Wydawało się, że Robert Lewandowski nie zagra już w tym roku ze względu na zawieszenie, ale FC Barcelona wykorzystała lukę prawną i dziś Polak mógł pojawić się na boisku w derbach Barcelony. Z tego względu wszyscy bacznie przyglądali się poczynaniom atakującego. Część osób uważała, że jego występ jest przykładem faworyzowania topowych drużyn. Inni podkreślali, że trzeba korzystać z zapisów. Pomimo wielkich oczekiwań nie był to wielki mecz napastnika. Co więcej, Barcelona podzieliła się punktami po przeciętnym występie, które zdominował jeden aktor. Niestety był nim sędzia Mateu Lahoz.
Przeciętny Lewandowski
Lider klasyfikacji strzelców ligi hiszpańskiej przyzwyczaił nas do tego, że regularnie zdobywa bramki i dużo wnosi do gry swojego zespołu. Dziś ewidentnie tego nie robił. Rzadko bywał przy piłce, często wchodził mu w drogę Ansu Fati (słabiutki mecz w jego wykonaniu) i generalnie Polak nie dostawał wielu piłek. Miał jedną doskonałą sytuację w drugiej połowie po zagraniu Alejandro Balde, ale kopnął prosto w bramkarza. A tak rzeźbił z tego, co miał. Jeśli uderzał, to zazwyczaj z niewygodnej pozycji. Brakowało mu też błysku w rozegraniu, szybszego podejmowania decyzji i regularnie jego zagrania neutralizowali defensorzy drużyny przeciwnej.
Odegrał jednak rolę przy golu dla FC Barcelony na 1:0. Przedłużył dośrodkowanie do Christensena, a ten zaliczył asystę przy trafieniu Marcosa Alonso. Strzelec gola mógł później skompletować dublet, ale z bliskiej odległości spudłował i tym samym zmarnował dośrodkowanie Jordiego Alby.
Długo przewaga Dumy Katalonii była wyraźna. To zawodnicy Xaviego prowadzili grę i spychali przeciwników do głębokiej defensywy, ale nie potrafili dokończyć dzieła. Zaczęli zwalniać i oszczędzać się przed imprezami sylwestrowymi. Z minuty na minutę FC Barcelona gasła. A Xavi zaczął bawić się w zmiany, które poza wejściem Alejandro Balde – dał więcej w ofensywie niż Fati – niewiele wniosły.
Aż w końcu marazm, bierność i nijakość się zemściły. Wystarczyło, że raz Espanyol przyspieszył i skończyło się na rzucie karnym. Joselu zdecydował się na niestandardowy ruch. Próbował przerzucić futbolówkę nad Christensenem i w tym momencie został nadepnięty przez… Marcosa Alonso, który wymazał zasługi z pierwszej połowy. Do jedenastki podszedł Joselu i strzałem w środek bramki zaskoczył Ter Stegena. Liczyliśmy, że to sprawi, że mecz zacznie się od nowa i będzie się jeszcze sporo działo.
Lahoz? Szkoda strzępić…
I działo się, ale chyba nie o to nam chodziło. Od początku sędzia Mateu Lahoz wprowadzał nerwową atmosferę. Sypał kartkami jak szalony, ale też brakowało konsekwencji w jego decyzjach. To sprawiło, że zapanował chaos i piłkarze z czasem przestali trzymać ciśnienie. W krótkim czasie pokazał dwie miękkie żółte kartki Jordiemu Albie. Pierwszą, bo lekko poodpychał się z jednym piłkarzem Espanyolu (ten też dostał „żółtko”) – sytuacja jakich wiele. Drugą, bo coś powiedział pod nosem. Pewnie dopiero po meczu dowiemy się, co padło z jego ust.
Okazało się, że Espanyol długo nie nacieszył się grą w przewadze. Dwie minuty po zejściu Alby drugą kartkę otrzymał Vinicius Souza – tym razem zasłużoną. Co więcej, w tej samej akcji Leandro Cabrera z premedytacją nadepnął na Roberta Lewandowskiego i dostał bezpośredni czerwony kartonik – dobra decyzja. A nie, czekajcie… Mateu Lahoz podszedł do monitora, grzebał się strasznie z ostatecznym werdyktem i anulował czerwoną dla Cabrery…
Kto oglądał ten mecz, ten w cyrku się nie śmieje. Był jeszcze jeden rażący przykład niepanowania nad tym spotkaniem przez arbitra. W doliczonym czasie gry Javi Puado wpakował się od tyłu w rozpędzonego Dembele, za co mógł spokojnie zostać wyrzucony z boiska. Zamiast tego dostał żółtą kartkę, a Lahoz pognał do Xaviego, by jego też napomnieć.
I w takim zamieszaniu mijały ostatnie minuty. Dużo brudnej gry szarpaniny, kiepskich decyzji Dembele, pojedyncze strzały Lewandowskiego, Christensena i Joselu, ale nic więcej już w tym spotkaniu nie wpadło. Mecz zakończył się wynikiem 1:1, sędzia pokazał piłkarzom 15 żółtych kartek i dwie czerwone (może jeszcze czegoś nie wyłapaliśmy, bo machał nimi bez opamiętania). I tak doszło do podziału punktów.
Espanyol może być zadowolony z wyniku. Natomiast FC Barcelona może pluć sobie w brodę. Przed tą kolejką miała dwa „oczka” przewagi nad Realem Madryt, a teraz oba te zespoły mają po 38 punktów. Nie takiego zakończenia roku spodziewali się kibice tego klubu.
FC Barcelona – Espanyol 1:1 (1:0)
M. Alonso (8′) – Joselu (73′)
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
Fot. Newspix.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS