A A+ A++

Mamy wysyp inicjatyw na rzecz świeckości państwa. To temat, na którym można zrobić dobry wynik wyborczy, co pokazał w 2011 r. sukces Ruchu Palikota. Do tego też wyraźnie odwołuje się Wiosna Roberta Biedronia, który postulat ostrego rozdziału Kościoła od państwa potraktował jako wyróżnik nowego ruchu.

Pozycja Kościoła katolickiego w Polsce niekoniecznie odpowiada konstytucyjnym zasadom autonomii państwa i kościołów oraz bezstronności władz publicznych w kwestiach sumienia i wyznania. Ale wszystkie projekty, które koncentrują się na ograniczeniu nauczania religii w szkołach czy zminimalizowaniu świadczeń finansowych na rzecz kościołów, będą trudne do przeprowadzenia. Po pierwsze: większości z tych postulatów nie da się zrealizować bez zgody Kościoła, bo wesprze go w razie czego Trybunał Konstytucyjny. A po drugie: to nie nauka religii i przywileje finansowe kościołów – przede wszystkim katolickiego – są prawdziwym problemem. Są co najwyżej skutkiem znacznie głębszego problemu politycznego.

Pierwsza swój obywatelski projekt przywracania świeckości ogłosiła Barbara Nowacka z Inicjatywy Polskiej. Przewiduje on likwidację finansowania religii w szkołach (1,4 mld zł rocznie). I zniesienie obowiązku udostępniania przez szkoły pomieszczeń do nauki religii, co jest sprzeczne z art. 12 konkordatu, w którym „państwo gwarantuje” takie lekcje w szkołach i przedszkolach. Dalej projekt proponuje zniesienie Funduszu Kościelnego (za zeszły rok ponad 156 mln zł), z którego opłacane są składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne duchownych różnych wyznań, wspomagana jest działalność charytatywna, oświatowa, wychowawcza i opiekuńcza kościołów i związków wyznaniowych, odbudowa i remonty zabytkowych obiektów sakralnych.

Kolejny projekt przedstawił Kongres Świeckości – koalicja partii lewicowych, organizacji ateistycznych, obywatelskich (np. Obywatele RP) i kobiecych – w sumie ponad 30 podmiotów. Ustawa nosi tytuł „o jawności przychodów kościołów i związków wyznaniowych oraz o likwidacji ich przywilejów finansowych”. Te przychody, pochodzące z „tacy” i opłat za śluby czy pogrzeby, z innych darowizn i dotacji oraz z działalności gospodarczej, byłyby zgłaszane do urzędów skarbowych i co roku upubliczniane w Biuletynie Informacji Publicznej. Z kolei organy administracji publicznej, państwowe osoby prawne, przedsiębiorstwa państwowe oraz spółki prawa handlowego, w których Skarb Państwa posiada przynajmniej 30 proc., musiałyby co roku przekazywać Krajowej Administracji Skarbowej informacje o wszelkich udzielonych kościołom, związkom wyznaniowym i kościelnym osobom prawnym (np. fundacjom i stowarzyszeniom) formach dotacji. Choćby na uczelnie wyznaniowe, Świątynię Opatrzności Bożej (28 mln zł od 2016 do 2018 r.) czy na Światowe Dni Młodzieży w 2016 r. w Krakowie (446 mln zł). Chodzi także o rozmaite ulgi, jak „ziemia za złotówkę”, czyli sprzedawaną z ponad 90-proc. bonifikatą przez samorządy lokalne na cele kultu, jak słynna gdańska działka abp. Głódzia, na której hodował daniele.

Według projektu Kongresu Świeckości Krajowa Administracja Skarbowa mogłaby kontrować kościelne finanse. Projekt przewiduje też zniesienie ulg podatkowych dla kościołów od pieniędzy wydanych na cele kultowe, oświatowo-wychowawcze, naukowe, kulturalne, działalność charytatywno-opiekuńczą, punkty katechetyczne, konserwację zabytków oraz na inwestycje sakralne i inwestycje mające takie właśnie cele. A więc np. na zakup przez księdza samochodu. Księża często rejestrują jednoosobową działalność gospodarczą i korzystają z podatku zryczałtowanego oraz ulg na wyżej wymienioną działalność. Jak obliczył portal money.pl, duchowni płacą średnio dziewięciokrotnie niższe podatki od dochodów niż świeccy obywatele.

Dalej: znikłyby preferencyjne ulgi podatkowe na darowizny dla kościołów i związków wyznaniowych. Budowlane inwestycje kościelne poddane byłyby powszechnie obowiązującym rygorom. I mogłyby być finansowane tylko ze środków własnych kościołów, a więc nie byłaby już możliwa inwestycja komercyjna Roma Tower (zwana Nycz Tower) w centrum Warszawy, gdzie 170-metrowy wieżowiec powstaje na działce diecezji warszawskiej, za pieniądze firmy BBI Development (55 proc. dochodów z jego użytkowania weźmie diecezja). Zniesiono by Fundusz Kościelny. Autorzy projektu liczą, że te zmiany dadzą oszczędność 2 mld zł rocznie. I przywołują publikację Seweryna Mosza „Kasa Pana Boga” z 2015 r., w której szacuje on roczne wydatki i inne formy wspierania przez państwo kościołów i związków wyznaniowych na 14 mld zł.

W Sejmie od trzech lat leży obywatelski projekt „Świecka szkoła”, którego współautorką, z Leszkiem Jażdżewskim (magazyn „Liberté”), jest Katarzyna Lubnauer (N). Projekt został w styczniu 2016 r. posłany do sejmowej komisji edukacji, gdzie nie podjęto nad nim prac. Przewiduje zniesienie finansowania lekcji religii z budżetu państwa. Teraz Nowoczesna dorzuca nowy projekt: lekcje religii wyłącznie na pierwszej lub ostatniej lekcji, jedna lekcja tygodniowo (dziś są dwie, kosztem kształcenia z przedmiotów merytorycznych), licealiści sami decydują o tym, czy na nie chodzą, a oceny z religii nie ma na świadectwie szkolnym i nie liczy się do średniej.

Ostatni swój kamyk do kościelnego ogródka wrzucił Robert Biedroń. W ogłoszonym 3 lutego na warszawskim Torwarze programie partii Wiosna jest rozdział o świeckim państwie, a w nim: wycofanie religii ze szkół (sprzeczne z konkordatem), likwidacja Funduszu Kościelnego, opodatkowanie duchownych jak zwykłych obywateli. I opodatkowanie dochodów kościołów i związków wyznaniowych, łącznie ze zbiórkami typu „taca”. To też sprzeczne z konkordatem: jego artykuł 21 mówi, że przepisy polskiego prawa o zbiórkach publicznych nie mają zastosowania do zbierania ofiar na cele związane z religią i Kościołem. Konkordat jest ratyfikowaną umową międzynarodową, a te mają pierwszeństwo przed polskimi ustawami, dlatego kolejnym punktem programu Biedronia jest renegocjacja konkordatu.

Renegocjacja czy wypowiedzenie

Renegocjacja zaś jest w tym samym stopniu zależna od polskiego państwa, co od Watykanu. Trzeba wystąpić do Watykanu, dowodząc, że są konkretne problemy w stosowaniu konkordatu, i przekonać do tego Kościół. Ale on może nie dać się przekonać – i wtedy z renegocjacji nici. Można wypowiedzieć konkordat jednostronnie, ale wtedy trzeba udowodnić, że druga strona go złamała. – Jestem w stanie znaleźć na to argumenty – mówi dr hab. Paweł Borecki, ekspert w dziedzinie prawa wyznaniowego, adiunkt w Instytucie Historii Prawa UW. I wskazuje, że złamaniem konkordatu: zasady, że państwo i Kościół katolicki są „każde w swej dziedzinie niezależne i autonomiczne oraz zobowiązują się do pełnego poszanowania tej zasady we wzajemnych stosunkach”, były listy bp. Henryka Hosera do parlamentarzystów, w których groził ekskomuniką w razie głosowania za ustawą dopuszczającą zapłodnienie in vitro (2014 r.). – To tak, jakby premier groził arcybiskupowi aresztowaniem – mówi dr Borecki. Ekskomuniką miał być też objęty prezydent Bronisław Komorowski za podpisanie tej ustawy. Ale stanowisko zajął episkopat, stwierdzając, że nie będzie automatycznej ekskomuniki, bo np. posłowie mogą się wyspowiadać i żałować za grzechy (nie wyjaśnił, co z tymi, którzy nie będą żałować głosowania).

Wypowiedzenie konkordatu powoduje stan sprzeczny z konstytucją, która konkordat przewiduje. Jak w przypadku Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji za pierwszych rządów PiS. Gdy przerwano kadencję KRRiT, zanim powołano nową, TK stwierdził, że ustawa, która nie gwarantowała Radzie ciągłości, była sprzeczna z konstytucją. Dr Borecki pokazuje jednak słabość Kościoła: – W Polsce zarówno Kościół instytucjonalny, jak i duchowieństwo są w poważnym stopniu zależne finansowo od państwa. Władze mają więc instrument presji.

Ani konstytucja, ani konkordat nie wymagają finansowania religii przez państwo. Ale zarzut sprzeczności z konstytucją już się pojawił w opiniach rządu PiS i prokuratora generalnego do obywatelskiego projektu, który leży od trzech lat w sejmowej komisji edukacji. Twierdzą, że wycofanie się państwa z finansowania nauczania religii i przerzucenie tego obowiązku na kościoły – a więc na wiernych – oznacza odpłatność tych lekcji. A według konstytucji publiczna szkoła – na poziomie podstawowym i średnim – jest w Polsce bezpłatna.

Szereg zajęć dodatkowych w polskich szkołach było i jest odpłatnych. Poza tym, jeśli opłaca je państwo, to przecież też z pieniędzy podatników. Ale kościoły zaskarżyłyby takie prawo do TK. A ten – przed „dobrą zmianą” – praktycznie wszystkie sprawy kościelne rozstrzygał na rzecz Kościoła. Poczynając od wprowadzenia w 1990 r. religii do szkół instrukcją, i to sprzeczną z ówczesną ustawą oświatową, przez stopnie z religii na świadectwach, finansowanie katechetów, krzyże w szkolnych klasach, modlitwę w szkole, finansowanie uczelni katolickich niewymienionych w konkordacie, nawet jeśli kształcą na kierunkach świeckich i wymagają zaświadczenia od proboszcza. Zaakceptował nawet „wartości chrześcijańskie” w ustawie o radiofonii i telewizji, uznając, że znaczą to samo co humanistyczne, a więc nie naruszają zasady równości wyznań ani „bezstronności” państwa w sprawach światopoglądowych.

Trybunał – oprócz wolności religii – powoływał się także na konstytucyjną zasadę „przyjaznego współdziałania” państwa i kościołów „dla dobra człowieka i dobra wspólnego” (art. 25 konstytucji). I to może być gwóźdź do trumny prób odebrania tego, co Kościół wywalczył sobie od państwa nie na podstawie konkordatu – czyli większości przywilejów. Sądząc z dotychczasowego orzecznictwa TK, ta zasada może być rozumiana jako obowiązek uzyskania na wszelkie zmiany zgody kościołów i związków wyznaniowych.

Więcej: na tym Kościół katolicki wydaje się opierać swoje roszczenia do współkształtowania polityki państwa, np. w sprawach prokreacji (in vitro, aborcja), związków rodzinnych (związki partnerskie, małżeństwa jednopłciowe, adopcja, przemoc w rodzinie), edukacji (zwalczanie „genderu”, czyli edukacji równościowej i edukacji seksualnej), kwestie zdrowotne, w tym lekarska i farmaceutyczna klauzula sumienia. Na (niejawnych) posiedzeniach Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu omawia się szeroką problematykę. Rząd Jerzego Buzka zgodził się na przesyłanie episkopatowi rządowych projektów ustaw przychodzących do ministra spraw wewnętrznych i administracji. W końcu przecież cała polityka państwa powinna być prowadzona „dla dobra człowieka i dobra wspólnego”.

Dr Borecki: – Państwo jest w okowach „przyjaznego rozdziału” i „współdziałania”. Z nich wywodzi się zasada bilateralności, czyli wprowadzania wszelkich zmian na zasadzie porozumienia.

Prof. Ewa Łętowska, sędzia TK w stanie spoczynku (która w większości „kościelnych” spraw w TK składała zdania odrębne, a jako rzecznik praw obywatelskich zaskarżyła w 1990 r. instrukcję o wprowadzeniu religii do szkół), podkreśla, że w żadnej z rozpoznanych spraw Trybunał nie dał wprost takiej wykładni „współpracy na rzecz dobra wspólnego”. Ale przyznaje, można się w jego orzeczeniach doszukać takiego kierunku myślenia.

Walka z krzyżami

Nic się nie da zrobić? Da się. Np. zaproponowane przez Nowoczesną ograniczenie lekcji do jednej w tygodniu i organizowania na pierwszej lub ostatniej godzinie – dzisiejszy stan nie jest prawnie gwarantowany. Albo zlikwidowanie problemu „kreski” z religii na świadectwie, co Trybunał w Strasburgu (w 2010 r. w sprawie Grzelak przeciwko Polsce) uznał za naruszenie prawa do milczenia w sprawach wyznania. RPO od lat domaga się informowania rodziców w każdej szkole o możliwości zapisania się na etykę. Ostatnie wystąpienie do MEN jest z listopada zeszłego roku. Wystarczy, żeby rodzice dostawali w szkole druk, na którym zaznaczą: „religia” lub „etyka”. I wprowadzenie dla niechodzących na religię obowiązkowych lekcji etyki lub podstaw filozofii. Wiele zależy wyłącznie od postawy rządzących.

Walka z krzyżami w przestrzeni urzędowania władzy publicznej została przegrana. Sądy – za Trybunałem w Strasburgu (sprawa Lautsi przeciwko Włochom, 2011 r.) – uznają, że krzyż jest nie tylko symbolem religijnym, ale też kulturowym i historycznym, i jako taki nie jest narzędziem presji światopoglądowej. W konstytucji zapisano zamiast „neutralności” państwa „bezstronność” w sprawach religii i światopoglądu. Prof. Łętowska: – Szkoda, że tak postąpiono. „Neutralność” to ogólna postawa oznaczająca równy dystans. „Bezstronność” przejawia się raczej w konkretnych decyzjach. Np. czy krzyż na sali obrad Sejmu albo w urzędzie to naruszenie zasady bezstronności? Można twierdzić, że nie, dopóki nie znajdzie odbicia w konkretnych decyzjach, które nie będą bezstronne.

Ale problemu krzyży nie będzie, jeśli funkcjonariusze publiczni przestaną sobie je wieszać. Robert Biedroń, zostawszy prezydentem Słupska, wyniósł z honorami krzyż ze swojego gabinetu i zaniósł do kościoła. Skandalu nie było. To samo może zrobić marszałek Sejmu z krzyżem z sali obrad. Jeśli posłowie chcą dać świadectwo wiary, mogą postawić krzyże na swoich pulpitach. Tak jak dziś mogą dodać do przysięgi „tak mi dopomóż Bóg”.

Poziom klerykalizacji

Jeśli przyjdzie do władzy ugrupowanie zdecydowane oddzielać tron od ołtarza, jego funkcjonariusze nie muszą włączać mszy do państwowych uroczystości, co od lat jest nagminne. Prezydenci czy premierzy mają prawo uczestniczyć w kulcie, ale nie muszą tego robić ostentacyjnie. Władza nie musi też godzić się na kolejne koncesje na rzecz Kościoła katolickiego w tzw. sferze obyczajowej. Wprowadzenie np. związków partnerskich nie będzie naruszeniem konkordatu ani konstytucji, która odnosi się tylko do małżeństwa. Podobnie jak uchwalenie ustawy o uzgodnieniu płci osób transpłciowych. Czy wprowadzenie edukacji seksualnej i równościowej w szkołach. Twierdzenie, że edukacja równościowa to ideologia i dlatego zgodę na nią musi wyrazić każdy pojedynczy rodzic, jest daleko idącym nadużyciem. Zresztą czy ktoś konsultował z rodzicami dzisiejsze podręczniki, w których promuje się „tradycyjne” role społeczne związane z płcią?

Postulat aborcji „na życzenie” do 12. tygodnia życia jest na razie sprzeczny z konstytucją, a konkretnie z wyrokiem TK z 1997 r., w którym stwierdził, że życie ludzkie w każdej fazie powinno być chronione, choć niekoniecznie z tą samą intensywnością. Braku ochrony do 12. tygodnia nie da się z tym pogodzić. I mocno wątpliwe, aby Trybunał zmienił w tej sprawie zdanie. Ale można urealnić dostęp do legalnej aborcji. Po orzeczeniu TK z 2015 r. w sprawie lekarskiej klauzuli sumienia, w którym TK rozszerzył ją praktycznie na każdego, zasłaniają się nią także władze placówek, odmawiając kobietom wskazania, gdzie mogą wykonać aborcję. Państwo, które nie ulega Kościołowi, powinno wprowadzić system powszechnego dostępu do informacji o najbliższych placówkach wykonujących aborcje. I priorytetowo zawierać z nimi kontrakty.

Poziom klerykalizacji życia publicznego nie zależy od religii w szkołach, która – finansowana przez państwo – jest w większości krajów Europy. Podobnie jak rozmaite dotacje dla kościołów, choć niekoniecznie w takiej skali jak w Polsce.

Poziom klerykalizacji zależy wyłącznie od władzy świeckiej. Albo będzie ulegać Kościołowi katolickiemu, albo nie. Na razie wszystkie rządy po 1989 r. Kościołowi ulegały. – To efekt słabości tendencji demokratycznych w naszym kraju. Skoro większość jest suwerenem, a większość jest katolicka, to mamy wspólnotę tronu i ołtarza – ocenia prof. Łętowska. I dodaje: – Dziś mamy rozdział Kościoła od państwa, ale taki gorszego sortu. Poprzerastany jak boczek tłuszczem. Kościół wiele osiąga małymi kroczkami i cierpliwością, bo ma czas. A władza mu na to pozwala, bo myśli w horyzoncie czteroletnim swoich rządów i ryzyka wyborczego.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTERMOMODRNIZACJA KAZIMIERZA WIELKIEGO 12
Następny artykułAwantura pod TVP | Lincz na Jasnej