A A+ A++

Raków Częstochowa w sobotę zagra z Legią Warszawa o Superpuchar Polski. Żarko Udovicić liczy na spotkanie z Filipem Mladenoviciem, którego był świadkiem na ślubie.

Maciej Słomiński, Interia: Czy oglądał pan mecz Legii Warszawa z Bodo/Glimt? Jak ocenia pan Legię, która będzie rywalem Rakowa w sobotę o godz. 20. W uwerturze sezonu zagracie o Superpuchar Polski.

Żarko Udovicić, zawodnik Rakowa Częstochowa: – Jestem w trakcie przeprowadzki, także całego meczu niestety nie widziałem. Jestem w Polsce od lat, znam Legię bardzo dobrze, wiem na co ją stać. Nie zdziwił mnie wynik środowego meczu – Legia zrobiła co do niej należało i pewnie awansowała do kolejnej rundy eliminacji Ligi Mistrzów.

Czy Raków Częstochowa może przeciwstawić się Legii w sobotę?

– Lubię grać przy Łazienkowskiej, zawsze jest topowa atmosfera. Być może Legia będzie trochę zmęczona, w tym upatruję naszej szansy, ale nie tylko. Jesteśmy świeżo po bardzo dobrym zgrupowaniu w Austrii, gdzie wykonaliśmy dużo ciężkiej pracy. Były też dobre sparingi z silnymi rywalami, w których osiągnęliśmy bardzo dobre rezultaty. Wygrana z Szachtarem Donieck, remisy z Red Bull Salzburg i Tirolem. Jeśli z takim nastawieniem jak w meczach kontrolnych zagramy z Legią, jestem spokojny o wynik i o trofeum.

Pan w sparingach był raczej rezerwowym, czy należy się spodziewać pana występu w sobotę?

– To już pytanie nie do mnie. Raków w poprzednim sezonie osiągnął największy sukces w 100-letniej historii, dlatego nie należy się spodziewać wielu zmian w składzie. Nawet jeśli wejdę na kilka minut, będę robił to czego wymaga ode mnie trener, będę się starał wypaść jak najlepiej. Przez miesiąc od kiedy to jestem zrozumiałem system gry i zasady Rakowa, ale mówić można wiele. Wolę pokazać formę na boisku, nie w wywiadzie.

Po lewej stronie drużyny Legii Warszawa będzie zapewne hasał Filip Mladenović, pana znajomy z czasów wspólnej gry w Lechii Gdańsk. Jesteście wciąż w kontakcie?                                                    

– Codziennie wymieniamy wiadomości! Przed sobotnim meczem linia jest już rozgrzana. Prowokowałem Filipa mówiąc, że może się tak zdarzyć, że pojawię się na prawej stronie Rakowa,  wówczas się spotkamy. Ostrzegałem, żeby uważał na moją lewą nogę. “Zapraszam!” – odpisał Mladenović (śmiech).

Zdaje się, że jesteście kolegami nie tylko z boiska.

– Pod koniec maja, byłem świadkiem na weselu “Mladena”, w Belgradzie.

Czy pan młody, jak często na boisku, zasłużył na żółtą kartkę swoim zachowaniem podczas imprezy? 

– Wprost przeciwnie. Poza boiskiem Filip to niesłychanie spokojny człowiek. Czasem aż za bardzo. W dniu ślubu, żona kazała mu być gotowym o 13 na sesję zdjęciową. Oczywiście sama się spóźniła, jak to kobieta. Niestety, my też! O 12.50 pan młody dopiero brał prysznic. Fotograf kręcił głową z niedowierzaniem. Raz w życiu zdarza się taki dzień, a tu 10 minut przed terminem “Mladen” dopiero się kąpie. Niesamowity spokój.

W Gdańsku tworzyliście silną “bałkańską mafię”, obok Mladenovicia należeli do niej Mario Maloca i Zlatan Alomerović. Czy w Częstochowie też tworzycie małą Jugosławię?

– Są już Chorwaci Zoran Arsenić i Fran Tudor, Serb Marko Poletanović i Słoweniec David Tijanić. Razem ze mną przyszli bośniacki bramkarz Vladan Kovacević i Serb Milan Rundić. Dopiero się docieramy i poznajemy, ale jak to na Bałkanach, jest między nami sporo pozytywnych żartów i uśmiechu.

Jakie ma pan cele na rozpoczynający się sezon w barwach Rakowa Częstochowa?

– Gdy przechodziłem ze zdegradowanego z Ekstraklasy Zagłębia do, o wiele silniejszej Lechii Gdańsk, powiedziałem że moim celem jest wyrównanie wyniku 10 asyst, który miałem w Sosnowcu. Teraz w sprawie celów nabieram wody w usta. Cieszę się,  że zrobiłem kolejny progres, że zagram w pucharach. Moim celem jest pokazać, że wiek nie gra.

Nie czuje się pan na 34 lata?

– Nie i wiem, że komputer też pokazuje, że mam mniej.

W Gdańsku nie wyszło tak jak pan planował. Przez dwa lata zagrał pan 23 razy w lidze i zdobył trzy bramki.

– Początek miałem fantastyczny. Oficjalnie zadebiutowałem w meczu o Superpuchar Polski w Gliwicach. Mam nadzieję, że tak jak wtedy teraz trofeum na boisku mistrza Polski zdobędzie zdobywca Pucharu. Ten dwuletni pobyt w Gdańsku był dziwny. Po świetnym początku, czerwone kartki z ŁKS i Arką Gdynia. Szczególnie tej drugiej nie rozumiem do dzisiaj. Potem kłopoty zdrowotne. Najważniejsze, że wiem co robić teraz i czego nie robić, żeby w kolejnych rozgrywkach było lepiej.

Żałuje pan czegoś z tych dwóch lat w Gdańsku?

– Żałuję, że nie dostałem więcej minut na boisku. Przez ten czas, gdy grałem udało mi się zrobić kilka fajnych rzeczy. Żałuję finału Pucharu Polski w Lublinie z Cracovią, który przegraliśmy 2-3 po dogrywce. Miałem asystę przy bramce Omrana Haydary’ego, potem szansę na podwyższenie prowadzenia i zamknięcie meczu. Długo w tym spotkaniu prowadziliśmy, nie byliśmy drużyną słabszą i nie zasłużyliśmy na przegraną. Tego żałuję.

Na koniec pobytu w Lechii Gdańsk, zaliczył pan spektakularne pudło w ostatnim meczu sezonu z Jagiellonią Białystok.

– Nie byłem zadowolony z siódmego miejsca, na którym skończyliśmy ligę. Nikt nie był. Wszyscy mówią, że byłem metr od bramki i nie trafiłem. Tak czasami bywa, że nie wychodzi jak się bardzo chce. Wbrew pozorom to nie była łatwa sytuacja, obok był Flavio Paixao. Byłem w pełnym biegu, podbiegłem “pod piłkę” i to był błąd. W efekcie nie trafiłem.

Już wtedy było wiadomo, że Lechia nie przedłuży z panem kontraktu i odchodzi pan z Gdańska.

– Nikt nie może powiedzieć, że się nie starałem. Chwilę potem wrzuciłem piłkę do Flavio, on trafił do bramki, ale sędzia uznał, że ręką. … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPłacowa przepaść, słabnący złoty i wystrzał inflacji za oceanem [Wykresy tygodnia]
Następny artykułPomoc dla poszkodowanych przez klęski żywiołowe