spotkania od momentu wylądowania do późnego wieczora. Jeśli zajmuję się projektem krajowym, to budzik ustawiam na 7.00. Punktem wspólnym jest fakt, że dzień zawsze zaczynam od przeczytania e-maili przy kilku filiżankach espresso.
Czytaj też: “Żabka dopiero kończy młodość i wchodzi w takie piękne lata średnie”. Krzysztof Krawczyk o perspektywach sieci, wejściu na giełdę i terminie sprzedaży spółki
W Polsce spotkania służbowe ustawione mam codziennie do godz. 19.00. Chyba że akurat trwa zaawansowany etap projektu inwestycyjnego. Wtedy godziny pracy znacznie się wydłużają. Wielokrotnie zdarzały się przypadki, że negocjacje transakcji kończyłem o 4.00 rano, ale są to wyjątkowe sytuacje. Kiedy jestem w Warszawie, w trakcie pracy staram się robić trening personalny z moim niezastąpionym fizjoterapeutą, którego czasem niestety zawodzę, bo w ostatniej chwili w kalendarzu pojawia się istotna wideokonferencja lub spotkanie – przepraszam cię, Or! Pomaga mi to dbać o ciało, ale co ważniejsze, o umysł. Staram się kończyć dzień o 23.00. Przed snem zawsze jeszcze sprawdzam skrzynkę e-mailową.
Czym kieruje się pan przy wyborze wspólników, współpracowników?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS