Dwa lata temu Iga Świątek i Emma Raducanu zagrały dobry ćwierćfinał w Stuttgarcie – Polka wygrała 6:4, 6:4. Teraz mistrzynie wielkoszlemowe znów spotkały się w tej fazie turnieju i znowu dały nam widowisko. Mimo że dziś w światowym rankingu dzieli je ponad 300 miejsc.
W kwietniu 2022 roku Świątek przyjechała do Stuttgartu jako nowa numer jeden rankingu WTA. Była nią dopiero od dwóch tygodni, awansowała na szczyt w nietypowych okolicznościach, bo po tym, jak Ashleigh Barty ogłosiła zakończenie kariery i poprosiła o wykreślenie jej z rankingu.
Anke Huber, była niemiecka tenisistka, a teraz dyrektorka Porsche Tennis Grand Prix, stwierdziła wtedy, że Świątek raczej nie utrzyma się długo na pierwszym miejscu. Takie zaszczyty wróżyła raczej Raducanu.
Dziś, dwa lata później, Raducanu jest chwalona za to, że pierwszy raz od prawie trzech lat (od US Open 2021) wygrała cztery mecze z rzędu. A Polka przez te dwa lata tylko przez osiem tygodni nie była numerem jeden! Świątek to dominatorka, od niej oczekuje się właściwie tylko zwycięstw. I pewnie wielu obserwatorów się dziwi, kiedy widzi, że i Iga miewa kłopoty.
Marka Świątek jak lokata w banku. A marka Raducanu?
Drugi gem meczu Świątek – Raducanu trwał aż 14 minut, Polka broniła się przed wynikiem 0:2. Pierwszy gem był szybki – Iga prowadziła 40:0, nagle przegrała pięć kolejnych akcji i dała się przełamać. To ją przebudziło, a Raducanu rozochociło. I od razu temperatura meczu tak urosła, że komplet czterech tysięcy widzów patrzył i nie miał czasu nawet mrugać.
Oglądaliśmy świetne wymiany, w których Świątek uczyła się cierpliwości. Widzieliśmy zadziorność u Raducanu godną zawodniczki, która wygrała US Open. Krótko mówiąc – mogliśmy mieć wrażenie, że owszem, Iga to numer jeden, jak dwa lata temu, gdy grała w Stuttgarcie ćwierćfinał z Raducanu, ale że Emma jest również zawodniczką z absolutnie ścisłej czołówki. Wtedy Brytyjka w rankingu WTA była 12. Teraz, po seriach kontuzji i operacji, zajmuje dopiero 303. miejsce.
Raducanu to jednak wciąż gwiazda tenisa, mimo że sukcesów już długo w nim nie odnosi. W grudniowym rankingu “Forbesa” przedstawiającym najbogatsze na świecie sportsmenki 2023 roku Świątek była na szczycie, ale Brytyjka zajęła czwarte miejsce. Nieważne, że z kortu podniosła tylko 200 tysięcy dolarów – aż 15 milionów zarobiła z kontraktów reklamowych.
Świątek te proporcje ma o wiele zdrowsze, po prostu zdrowe. Do 9,9 mln dolarów wywalczonych na kortach dorzuciła w ubiegłym roku 14 mln dolarów z umów sponsorskich. Te kwoty u niej będą rosły, bo lokowanie pieniędzy w markę Świątek jest dla wielkich firm jak inwestycja w najlepsze lokaty bankowe. A co z Raducanu? Ona swoją markę musi odbudować na korcie. Takimi meczami jak ten z Igą na pewno idzie w dobrą stronę.
To może być mocna rywalka Świątek. Powrót na dobrą drogę
W pierwszym secie Raducanu nie podłamała się tym 14-minutowym gemem, którego przegrała po siedmiu równowagach i po obronie dwóch breakpointów. Później nie pękła ani przy wyniku 2:3 i 30:40 oraz breakpoincie dla Polki, ani przy 4:5 i 0:30 przy swoim kolejnym serwisie. Długo pokazywała taką odporność, jaką mało kto może się pochwalić przy naciskającej Świątek. Zwłaszcza na mączce.
Ostatecznie przegrała 6:7 po tie-breaku, w którym Iga już absolutnie dominowała (7-2). I chyba ta trwająca aż godzinę i 10 minut partia za dużo zakosztowała Brytyjkę. Mentalnie (przegrała, mimo że miała 13 winnerów i tylko sześć niewymuszonych błędów), ale też fizycznie, wydolnościowo.
W drugim secie już wyraźnie widzieliśmy wyższość faworytki. Iga od razu wygrała do zera gema serwisowego Emmy, po chwili podwyższyła na 2:0 i kontrolowała sytuację. A Raducanu – choć naprawdę się starała – w pełni rozpędzonej Polki nie była w stanie zastopować. Natomiast wielkie brawa należą jej się za to, jak broniła się przed szybkim odjazdem Świątek. Robiła to, wyszarpując swoje gemy serwisowe po długim graniu na przewagi. Broniła wielu breakpointów. Natomiast Świątek przy swoim podaniu wygrywała gemy właściwie bezproblemowo. W całym meczu Raducanu miała zaledwie jedną szansę na przełamanie Świątek i ją wykorzystała. Z kolei Iga miała aż 11 breakpointów, z których rywalka obroniła aż osiem.
Jeszcze raz: brawa dla niej! A dla Świątek jeszcze większe. Za to, że nawet w tak trudnym meczu umie narzucić swoje warunki i wykazać swoją wyższość. W punktach było 84:65 dla Polki, która zagrała 30 winnerów i miała 19 niewymuszonych błędów – Brytyjka miała 20:14.
Raducanu przed meczem mówiła, że jeśli zdołałaby wygrać ze Świątek (wcześniej przegrała z Igą wszystkie trzy mecze i nie urwała jej nawet seta), to byłaby bardzo szczęśliwa. Ale od razu zaznaczała, że jeśli przegra, to też wygra – konkretnie odpoczynek po serii zwycięstw, która ją zmęczyła.
To może nie brzmi dobrze, ale wystarczy wczuć się w sytuację Raducanu, a uzna się, że taka jest po prostu prawda. Ona ma dopiero 21 lat, przed nią jeszcze dużo dobrego, ale pod warunkiem, że pójdzie po to krok po kroku. I właściwą drogą. Wydaje się, że na nią wróciła.
Jazda po trzecie porsche. A później po jeszcze więcej
A Iga? Ona jest na drodze po trzeci z rzędu tytuł w Stuttgarcie i po trzecie porsche za wygranie tego turnieju. W królestwie swojego sponsora Iga nigdy nie przegrała meczu!
W sobotnim półfinale jej serię postara się przerwać Jelena Rybakina. Przed Igą zapewne kolejny trudny mecz. Ale czy łatwy był ten z Elise Mertens (6:3, 6:4) albo ćwierćfinał z Raducanu? To bardzo dobrze, że Świątek granie na kortach ziemnych zaczęła od mocnych sprawdzianów. Ona mączkę kocha, ale w tym roku weszła na nią później i na pewno dużo więcej dadzą jej takie przeprawy, niż dałyby efektowne wygrane po 6:0, 6:1.
Impreza rangi WTA 500 w Stuttgarcie to bardzo smaczna przystawka przed tysięcznikami w Madrycie i Rzymie, a zwłaszcza przed wielkoszlemowym Roland Garros, które Iga będzie chciała wygrać już czwarty raz w karierze. Jej apetyt jest wciąż wielki. Ona cały czas jest nienasycona.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS