Minione dwa tygodnie przyniosły wiele złych wieści dla Śląska Wrocław. Po meczu z Cracovią w 32. Kolejce we Wrocławiu znacznie wzrosły nadzieje na pierwszy od pięciu lat awans do europejskich pucharów. I wtedy przyszła naprawdę zła passa i to nie tylko związana bezpośrednio z drużyną Vitezslava Lavicki. Dwa absolutnie kluczowe mecze z Lechem Poznań oraz Piastem Gliwice przyniosły tylko jeden punkt. Na dodatek poznaniacy dość niespodziewanie mimo wszystko, wygrali z Legią Warszawa. W efekcie, WKS traci już do podium aż 4 punkty na trzy kolejki przed końcem. Ale zaraz, przecież 4. Miejsce też może dać awans do pucharów, ktoś by stwierdził. Owszem, ale tak się dzieje tylko wtedy, gdy drużyna, która zakończy sezon na podium, zdobędzie Puchar Polski. Niestety dla Śląska, zarówno Lech jak i Legia, które mają ogromne szanse na podium, odpadły w meczach półfinałowych, kolejno z Lechią Gdańsk i Cracovią. Co prawda oba te zespoły mają jeszcze szanse na medale w lidze, ale tracą do trzeciego miejsca 5 punktów, czyli aby awansować na podium, musiałyby wyprzedzić m.in. Śląsk. Sytuacja zrobiła się więc bardzo nieciekawa, gdyż wrocławianie przede wszystkim nie mają już losu w swoich własnych rękach. Nawet gdyby wygrali wszystkie mecze do końca sezonu, muszą liczyć na dwie wpadki Lecha lub Piasta. Należy jednak pamiętać, że bardzo trudne, nie równa się niemożliwe. Zwłaszcza że niektóre drużyny wolą gonić niż uciekać. Wszakże każde zwycięstwo Śląska, wywrze dodatkową presję na rywalach, którą nie zawsze muszą wytrzymać. Choćby dlatego punktowanie teraz będzie szczególnie ważne.
Poprzedni mecz Śląska, z Piastem Gliwice, przez mniej więcej 35 minut był jednym z lepszych spotkań wrocławian w tym sezonie. Grali szybko, z polotem, kreowali sytuacje, ogólnie dominowali w pełni. Zabrakło jednak tego co najważniejsze, czyli goli. Znaczy Przemysław Płacheta trafił do siatki rywali, ale ze spalonego. Niestety jak mówi najbardziej klasyczna z niepisanych reguł piłki nożnej, całego sportu, a może i nawet ogólnie życia, niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Piast stworzył okazję i ją wykorzystał. Wtedy krajobraz meczu się zmienił. Śląsk nie grał źle, wciąż starał się być groźny oraz kontrolować mecz. Tylko to jest ta różnica. Po 36. minucie się starał, a wcześniej to po prostu robił. Był to dokładnie odwrotny scenariusz od tego, który z reguły w tym sezonie widzieliśmy. Tak jak wcześniej to rywale byli nieskuteczni, a Śląsk ich za to okrutnie karał, tak tym razem było na odwrót. Wrocławianie przegrali, myślę że można to tak określić, najważniejszy mecz w sezonie. Na dodatek wykartkował się Michał Chrapek, przez co ani on, ani mający jeszcze jeden mecz pauzy (za 12 kartek w sezonie są dwa mecze banicji) Krzysztof Mączyński nie zagrają z Pogonią.
Szczerze oceniając, brak Chrapka nie byłby takim wielkim osłabieniem, bo nic szczególnego od dawna nie pokazał, gdyby w kadrze WKS-u był ktoś, kto może dać więcej od niego. Albo chociaż był zawodnikiem o podobnej charakterystyce. Bowiem oprócz Chrapka i Mączyńskiego, zawodników na pozycji nr 8 (klasyczny środkowy pomocnik), po prostu nie ma. Diego Żivulić to bardzo defensywny pomocnik, a Damian Gąska to ofensywny pomocnik lub skrzydłowy. Jakub Łabojko mógłby być „8”, ale z uwagi na brak Mączyńskiego, on i tak by zagrał nawet z Chrapkiem. Najprawdopodobniej do składu wróci zatem Diego Żivulić, którego forma, lekko mówiąc, nie zachwyca, a poza tym on bardziej przypomina trzeciego środkowego obrońcę niż pomocnika. Dużo zatem zależeć będzie od Łabojki, ale przede wszystkim od skrzydeł, bo to tam trzeba upatrywać szansy na dobre akcje.
Następny rywal Śląska, Pogoń Szczecin, to klasyczny przykład, jak bardzo w trakcie jednego sezonu, można popsuć sobie niemal wszystko. Jesienią, Pogoń wiele razy była liderem, zresztą często wyrywała sobie ten fotel ze Śląskiem. O ile jednak Śląsk do końca walczy o europejskie puchary, tak runda wiosenna „Portowców” to istny koszmar. Mają to jednak nieco na własne życzenie. Zimą Pogoń sprzedała do USA Adama Buksę, podstawowego napastnika. Już przed tym szczecinianie mieli problemy ze strzelaniem goli, ale w kryzysowych momentach miała właśnie Buksę. Mimo to nie sprowadzili oni następcy. Znaczy przyszedł Paweł Cibicki, ale on nie jest klasyczną „9”. Uznano bowiem że następcą będzie 30-letni Grek Michalis Manias. To jednak było marzenie z gatunku absolutnego surrealizmu, bowiem kto go widział w akcji, ten doskonale wiedział że z tego nic nie będzie. Dodatkowo w przerwie koronawirusowej z zespół w dziwnych okolicznościach rozwiązał umowę z najlepszym ofensywnym pomocnikiem Zvonimirem Kozuljem (który potem w wywiadach krytykował prezesa klubu), a na dodatek kolejny lider ataku, Srdjan Spiridonović postanowił wymusić transfer do Crveny Zvezdy Belgrad, zasłaniając się „kontuzją”. Tylu ofensywnych katastrof niemalże naraz, nie wytrzyma żaden zespół. Efekt dało to taki, że Pogoń w 2020 roku w 14 meczach strzeliła tylko 9 goli i nawet 4. Obrona w lidze nie uchroniła ich przed aktualnym ósmym miejscem w tabeli, brakiem szans na cokolwiek istotnego, a co za tym idzie ogromnym rozczarowaniem.
Nie sposób jest wyróżnić kogoś w ofensywie Portowców. Spośród osób wciąż będących w klubie, najwięcej goli ma Paweł Cibicki – 3. To mówi wiele. Mniej goli w tym sezonie strzeliły tylko dwa ostatnie zespoły w tabeli, Korona Kielce i ŁKS. Należy jednak wiedzieć, że Pogoń umie grać w piłkę i ma zawodników kreatywnych. Ostatnio ich motorem napędowym są młodzi Marcin Listkowski oraz Maciej Żurawski. Przeciwko Lechowi Poznań w pierwszej połowie Pogoń potrafiła zdominować Kolejorza, a Lechia Gdańsk była od Portowców znacznie słabsza. Jednak w obu przypadkach szczecinianie nie potrafili strzelić gola, przez co z Lechem zremisowali, a z Lechią przegrali. Trzeba jednak zwrócić także uwagę na Kamila Drygasa. Po przerwie koronawirusowej powrócił po wielu miesiącach leczenia kontuzji kolana i mimo iż jest środkowym pomocnikiem, ma już dwa gole, oba zdobyte głową. Swoją pozycję w tabeli Pogoń zawdzięcza jednak głównie obronie. Chorwacki bramkarz Dante Stipica to ligowa czołówka na tej pozycji. Już 13 razy zachowywał czyste konto. Duet środkowych obrońców Kostas – Benedikt Zech w większości meczów był solidny jak skała, choć ostatnie dwa mecze to 4 stracone gole. Mówiąc ogólnie, jeśli Śląsk chce wygrać, musi być skuteczny, bo gdy Pogoń już jakoś strzela gola, piekielnie trudno odrabia się straty.
Dla Śląska Wrocław to mecz nie tylko o przedłużenie nadziei, ale wręcz spotkanie o życie. Wszakże porażka lub remis mogą odebrać im definitywnie szanse na awans. Stałoby się tak, gdyby Lech Poznań oraz Piast Gliwice wygrały swoje mecze. Ze środkiem pola w kawałkach nie będzie łatwo, ale Śląsk ma także skrzydła, a tam świetnego ostatnio Przemysława Płachetę. Zwłaszcza, że akurat boki obrony to nie jest mocny punkt Pogoni Szczecin.
Mecz Śląsk Wrocław – Pogoń Szczecin odbędzie się w niedzielę 12 lipca o 12:30 na Stadionie Wrocław.
Mecze tych drużyn w rundzie zasadniczej:
Śląsk Wrocław – Pogoń Szczecin 1:1 (Pich 4’ – Buksa 22’), 1 września 2019 roku, 7 kolejka sezonu 2019/20
Pogoń Szczecin – Śląsk Wrocław 0:0, 15 luty 2020 roku, 22 kolejka sezonu 2019/20
Przewidywany skład Śląska:
Putnocky – Musonda, Tamas, Puerto, Stiglec – Marković, Żivulić, Łabojko, Pich, Płacheta – Exposito
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS