Dokładnie 100 lat temu w Prokocimiu urodził się Mieczysław Kolasa. To ostatni żyjący mistrz Polski z 1948 roku, były piłkarz i trener Cracovii. – Codziennie rano wstawałem o 5, pracowałem od 6 do 14. Po pracy od razu jechałem na trening. Obiad jadłem dopiero wieczorem – opowiadał pod koniec 2015 roku w rozmowie z LoveKraków.pl.
Długo po skończeniu 90. urodzin codziennie trenował na rowerku stacjonarnym, który stał w kuchni jego mieszkania w Podgórzu. Dzień zaczynał od skłonów, później odwiedzał park, by maszerować z kijkami. Domowej roboty cytrynówką nie tylko częstował gości. Sam wypijał kieliszek lub dwa, jak mówił, dla zdrowotności. Mieczysław Kolasa, rocznik 1923, nadal imponuje formą. W poruszaniu się czasem pomagają mu kule ortopedyczne, ale jasnością umysłu mógłby zawstydzić nie jednego początkującego emeryta.
Ostatni mistrz Polski
Od lat powtarza, że gdyby tylko urodził się w lepszych czasach, osiągnąłby w sporcie znacznie więcej. – Jakbym ja miał takie warunki, jak teraz mają, to mógłbym dużo lepiej grać. Po drugie – piłka była dla nas dodatkiem. Byliśmy amatorami. W czasie okupacji musiałem iść do szkoły zawodowej na ulicy Dietla, bo inne zlikwidowali. Uczęszczałem tam więc trzy lata. Potem 40 lat przepracowałem jako tokarz i frezer. Miałem kłopoty z chodzeniem na treningi, bo zakład nie chciał nas zwalniać – opowiadał w rozmowie z naszym portalem.
– Codziennie rano wstawałem o 5, pracowałem od 6 do 14. Po pracy od razu jechałem na trening. Obiad jadłem dopiero wieczorem. W zimie dostawaliśmy 500 złotych miesięcznie. To był ekwiwalent na dożywienie. W sezonie były tylko premie za wygrane mecze – podkreślał.
W I lidze rozegrał 86 meczów, ponad 40 w II i Pucharze Polski. Jest ostatnim żyjącym mistrzem Polski z Cracovią. Swój piąty tytuł Pasy wywalczyły w grudniu 1948 roku. O mistrzostwie decydowały wygrane 3:1 derby z Wisłą, w których dzisiejszy jubilat akurat nie wystąpił, rozegrane na dawnym stadionie Garbarni. W zespole Białej Gwiazdy występował Stanisław Flanek, kuzyn Kolasy.
Wojenna tułaczka
– Pamiętam, jak po tym grudniowym meczu w 1948 roku na Garbarni, który decydował o mistrzostwie Polski, mocno rozpaczał. Już świętowali, byli na pierwszym miejscu przez lepszy stosunek bramek. PZPN narzucił dodatkowy mecz. Oni się odwołali, dlatego to tak długo trwało. Mówił mi więc Flanek, że trzy dni i trzy noce nie jadł i nie spał z tego powodu. Nie mógł się z tym pogodzić – opowiadał Kolasa.
Gdy miał 16 lat, wybuchła II wojna światowa. Część jego rodzinnego domu w Prokocimiu zniszczyła bomba, która spadła ze srebrzystego samolotu. Miesiąc poniewierał się po Polsce, z kolegami doszedł pieszo, wałami Wisły, aż do Janowa Lubelskiego. – W tym czasie dwa razy otarłem się o śmierć. Cudem przeżyłem – mówił, już ze spokojem, po ponad 70 latach.
Zacny jubilat
Po zakończeniu gry Kolasa pracował jako trener, również w Cracovii. W ostatnich latach, gdy tylko zdrowie pozwalało, pojawiał się na stadionie przy ulicy Kałuży. 1 stycznia był gościem specjalnym treningu noworocznego. Wyszedł na środek boiska razem z prawnukiem, by symbolicznym pierwszym kopnięciem otworzyć kolejny rozdział pasiastej tradycji. W Nowy Rok, dziewięć dni przed setnymi urodziami, obchodził imieniny. Prezes klubu, Janusz Filipiak, wręczył mu pamiątkową paterę, na której znajduje się napis:
„Z okazji 100-lecia urodzin Panu Mieczysławowi Kolasie wyrazy ogromnej wdzięczności za sukcesy sportowe osiągane z naszym Klubem oraz życzenia zdrowia i pogody ducha składa MKS Cracovia SSA”.
– Bardzo mi miło, że mogę pana powitać. Cieszę się, bo pan jest symbolem wielkiej Cracovii. Zbudujemy wielki klub, pan Kolasa jest symbolem bardzo długiej tradycji Cracovii – mówił Filipiak.
W ostatnich dniach Kolasę odwiedzili pracownicy Cracovii, którzy przeprowadzili z nim okazkonalny wywiad. O byłym piłkarzu i trenerze pamiętało także stowarzyszenie Cracovia Oldschool. Jego członek, były zawodnik Pasów i kierownik drużyny Tomasz Siemieniec, wręczył mu kilka pamiątek.
– Pan Mieczysław otrzymał sygnet dla zasłużonych dla Cracovii osób, przygotowany z okazji 115-lecia klubu, potwierdzenie zasadzenia w roku jubileuszowym jednego ze 115 drzew i koloryzowane zdjęcie z derbowego meczu z Wisłą z 1949 roku – mówi nam Siemieniec.
We wtorek gości będzie więcej. Pan Mietek świętuje sto lat i na tym nie zamierza kończyć.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS