A A+ A++

Więcej informacji o Polsce i świecie przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.

Zobacz wideo
Szadkowska: Zaledwie 26% ankietowanych deklaruje, że chce kupić żywego karpia

Wigilia na środku oceanu

Od trzech lat żyją, mieszkają i żeglują na łódce, która po ich wiernym przyjacielu, odziedziczyła nazwę White Dog. Kasia, Marcin i 11-letni Vincent właśnie po tygodniu spędzonym w amazońskiej dżungli w Kolumbii wrócili do domu. Do Polski? A gdzie tam? Na łódkę. To ją nazywają swym domem.

Kasia Bruzda-Sinica: Przez długi czas podróżowaliśmy z białym psem, którego wszędzie zabieraliśmy ze sobą. Był naszym wiernym kompanem, który niestety zaginął i postanowiliśmy go w ten sposób upamiętnić. Dalej więc nam towarzyszy i stąd właśnie nazwa jachtu White Dog, na którym mieszkamy od trzech lat.

Marcin Sinica: Ciężko pracowaliśmy na to, aby móc tak żyć. Założyliśmy też firmę, która zajmuje się ekspertyzami jachtowymi i doradztwem technicznym. Na Karaibach prowadziłem rejsy dla kilku firm czarterowych.

Kasia: Od trzech lat przemierzamy świat na żaglach i gdy dopływamy do jakiegoś miejsca, tak jak teraz do Kolumbii to ruszamy na zwiedzanie. Już od miesiąca podróżujemy, byliśmy w Andach, a nawet w dżungli amazońskiej.

Marcin żartuje: Gardziliśmy cywilizacją, nurzaliśmy się w błocie, chowaliśmy się przed komarami, odganialiśmy węże i pająki.

Rodzina podróżników tydzień przed świętami spędziła w dżungli White Dog Sails

K: Oczywiście Marcin przesadza. Mieszkaliśmy w drewnianych domkach z moskitierami, mieliśmy przewodnika. Bezpieczeństwo cenimy sobie ponad wszystko.

M: Dzisiaj niestety nie jest tak różowo, bo całą trójkę dopadła “zemsta amazońskiego faraona”. Święta? Spędzimy je we trójkę kameralnym gronie. Pierogi już polepione.

K: Ale nasze pierwsze święta na łódce były niezapomniane. Razem z przyjaciółmi spędziliśmy je na środku Atlantyku, płynęliśmy z Wysp Kanaryjskich w stronę Karaibów, wystartowaliśmy 16 grudnia, więc po tygodniu byliśmy prawie w połowie drogi i nagle zorientowaliśmy się, że przegapiliśmy Wigilię.

K: Gdy w Polsce nasze rodziny siadały do kolacji w pierwszy dzień świąt, my w pośpiechu przygotowywaliśmy Wigilię. A złożyły się na nią barszczyk z torebki, kompot z puszki i ciasto z paczki oraz dodatkowy przydział grogu. Bardzo żeglarskie były te nasze święta, ale pamiętam, że było radośnie, spontanicznie, bardzo dużo się śmialiśmy, choć tego dnia bardzo wiało, a fale były bardzo duże – mimo wszystko dobry humor nas nie opuszczał.

Święta na AtlantykuŚwięta na Atlantyku White Dogs Sails

Na środku oceanu też można lepić pierogiNa środku oceanu też można lepić pierogi White Dog Sails

M: Kolejne święta też były dalekie od standardowych. Wypłynęliśmy z Trynidadu i akurat w Wigilię dopłynęliśmy na Grenadę. Wszyscy byliśmy w świątecznym nastroju, chcieliśmy zasiąść do wigilijnego stołu, po czym okazało się, że toaleta się zapchała, a tu trzeba rurę wymienić. Wszystko zamknięte, sklepów otwartych brak, pomocy też. W końcu znaleźliśmy wyjście awaryjne, a święta postanowiliśmy przełożyć o tydzień.

Święta na Martynice w 2020 rokuŚwięta na Martynice w 2020 roku White Dog Sails

K: Trzecie święta też spędziliśmy na Martynice. Koronawirus zatrzymał nas tam na rok. I tym razem nie obyło się bez przygód. Zaprosiliśmy przyjaciół amerykańsko-czesko-żydowskich na wigilię, bo w zasadzie tylko Polacy obchodzą ją z pompą. Ozdobiliśmy jacht, upiekliśmy ciasta, ugotowaliśmy barszcz i w połowie lepienia pierogów musieliśmy przerwać przygotowania, bo jakiś jacht wpadł na rafę.

M: Trzeba więc było rzucić lepienie pierogów i popłynąć wyciągać łódkę z mielizny. Wigilia przesunęła się wprawdzie o kilka godzin, ale ta przygoda nie zepsuła świątecznego nastroju.

K: To były typowo rodzinne święta, tylko na łódce i w tropikach.

Kasia Bruzda-Sinica z mężem MarcinemKasia Bruzda-Sinica z mężem Marcinem White Dog Sails

M: A w tym roku zanosi się kameralna, rodzinna kolacja we trójkę. Wigilię spędzimy w Puerto Velero. Gdzie? Oczywiście w domu. To znaczy na łódce. Na pewno będzie dużo Whatsapp’a z rodziną z Polski i pierogi. Choć trzeba przyznać, że święta tutaj w Kolumbii czujemy już od kilku tygodni. Codziennie na niebie rozbłyskują fajerwerki. Odnosimy wrażenie, że tutaj Boże Narodzenie ma większe znaczenie niż sylwester.

Podczas świąt na Martynice nie zabrakło także pierniczkówPodczas świąt na Martynice nie zabrakło także pierniczków White Dog Sails

Czy żeglarzy dopada czasem zmęczenie? A choroba morska daje w kość? Pewnie tak, ale nie zamieniliby za nic takiego życia. Choć zgodnie twierdzą, że najbardziej tęsknią za rodzicami i przyjaciółmi, dlatego raz do roku, gdy tylko mogą, przyjeżdżają, do Polski choć na miesiąc lub dwa, by w pełni się nimi nacieszyć.

Święta w Kenii. “Jesteśmy jak papużki nierozłączki. Klimatu świątecznego wprawdzie tu nie ma, ale najważniejsze, że jest żona”

Od 13 lat Karolina Ropelewska-Perek wraz z mężem Przemysławem są w drodze. Do tej pory małżeństwo odwiedziło 49 krajów na sześciu kontynentach. Święta Bożego Narodzenia postanowili spędzić w Kenii. 

Karolina Ropelewska-Perek: W Kenii jesteśmy już od ponad dwóch tygodni. Czujemy się tutaj jak w domu, wciąż spotykamy przyjaciół, uścisków nie ma końca. Dlaczego? Bo w ubiegłym roku COVID-19 zatrzymał nas tutaj na pięć miesięcy. 

Przemysław Perek: Mieliśmy zaplanowaną 6-tygodniową wyprawę przez Rwandę, Ugandę i Kenię, ale nasz pobyt znacznie się wydłużył. Odwoływano nam loty aż 11 razy. Mimo tego przymusowego uwięzienia, nie straciliśmy sympatii do Kenii, a wręcz przeciwnie wciąż nie możemy o tym kraju zapomnieć i dlatego postanowiliśmy tu wrócić.

Karolina: Choć od 13 lat jesteśmy w podróży, to zawsze wracaliśmy na święta do Polski. W tym roku stwierdziliśmy, że chcemy inaczej. Może to ubiegłoroczny lockdown popchnął nas do tej decyzji? Wielkanoc przecież trochę wbrew naszej woli musieliśmy spędzić bez naszych mam i rodzin, które zostały w Polsce. Dodatkowo, 20 grudnia przypadają moje urodziny. I zawsze chciałam je spędzić w ciepłym kraju, do tej pory wciąż nie udało się zrealizować tego pomysłu, aż do teraz.

Przemysław: Nie miałem wątpliwości, żeby tu przyjechać z żoną. W ubiegłym roku ja świętowałem swoje urodziny w Kenii, w tym roku, żeby druga połówka nie była pokrzywdzona, stwierdziłem, że zabiorę Karolinę również na safari do tego kraju, który skradł nasze serca.

K: Biłam się troszeczkę z myślami, ale pomyślałam, że tyle lat spędzałam święta z rodziną, dlaczego więc choć raz nie spędzić ich tylko z mężem i w sposób, który naprawdę mi odpowiada? Czasami trzeba podążać za własnymi marzeniami.

P: Nasze rodziny, mamusie prawie codziennie do nas dzwonią, tęsknią za nami, musimy im się pokazywać na kamerce i upewniać ich, że jesteśmy cali i zdrowi. W ubiegłym roku też Wielkanoc spędziliśmy tutaj. Dzisiejsza technologia pozwala spotkać się przy stole – wirtualnie. A dla mnie najważniejsze jest to, żeby spędzić święta z żoną, bo my jesteśmy jak papużki nierozłączki. Zawsze razem.

Karolina Ropelewska-Perek kocha zwierzętaKarolina Ropelewska-Perek kocha zwierzęta Karolina Ropelewska-Perek

K: Klimatu świątecznego wprawdzie tu nie ma, jest parę światełek na mieście. Jest grudzień, zwykle człowiek marznie, a tu jest gorąco. Największym prezentem dla nas jest to, że jesteśmy tutaj razem i w zdrowiu.

P: Wzięliśmy troszeczkę przysmaków ze sobą, śledzika, dobrą szyneczkę i to nam w zupełności wystarczy.

W KeniiW Kenii Karolina Ropelewska-Perek / archiwum prywatne

K: Dlaczego chciałam spędzić urodziny w Kenii? Kocham zwierzęta. Powiem tylko, że mąż na urodziny zabrał mnie na safari do Tsavo West. Za każdym razem, gdy brałam telefon i zaczynałam kręcić film, na drodze pojawiały się jakieś zwierzęta. Najpierw żyrafy i zebry, później żółw, wiewiórka i znowu zebry. Udało nam się zobaczyć sporo ptaków drapieżnych i strusie. A na sam koniec trafiliśmy na słonia, który przeciął nam drogę i podszedł do kałuży. Nabierał wody do trąby, po czym polewał nią swoje rozgrzane ciało. Po czym z drugiej strony drogi wyłoniło się większe stado tych majestatycznych olbrzymów. To były najpiękniejsze urodziny, jakie mogłam sobie wymarzyć i piękne zakończenie tego trudnego dla nas roku. Jak mam nie kochać Kenii, gdy po raz kolejny spełnia moje marzenia, a ja czuję szczęście i spokój.

Karolina Ropelewska-PerekKarolina Ropelewska-Perek Karolina Ropelewska-Perek / archiwum prywatne

Karolina Ropelewska-Perek z mężem Przemysławem są w KeniiKarolina Ropelewska-Perek z mężem Przemysławem są w Kenii Karolina Ropelewska-Perek / archiwum prywatne

P: Tak, nie da się ukryć. Karolina ma ogromną słabość do zwierząt. Na 40. urodziny przyjechaliśmy właśnie do Afryki, bo moja kochana żona zażyczyła sobie zobaczyć goryle górskie. Stąd pierwotny plan, żeby odwiedzić Rwandę, Ugandę i Kenię.

K: Rwandę bardzo chciałam odwiedzić, bo tu znajduje się grób badaczki goryli górskich Dian Fossey, która została zabita w swoim domu, na zboczach jednej z gór w obecnym Parku Wulkanów w pobliżu Ruhengeri. To było dla mnie ogromne przeżycie. Być w miejscu, gdzie zginęła osoba, którą podziwiam od dziecka, zobaczyć ten cudowny las, iść jej śladami. Później w Ugandzie zobaczyłam też moje wymarzone goryle górskie i szympansy. W parku Queen Elisabeth widziałam pierwszego słonia afrykańskiego, sunącego o świcie przez sawannę, stada hipopotamów w Kanale Kazinga. Mogłam zobaczyć na wolności mnóstwo zwierząt, które od dziecka oglądałam w książkach i programach przyrodniczych.

P: Szukamy cały czas swojego miejsca, w którym będziemy mogli osiedlić się na stałe. I to na pewno będzie ciepły kraj właśnie na tym kontynencie. Zwiedziliśmy już kawał świata, ale największy sentyment odczuwamy właśnie do Afryki i dlatego szukamy miejsca, w którym zatrzymamy się już na stałe.

Święta na Tajwanie. Święty Mikołaj? To nie jest bajka Tajwańczyków

Michał Golla Silvię Huang poznał w Kirgistanie. Po rocznej wyprawie po Ameryce Południowej nie miał wątpliwości, że spotkał miłość swojego życia. Trzy lata temu powiedziała “tak”, pobrali się, rok temu na świat przyszedł ich synek Eryk. I pewnie gdyby nie COVID-19, spakowaliby maleństwo w nosidełko i ruszyli w podróż, ale pandemia wywróciła przecież do góry nogami nie tylko ich życie.

W 2013 roku roku coraz częściej zacząłem się zapędzać a to do Azji Środkowej, a to do Ameryki Środkowej. Zjechałem niemal wzdłuż i wszerz Europę. Aż w Kirgistanie poznałem Silvię. Połączyła nas pasja do podróżowania. Razem przemierzyliśmy kraje Ameryki Południowej, a teraz w planach mamy odwiedzić Daleki Wschód. Choć na razie musimy nieco zweryfikować nasze plany, po świecie szaleje przecież kolejny wariant COVID-19, a my opiekujemy się naszym małym synkiem.

To właśnie COVID-19 sprawił, że trafiliśmy do Tajwanu, ojczystego kraju mojej żony. Ja uczę się chińskiego, prowadzę grupy turystyczne w góry, a Silvia wychowuje Eryka. Muszę przyznać, że od trzech lat nie byłem w Polsce. Teraz, w okresie świątecznym, moje myśli częściej niż zwykle krążą wokół moich bliskich w kraju i tradycji bożonarodzeniowych, których mi tutaj brakuje.

Na Tajwanie nie obchodzi się świąt Bożego Narodzenia. Tutaj dominującym wyznaniem jest taoizm, drugim jest buddyzm, a chrześcijaństwo stanowi niewielki wycinek – ok. 5, 6 proc. Gdzieniegdzie można znaleźć przystrojoną choinkę, ale to jedynie element marketingowy. Tutaj najważniejszym świętem jest Nowy Rok, który jest świętem ruchomym i wypada na koniec stycznia – początek lutego.

Eryk Golla podczas polskiej WigiliiEryk Golla podczas polskiej Wigilii Michał Golla

Gdy podróżowałem po Azji i teraz, gdy spędzam tu kolejne święta, na początku byłem w niemałym szoku, że gdy kultura zachodnia już od listopada szykuje się na święta i cała machina marketingowa zaczyna się rozpędzać, tutaj Tajwańczycy nawet nie wiedzą, kiedy chrześcijanie obchodzą święta Bożego Narodzenia. Nagle dowiadujemy się, że świat może wyglądać zupełnie inaczej.

Mieszkam z żoną i synkiem w wielopokoleniowym tajwańskim domu, razem z mamą Silvii i rodziną brata. Wszyscy są wyznania taoistycznego. I poza moją połówką – nikt nie wie, kiedy przypadają święta Bożego Narodzenia. Słyszeli o jakimś św. Mikołaju, ale nie wiedzą, z czym to się je. To po prostu nie jest ich bajka. Czy mi to przeszkadza? Nie. Nie jestem osobą religijną i praktykującą, nie przywiązuję do narodzenia Chrystusa aż tak wielkiej wagi, raczej brakuje mi świątecznej atmosfery i tradycji, dlatego co roku uczestniczę w wigilii organizowanej w polskim biurze handlowym, który jest odpowiednikiem ambasady. Odbywa się w Amba Hotel Taipei, a menu przygotowuje Wanderlust Beans Project – restauracja z Taichung. Jedyna polska restauracja na Tajwanie. W tym roku były pierogi, bigos, makaron, łazanki z mięsem, łosoś, bo karpii tutaj nie ma, a także dwa rodzaje sernika. Co ciekawe, nie może być makowca i makówek, bo mak jest tutaj zakazany (to pokłosie historii z opium i Brytyjczykami). Zwykle uroczysta kolacja odbywa się tydzień przed 24 grudnia i mogą w niej wziąć wszyscy Polacy mieszkający na Tajwanie wraz z rodziną.

Menu przygotowała Wanderlust Beans Project - jedyna polska restauracja na TajwanieMenu przygotowała Wanderlust Beans Project – jedyna polska restauracja na Tajwanie Michał Golla

Podczas polskiej Wigilii obowiązkowo była też choinkaPodczas polskiej Wigilii obowiązkowo była też choinka Michał Golla

W centrum językowym na uniwersytecie, gdzie uczę się chińskiego, dziś odbyła się impreza wigilijna, a w domu zamierzam zabawić się w św. Mikołaja i wręczyć synowi prezent. Jest jeszcze malutki, niewiele rozumie, więc w tym roku nie będzie w domu ozdób świątecznych, ale w przyszłym roku postaram się o choinkę. Chciałbym przekazać mu polskie tradycje związane ze świętami Bożego Narodzenia i spędzać je w polskim stylu, z rodziną przy jednym stole.

Zastanawiacie się, czy choć raz zamiast w kraju święta Bożego Narodzenia spędzić inaczej i ruszyć w podróż? Znacie już dobrze polską tradycję, wiecie czego się spodziewać. Szczerze namawiam do tego, żeby przynajmniej raz ruszyć do innego kraju i zobaczyć, jak to wygląda w innej części świata. To naprawdę ciekawe doświadczenie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCieszyn: Elementy małej architektury ozdobą wyremontowanej ul. Głębokiej
Następny artykułOrędzie abp. Wojdy na Boże Narodzenie