A A+ A++

 Rozmowa z Piotrem Chlipalskim, performerem, pomysłodawcą i dyrektorem festiwalu.

Marta Odziomek: Wracacie po rocznej przerwie. Jaki jest ten powrót?

Piotr Chlipalski: To chyba trochę taka przerwa-nieprzerwa. Bo nie jest tak, że my (my – festiwal, my – artyści, my – publiczność) zrobiliśmy sobie wolne, a świat w tym czasie zajmował się swoimi sprawami… To bardziej tak, jakby ktoś wyszarpnął nam (i światu) dywan spod nóg i sprawdzał – „i co teraz zrobicie?”. Trzymając się tej analogii, spadanie na cztery łapy jest o tyle trudne, że ten dywan ciągle się kręci, do tego dorobił się surrealistycznych zasad nań lądowania: w lewym rogu wolno wszystko, w prawym tylko na jednej nodze, a po drugiej stronie trochę wolno, a trochę nie, ale dowiesz się o tym na dzień przed, pod warunkiem że pomachasz prawą ręką i tupniesz dwa razy.

Jak będzie wyglądała ta 14. edycja „Uliczników”?

– Trzymamy się trochę rad Wilhelmiego (przypieprzyć – odpuścić), trochę Leszka Millera (o tym mężczyźnie, co to poznaje się go po tym, jak kończy), a trochę prastarej mądrości ludowej – żeby zacząć z przytupem, a potem jakoś pójdzie. I tak: zaczynamy z fajerwerkami („Synowie Muzytronu”), a kończymy monumentalnie i malowniczo – „Ślepcami” Teatru KTO, po raz pierwszy od lat wchodząc odrobinę w mrok, ale, mam wrażenie, taki mrok leczniczy, katartyczny… i pełen gęstych, malowniczych powidoków. A pomiędzy tym snujemy kameralne historie, z braku lepszego wspólnego mianownika – o najróżniejszych prywatnych szaleństwach.

W kwestii zagranicy – od lat wymieniamy się marzeniami z Jerzym Zoniem z krakowskiego festiwalu „Ulica” i w tym roku zaprosiliśmy planowanego od lat kilku Joana Catalę i jego „Pelat”. Będzie Miraculous Theatre z improwizowaną wędrówką i sekretnym życiem (miłosnym) roślin z całkiem intrygującą niespodzianką w międzynarodowym składzie spektaklu.

Będą wreszcie rodacy z klucza jeszcze młodych, nadal zdolnych, cudnie (artystycznie, a czasem życiowo) pomylonych. I nawet jeden dyrektor na deser.

Wszystko w parku Chopina.

– Jest tam cień, drzewa i „Wielka Loteria Obostrzeniowa” nie bardzo może nam pokrzyżować plany. Dla każdego spektaklu wymyślimy taką konstelację krzesełek, by można go było oglądać w międzypandemicznym komforcie. Obowiązywać nas oczywiście będą maseczki, dystans i limit widowni, której jednak nie zamierzamy w żaden sposób segregować. Kapuściński kiedyś napisał, że każdy opresyjny system sprawia, że tworzymy w jego wnętrzu komfortową bańkę, pozwalającą nam egzystować – i chyba trochę taką bańką (czy może bardziej — wentylem) staramy się być, zupełnie jak przed tym akurat konkretnym obłędem – jako remedium na szaleństwo świata, jako chwila wytchnienia z wariatami, którzy widzą go inaczej, którzy zapraszają nas na drugą stronę lustra.

Jeśli chodzi o ten „deser” – masz na myśli swój monodram „Kawaler”, który zaprezentujesz 1 sierpnia?

– Piwowski powiedział kiedyś, że przywilejem artysty jest konfabulować swój życiorys, i nie mnie oceniać, czy słowo na „a” tu jakoś pasuje, ale konfabulować potrafię, więc opowiadam niestworzone rzeczy o tym, czego nie widać, o tym, co by być mogło, i próbuję w ten urojony świat wciągać widownię – zdaje się, że z sukcesem (śmiech). I to też trochę pandemiczna historia: miała być premiera w Niemczech, miała być trasa, w krótkim odmrożeniu udało się to w zeszłym roku zagrać u Sambora Dudzińskiego w Lubiążu, a potem w Krakowie, chyba z sukcesem, bo Pjoter wraca tam w tym roku, a niedawno potwierdziła się jego wizyta w czeskiej Pradze. Więc w Gliwicach „Kawaler” powinien być w przeformie!

W tę sobotę zobaczymy m.in. premierę „Synów Muzytronu” (sobota, godz. 21.30) w wykonaniu Muzikantów, na czele których stoisz. Co to za propozycja?

– To trochę zabawa formą, trochę retro-futurystyczny wehikuł czasu. Gdy nagle okazało się, że najniebezpieczniejszym miejscem na świecie są teatry i koncerty (w odróżnieniu np. od pociągów Intercity i wieców wyborczych) – wizja świata, gdzie nie wolno grać muzyki, gdzie istnieją zakazane melodie, gdzie koncert na stadionie Wembley wydaje się niemal baśnią… jakoś sama przyszła i zmieniła się w… no właśnie – z premierami cudne jest to, że nic, co powiesz, i tak nie będzie prawdziwe!

Sponsorem głównym festiwalu jest Samorząd Miasta Gliwice. Wstęp na wszystkie pokazy jest wolny.

Szczegółowy program na stronie: www.ulicznicy.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułFestiwal zarzutów wobec PiS! Skandaliczne słowa b. szefa SKW
Następny artykuł„Wiadomości” TVP o powrocie Tuska. Uwikłano Merkel i Kopacz, „mam go dosyć już”