Słucha dobrego rocka, śpiewa i pisze piosenki. Ma doktorat z nauk humanistycznych, doskonale orientuje się w sprawach poezji, również współczesnej. Tematykę organizacji wydarzeń kulturalnych oraz pozyskiwania na ten cel środków zewnętrznych zna od podszewki, bo zajmowała się tym przez ostatnie lata pracując w Muzeum Piosenki Polskiej w Opolu. Jest członkinią sekcji muzyki rozrywkowej Akademii Fonograficznej, która przyznaje Fryderyki. Jak sama o sobie mówi, rzeczy, które robi zawodowo, chce robić dobrze i chce, by służyły dobru. Tak ma być też w Prudnickim Ośrodku Kultury, którego stery objęła w grudniu ubiegłego roku. Poznajcie Sylwię Gawłowską, nową dyrektor tej instytucji.
ROZMAWIA MACIEJ DOBRZAŃSKI
Przez kilka lat byłaś zawodowo związana z Opolem, gdzie – przypomnijmy naszym Czytelnikom – pracowałaś w tamtejszym Muzeum Polskiej Piosenki. Skąd decyzja o podjęciu pracy w Prudniku? Praktyka, zwłaszcza dotycząca ludzi młodych, pokazuje, że kierunek jest zazwyczaj odwrotny – z prowincji do wielkiego świata…
Nie ma w tym żadnego paradoksu. Uważam, że w pracy na stanowisku dyrektora instytucji kultury niezależnie od tego, czy dotyczy ona placówki mającej siedzibę w mieście powiatowym, wojewódzkim, czy w stolicy kraju, format odpowiedzialności jest tożsamy. Dla mnie jest to zaszczyt, zobowiązanie i zawodowe wyzwanie. A odpowiedzialność wynikająca ze stanowiska dyrektora jest duża, gdyż zawiera w sobie możliwość realnego wpływu na kształt kultury. I to jest prawdziwie piękne. Kultura to podstawa. Bez kultury nie ma pamięci o przeszłości, a bez tego trudno o przyszłość.
Masz tak bogate CV, że właściwie nie wiem, od czego zacząć. Koordynowałaś wydarzenia kulturalne, zdobywałaś środki zewnętrzne na ich realizację, tworzysz muzykę, śpiewasz, jesteś doktorem nauk humanistycznych. Może powiedz po prostu naszym Czytelnikom o sobie to, co sama chcesz. Przedstaw się nam (uśmiech).
Nie wiem, czy to może być interesującą sprawą, dla Czytelników, ale spróbuję… Przede wszystkim, chciałabym o sobie myśleć jako o osobie, która stara się być dobrym człowiekiem. Mówię to bez kokieterii i patosu. Uważam, że nasza postawa wobec innych ludzi znajduje swoje odzwierciedlenie w pracy zawodowej i artystycznej. Rzeczy, które robię zawodowo, chcę robić dobrze i chcę, by służyły dobru. Dotyczy to wszystkich obszarów moich działań zawodowych i artystycznych: napisania tekstu piosenki, organizacji spotkania autorskiego, czy przygotowania publikacji naukowej. Wszystko to jest tkaniną połączoną jednym spoiwem: dążeniem do jakości, prawdy i piękna. Mam nieśmiałą nadzieję, że to idealistyczne myślenie, nigdy we mnie nie wygaśnie. Jeśli miałabym się w jakiś sposób przedstawić, to jako autorka i twórca. Pisanie jest dla mnie czynnością fundamentalną. Materia słowa jest dla mnie jak drugie imię. Nie wyklucza się to z pełnieniem funkcji menadżera instytucji kultury dlatego, że posiadanie twórczego pierwiastka wyposaża nas w szczególny rodzaj empatii i otwartości w stosunku do każdej osoby, która do tej instytucji przychodzi. A bez czułości i wrażliwości nie byłoby możliwe rozpoznanie potrzeb odbiorców i twórców, których wzajemna komunikacja realizuje się właśnie w przestrzeni każdej instytucji kultury. Cóż jeszcze mogę o sobie wspomnieć? Od 2019 roku mam zaszczyt być członkinią sekcji muzyki rozrywkowej Akademii Fonograficznej, która przyznaje Fryderyki. To dla mnie prawdziwe wyróżnienie. Ponadto, jestem na progu wydania książki „Grzegorz Ciechowski – oblicza autorskości”. Będzie ona wydana przez Fundację Instytut Kultury Popularnej w Poznaniu. Ze względu na pandemię wydawnictwo ma opóźnienia, ale myślę, że w tym roku już się uda. Będzie to zresztą szczególny rok dla pamięci o twórczości Grzegorza Ciechowskiego, gdyż na 2021 rok przypada 20 rocznica jego nieodżałowanej śmierci.
No właśnie. Lider słynnej „Republiki” to dla Ciebie ważna postać. Skąd to zainteresowanie?
Twórczość Grzegorza Ciechowskiego jako przedmiot moich literaturoznawczych dociekań nie była wyborem fana, czyli osoby, która adoruje daną twórczość. Był to wybór dyktowany pewną reprezentatywnością, która jest w tej twórczości, a która odnosi się do, zaproponowanej przeze mnie w rozprawie doktorskiej, koncepcji terminologicznej polskiej piosenki autorskiej. Blisko pięć lat temu, rozważając wybór tematu rozprawy z moim promotorem, profesorem dr hab. Januszem Detką zastanawialiśmy się nad wyborem twórczości, którą można analizować przez pryzmat „autorskości”. Rozważałam różne nazwiska, w tym Edytę Bartosiewicz i wspomnianego Grzegorza Ciechowskiego. Jego dorobek jest twórczością zamkniętą. Jest dokonaną rzeczywistością, stąd taki mój wybór. Nie zmienia to faktu, że ta poznawcza droga, którą był doktorat realizowany na studiach dziennych na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach, zapisał się w moim życiu jako podróż wśród fantastycznych spotkań z niezwykłymi ludźmi, w Toruniu, w Trójmieście, Krakowie, Łodzi, Poznaniu, czy Gorzowie Wielkopolskim. Wszędzie tam spotykają się akademicy, kulturoznawcy, muzycy, ludzie zainteresowani kulturą rocka i fani Grzegorza Ciechowskiego, a także muzycy zespołu Republika. Miałam wielkie szczęście spotkać ogromną rzeszę ludzi, którzy pielęgnują tradycję zainicjowaną przez lidera Republiki. Cały czas działają fan kluby. To żywa tkanka, której początki sięgają lat osiemdziesiątych. Coś niesamowitego. Wciąż się rodzą „nowe, nowe, nowe… sytuacje”.
To, że z dyrektorem POK-u mogę sobie pogadać o dobrym rocku coraz bardziej mi się podoba (śmiech). W takim razie pociągnijmy ten temat. Twój ulubiony polski zespół?
I znów nie wiem, czy to kogoś będzie interesowało (śmiech)… Słucham dużo muzyki, w której szukam autentycznego przekazu, bez względu na gatunkową przynależność. Uwielbiam Breakout, Anawę, Maanam, Brygadę Kryzys, Bartosiewicz, Siekierę, Daab, zespół Apteka, Raz Dwa Trzy, Lao Che, Jafia, Variete, Edwarda Stachurę, Marka Grechutę, piosenki Osieckiej, Jonasza Kofty, Lecha Janerki… Długo by wymieniać, jeśli miałabym tak, jak się to robi w nastoletnim wieku, wymienić mój ulubiony zespół, to byłaby to formacja Lady Pank. Co ciekawe, w latach 80-tych, gdy Republika i Lady Pank były w Polsce u szczytu popularności, fani obu tych kapel żyli w dużym antagonizmie, za to Grzegorz Ciechowski i Jan Borysewicz wzajemnie się szanowali. Stworzyli kilka utworów razem: sztandarowym jest piosenka „Zostawcie Titanica”. Lady Pank to w dla mnie esencja polskiego rock and rolla, z czytelną korespondencją muzyczną do The Police. To świetnie pomyślana koncepcja artystyczna i ponadczasowe kompozycje Jana Borysewicza. Jego solówki gitarowe to trade marki jakości. Gdybym jednak miała wymienić moją ulubioną, polską piosenkę, to dziś byłoby to „Korowód II” Anawy z tekstem Leszka Aleksandra Moczulskiego.
Druga Twoja pasja, czyli literatura, wiąże się z prudnickim poetami. Tych jest całkiem sporo, a dwóch osiągnęło ogólnopolską rozpoznawalność. Mam na myśli Waldemara Jochera i Krzysztofa Szeremetę. Wiem, że znasz ich twórczość.
Bardzo się cieszę, że w Prudniku jest żywa tkanka twórcza. Mieszkają tu i pochodzą z tej ziemi znakomici poeci. To poważa sprawa, bo poezja determinuje byt, a być może los jednostki. Nie na darmo mówi Miłosz: możesz go zabić – narodzi się nowy. Poeci pomagają nam rozpoznawać rzeczywistość. Ich głos jest osobny i przez to, szczególnie cenny. Miałam już okazję poznać osobiście Pana Krzysztofa Szeremetę i Pana Waldemara Jochera. Cieszę się, że są tutaj tacy artyści. Ich nazwiska znaczą wiele w ogólnopolskim życiu literackim. To prawdziwe wizytówki dla miasta. Mam nadzieję, że będzie mi dane poznać Pana Wojciecha Ossolińskiego, a także tych, jeszcze nieznanych, młodych, debiutujących artystów, którzy poszukują językowej metody, by odpowiednie dać rzeczy słowo. Dla nich zawsze będzie przestrzeń w Prudnickim Ośrodku Kultury. Już dziś zapraszam Czytelników na spotkanie on-line z Waldemarem Jocherem i promocję jego najnowszej książki „Pieśni (do_)_ widzenia”. Spotkanie organizujemy 21 marca, zaś do 18 lutego można przesyłać pytania do autora na adres [email protected]. Zostaną one zadane w trakcie spotkania.
„Lekturnik”, nowa inicjatywa POK-u, też w pisuje się w Twoje pasje. Powiedzmy o niej kilka słów.
To autorski pomysł krytyka literackiego, wykładowcy, dra Bartosza Suwińskiego. Wielkie ukłony ślę w jego stronę. Pan Bartosz zaproponował nam taką współpracę i stworzenie przestrzeni wirtualnej dla rekomendacji czytelniczych. Myślę, że odbiorcy „Lekturnika” przeczytawszy tę krotką formę, będą zadowoleni i zainspirowani. Po pierwszej publikacji otrzymuję zwrotną informację, że tak właśnie się dzieje, co bardzo mnie cieszy. Zależało nam, aby nie absorbować czytelnika czasowo, ale dać mu pozytywny impuls do sięgnięcia po daną książkę. A może ktoś nie zgodzi się z autorem recenzji? Dialog jest potrzebny. Bez niego nie istnieje rozwój w kulturze. Myślę, że ta propozycja programowa idealnie wpisuje się w aktualny czas i tempo naszego życia. Zapraszamy w każdy czwartek do mediów społecznościowych POK-u, biblioteki i na naszą stronę internetową.
Stery POK-u objęłaś w bardzo trudnym czasie pandemii. Jaki jest Twój pomysł na funkcjonowanie ośrodka w tych – nieznanych wcześniej dla nikogo – realiach?
Aktualnie stawiamy na działania hybrydowe. Oferta programowa konkursów, spotkań, wszelkiej działalności statutowej musi być realizowana w zamyśle działań internetowych i w rezerwie działań stacjonarnych, jeśli wytyczne MKiDN na to pozwolą. Bardzo dużym zainteresowaniem cieszyły się Cyberferie. Warsztaty z homerecordingu, które prowadził Tomasz Kanas, miały prawie 3 tysiące wyświetleń. Dobry był odbiór działań terenowych, czyli animacji „Detektywi w akcji”, która wykorzystywała topografię miasta. Tęsknota za ruchem dała się we znaki! Reasumując, będziemy starali się budować ofertę on-linową i na tej zasadzie przenosić istotę rzeczy, choć oczywiście nic nie zastąpi spotkania twarzą w twarz. W tym miejscu pozwolę sobie znów wystosować zaproszenie. Otóż, w ostatnich tygodniach zrealizowaliśmy wespół z artystami z zespołu „anYkara” teledysk. Jesteśmy współproducentem klipu. Całość planu zdjęciowego miała miejsce w cudownej scenerii Galerii na poddaszu w otoczeniu wystawy „Na Ślubnym kobiercu”. Na tej realizacji zależało nam tym bardziej, że w krótkim czasie po otwarciu wystawy nie można było już jej odwiedzać z uwagi na pandemię. A wystawa ta jest piękną i wzruszającą opowieścią o miłości. Mam nadzieję, że teledysk będzie drugim życiem tej wystawy. Z czymś specjalnym szykujemy się także na dzień kobiet, ale szczegółów jeszcze nie chciałabym zdradzać. Od 12 stycznia 2021 roku wracamy z działalnością kina Diana w warunkach reżimu sanitarnego.
A jak wyobrażasz sobie funkcjonowanie POK-u w czasie popandemicznym, który prędzej czy później nastąpi? Była tu stała oferta dla pewnych grup prudniczan, coś, do czego wielu z nich się przyzwyczaiło.
Jestem otwarta na kontynuację wartościowych tradycji. Jestem też zwolenniczką budowania nowych jakości, w oparciu o szacunek dla tradycji. Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy, choć macie sami znakomitsze wznieść – ten wers Asnyka jest dla mnie jak motto działania. Chcę, żeby w POK były propozycje dla wszystkich grup wiekowych. Wymaga to szerokiego myślenia i pogłębionej refleksji. Na pewno chciałabym, żeby w tym roku odbyła się kolejna odsłona Festiwalu Jazzowego. Jest to moim szczerym marzeniem. Chciałabym też w przyszłości rozbudować jego formułę artystyczną. Wymaga to rzecz jasna odpowiedniego budżetu. To jest jakby druga kwestia, szczególnie ze względu na pewną ambicję muzyczną, która istnieje w jazzie jako takim. Dla odbiorców na pewno nie jest to do końca rozrywkowa forma, to coś znacznie bardziej angażującego intelektualnie i emocjonalnie. Kultura jazzu w Polsce sięga co prawda lat 50-tych. Wszystkim znana jest idea jazzu w katakumbach, niemniej gatunek ten posiada wysublimowanego słuchacza. Oczywiście ważne są te wszystkie działania artystyczne, które spełniają funkcję rozrywkową, bo taka też jest potrzeba. Bardzo zależy mi na tym, żeby wyprofilować działalność wiejskich domów kultury, poprzez diagnozę potrzeb kulturalnych mieszkańców terenów wiejskich. Wraz z całym zespołem programowym chcemy stworzyć ofertę spełniająca potrzeby lokalnej społeczności. Pracujemy także nad stworzeniem oferty edukacji artystycznej, uwzględniającej działalność teatralną, muzyczną, plastyczną, dziennikarską. To oczywiście perspektywa. Mam nadzieję, że realna.
Złożyliście także wniosek o dofinansowanie pewnego projektu?
Zgadza się. To ważny dla mnie pod względem merytorycznym wniosek, dlatego, że dotyczy myśli teologicznej kardynała Stefana Wyszyńskiego i zakorzeniony jest w aspekcie Roku 2021 jako Roku Stefana Wyszyńskiego (Sejm uchwalił rok 2021 rokiem Stefana Wyszyńskiego – przyp. red.). Ten fakt stał się dla mnie inspiracją do napisania projektu „Polska jutra – Niepodległa Prymasa Wyszyńskiego”. Dofinansowanie z MKiDN pozwoliłoby nam zrealizować cykl działań artystycznych w przestrzeni miejskiej. Ma tu na myśli m.in.: mural, warsztaty z graffiti, czy koncert, który zrealizowalibyśmy w miejscu uwięzienia Prymasa. W tej chwili jesteśmy na etapie złożenia wniosku o sfinansowanie takiego przedsięwzięcia. Zależy mi na tym szczególnie, bo formułę oparlibyśmy na strimingu. Byłaby to forma promowania Prudnika wśród odbiorców ogólnopolskich, w oparciu o bardzo ważną i poważną tożsamość historyczną.
A co z największą imprezą, w którą od lat angażował się mocno POK? Mam na myśli Dni Prudnika. Od pewnego czasu mówi się o tym, że ogromny budżet przeznaczany na honoraria gwiazd muzyki popowej, jakie przyjeżdżały tu w poprzednich latach można by spożytkować bardziej wartościowo. Z drugiej strony wizyta kogoś z radiowego topu wzbudza zainteresowanie…
Należałoby zacząć od zadania sobie pytania, jaką funkcję pełnią dni miast. Odbywają się przecież w większości miast powiatowych i wojewódzkich, ale także w mniejszych miejscowościach. Moim zdaniem te imprezy budują rodzaj kulturowej tożsamości i pewnej cykliczności wydarzeń. Poza tym, imprezy masowe zawsze są widoczne. Myślę, że ludzie muszą w kulturze, choć ta nie jest przecież przestrzenią materialną, mieć coś, co można zobaczyć, zrozumieć. Organizacja takiego wydarzenia np. w przestrzeni rynku daje organizatorowi większy kontakt z odbiorcą oferty kulturalnej. A zatem dni miast mogą służyć budowaniu więzi społecznych i dyskusji o gustach, choć podobno o tym się nie dyskutuje (uśmiech). Misja instytucji polega jednak na kształtowaniu gustu, sugerowaniu, proponowaniu, inspirowaniu. Po cóż innego działamy w kulturze? Właśnie po to, żeby ludzi do czegoś inspirować, żeby mogli samodzielnie coś odkrywać, żeby się rozwijali poprzez kulturę. I wreszcie, aby sami ją tworzyli, bo są jej częścią. Dni miasta mają taką właśnie funkcję.
A więc uczestnictwo POK-u w tej formule owszem, a formę określi życie?
Koncerty realizowane w ramach dni miast powinny uwzględniać w swoim programie, czy głównym line-upie, topową gwiazdę, aby dać satysfakcję odbiorcom, że w formie bezpłatnego uczestnictwa – co podkreślmy – mogą pójść na koncert mainstreamowego wykonawcy. Natomiast nie jest niczym wykluczonym, aby Dni Prudnika miały też przestrzeń do prezentacji artystów, którzy są mieszkańcami tego miasta, czy opolszczyzny. Uważam, że tacy artyści, powinni promować się na naszej imprezie plenerowej, a więc w sytuacji, która skupia dużą ilość bezpośrednich odbiorców. To jest wręcz konieczne. Młodzi ludzie uczą się i nabierają doświadczenia na gruncie lokalnym. Znam wiele takich historii, kiedy młodzi zakładają zespoły muzyczne i mają swoje pierwsze próby w ośrodkach kultury, na dniach miast, a potem wypływają na szersze wody, robią karierę.
Aż nasunęła mi się w tej chwili na myśl Ewa Płonka, znakomita pianistka pochodząca z Prudnika.
No właśnie. Liczne grono osób pochodzących z Prudnika istnieje w przestrzeni sztuki. To miasto ma w sobie coś wyjątkowego i posiada moim zdaniem duży potencjał, ze względu na lokalizację i ciekawą, wielokulturową historię. Będąc w ruchu, a jednocześnie przy granicy. Blisko, ale niejako w aucie. Mówię to obiektywnie, gdyż pochodzę z innej części Polski, więc mój odbiór opolszczyzny i terenów przygranicznych jest w gruncie rzeczy bardzo świeży.
Porozmawiajmy jeszcze o przyziemnych sprawach. Sądzę, że willa Frankla to jeden z najpiękniejszych obiektów… ech, co ja gadam – po prostu najpiękniejszy obiekt domu kultury w Polsce. Czy z tego budynku da się coś jeszcze „wycisnąć” w przełożeniu na bieżące funkcjonowanie instytucji?
Mam nadzieję, że tak i czynię ku temu starania. Cały ten rok chciałabym poświęcić na modernizację informatyczną i cyfrową. Już rozpoczęliśmy działania mające na celu zdiagnozowanie kondycji informatycznej i serwerowej. Wiąże się to z odnowieniem infrastruktury informatycznej, na której pracuje przecież dział programowy, administracyjny, kierownicy wiejskich domów kultury, czy kina Diana. Na pewno będę chciała zwiększyć komfort pracy moich pracowników i unowocześnić ten system. Podobnie, gdy idzie o stronę internetową. Współcześnie strony internetowe instytucji kultury winny komunikować dobry wizerunek, zwłaszcza, że POK – jak zauważyłeś – ma niesamowitą siedzibę i to miejsce po prostu na to zasługuje! Artyści, którzy przyjechali w grudniu na realizację teledysku, byli zachwyceni willą. Myślę, że takich artystów z Polski będzie znacznie więcej!
Druga modernizacja, którą planuję i chcę zrealizować wraz z tymi fantastycznymi ludźmi, którzy pracują w Prudnickim Ośrodku Kultury, to przekształcenie przestrzeni najwyższej kondygnacji budynku do działań statutowych, twórczych. Miałoby to być coś na kształt pracowni, być może plastycznej, czy multimedialnej, którą chcielibyśmy uruchomić. Bardzo mi zależy na tym, żeby obok Społecznej Rady Programowej, którą niedługo powołamy, utworzyć także Młodzieżową Radę Programową i zaprosić licealistów, młodych ludzi, również studentów, którzy dojeżdżają do pobliskich miast na zajęcia, ale mieszkają tutaj, aby mogli zrealizować przy wsparciu Prudnickiego Ośrodka Kultury wybrane przez siebie wydarzenia artystyczne.
Czy już czujesz, że złapałaś chemię, feeling – jak zwał, tak zwał – z pracownikami POK-u?
Bardzo się cieszę z tej współpracy. To jest bardzo dobry zespół, zaangażowany, gotowy na nowe działania. Dobrym tego przykładem była wspólna praca całego zespołu merytorycznego na planie zdjęciowym teledysku. Czułam wówczas, że robimy coś wspólnie i wszyscy się tym cieszymy, rozwijamy. Idziemy w nowe. W zespole Prudnickiego Ośrodka Kultury, w każdym jego dziale pracują osoby kompetentne, szanujące miejsce pracy i szanujące wartość kultury. Nie brak w tym zespole także artystów, ludzi o wysokiej kreatywności i woli rozwoju. Z dotychczasowych doświadczeń pracy w instytucjach kultury wiem, że ktoś, kto chce pracować w instytucji kultury musi mieć w sobie jakiś rodzaj misji i pasji, bo tylko wtedy można osiągać dobre rzeczy. A to nigdy nie jest łatwe, ale zawsze jest możliwe. Myślę, że z tym zespołem właśnie takie rzeczy zrealizujemy.
Na koniec pytanie na poły osobiste, mam nadzieję, że mi wybaczysz. Na razie dojeżdżasz do nas z Opola. Czy można mieć nadzieję, że pewnego dnia staniesz się prudniczanką? (śmiech)
Odpowiem tak: w życiu wszystko jest możliwe, zatem zawsze jest taka szansa! (śmiech).
Myślę, że to dobra puenta naszej rozmowy. Dzięki!
Ja także dziękuję i mam nadzieję – do rychłego spotkania w gościnnych progach Prudnickiego Ośrodka Kultury i Biblioteki Publicznej w Prudniku. Wszystkiego dobrego dla Ciebie i dla Czytelników.
Fot. tytułowe Sławomir Mielnik
Fot. Mateusz Wolski Sylwia Gawłowska na scenie. Fot. Archiwum prywatne Sylwii Gawłowskiej – Jeśli miałabym się w jakiś sposób przedstawić, to jako autorka i twórca. – mówi Gazecie Prudnik24 Sylwia Gawłowska. Fot. Archiwum prywatne Sylwii Gawłowskiej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS