PAP: Jak to się stało, że zaczęła pani grać w szachy?
Alina Kaszlinska: Moi rodzice traktowali je jako element rozwoju dziecka, pomagający w lepszej pracy umysłu. Tata w młodości trochę grywał w szachy, miał nawet drugą kategorię, ale tak naprawdę, to nauczyła mnie grać mama. Potem trafiłam do jednego z moskiewskich klubów, zaczęłam uczęszczać na grupowe zajęcia. Nieoczekiwanie zaczęłam odnosić sukcesy, szczególnie w pierwszych latach. To sprawiło, że ten sport tak mnie zachwycił, że już przy nim zostałam.
Od siedmiu lat jest pani żoną czołowego polskiego arcymistrza szachowego Radosława Wojtaszka, mieszkacie w Warszawie. Jak się poznaliście?
W środowisku szachowym jest tak, że właściwie wszyscy się znają z nazwiska. Zdarzyło się, że w 2011 roku startowaliśmy w jednym turnieju na Węgrzech – on wygrał męski turniej, ja kobiecy. Tam zdarzyła się ta śmieszna historia – zrobiono nam na zakończenie piękne zdjęcie, ale ja stwierdziłam, że pan Radek nie jest na nim potrzebny, więc go wycięłam i wstawiłam sobie tę udoskonaloną fotkę jako zdjęcie profilowe na Facebooku. Tak się poznaliśmy, od tego “wycięcia” się zaczęło. Potem zaczęliśmy się już spotykać na Klubowym Pucharze Europy w Eilacie w Izraelu w tym samym roku. Ja grałam dla reprezentacji Moskwy, on w czeskim zespole z Novego Boru.
Wasz ślub w Moskwie był międzynarodowym zjazdem szachistów.
Z Indii przyleciał Vishy Anand, z którym Radek długo współpracował, z Izraela – Emil Sutowski. Uczestniczyli w ceremonii Bartlowie, Gajewscy, Mitoniowie. Bartosz i Monika Soćkowie też byli zaproszeni, niestety nie mogli przyjechać. Mieliśmy gości z różnych krajów, ale najwięcej z Polski i nie obyło się bez polskich akcentów. W trakcie przyjęcia nie zabrakło tradycyjnego “Jedzie pociąg z daleka”.
W gronie polskich szachistek ma pani koleżanki, przyjaciółki?
Chcę powiedzieć, że jestem w ogóle bardzo wdzięczna za to, jak zostałam w Polsce przyjęta. Prawdopodobnie ze względu na osobę Radka, ale jego koledzy przyjęli mnie bardzo otwarcie. Dosyć szybko zaprzyjaźniliśmy się z Martą i Mateuszem Bartlami, małżeństwem Soćków, “Gajem”. Jeśli chodzi o zawodniczkę, to z tych które grają w reprezentacji najlepiej znamy się z Moniką Soćko.
Ma pani polskie obywatelstwo, otrzymała oficjalną zgodę FIDE na reprezentowanie biało-czerwonych barw, jest najwyżej notowana z Polek w światowym rankingu. Zagra pani w reprezentacji na Olimpiadzie Szachowej?
Jeśli trener mnie powoła… Żadne inne formalności nie stoją na przeszkodzie.
Wszystko zależy więc od szkoleniowca kadry Marcina Dziuby.
Tak, ale on ma teraz trudne zadanie. Szczególnie po trochę niespodziewanych rozstrzygnięciach w mistrzostwach Polski.
Jak pani ocenia ich przebieg i atak młodzieży, z którą o medal powalczyła tylko Monika Soćko?
Bardzo się cieszę, że znalazła się na podium, bo było ciężko. Walczyła jednak jak lew w każdej partii się opłaciło. Gratuluję jej, ale też wydaje mi się, że dla każdego sportu dobra jest sytuacja, gdy pojawia się nowe pokolenie, daje nadzieję, że przyjdą nowe, lepsze zawodniczki.
Czym pani tłumaczy sukces 20-letniej Michaliny Rudzińskiej, która w drugim starcie w finale mistrzostw kraju sięgnęła po złoto już na rundę przed zakończeniem turnieju.
Szczerze mówiąc, nie znam jej osobiście, natomiast już wcześniej Radek mi mówił, że przeczytał kiedyś jej komentarz do partii w czasopiśmie “Mat” i bardzo mu się spodobał, był bardzo sensowny. Nawet jej o tym napisał, z czego była bardzo szczęśliwa. Jak sama powiedziała na konferencji prasowej, w ostatnich postępach bardzo pomogła jej praca z arcymistrzem Wojciechem Morandą, wysokiej klasy szkoleniowcem. Bardzo często znalezienie odpowiedniego trenera to tak naprawdę klucz do sukcesu.
Mąż w zakończonym w poniedziałek w Warszawie elitarnym turnieju Superbet Rapid&Blitz Poland wywalczył siódme miejsce. Jakie są pani najbliższe plany startowe?
Występ w Bundeslidze, od dłuższego czasu gram w zespole SK Schwabisch Hall. Radek reprezentuje OSG Baden-Baden.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS