A A+ A++

Jest lipiec 1990 roku. Czarno-biała Kronika Filmowa donosi o przełomowych zmianach w Polsce. W Sejmie przemawia wicepremier Leszek Balcerowicz. „Stoicie przed decyzja, która wpłynie na zmianę ustroju gospodarczego Polski”. Dalej wicepremier mówi o „przekształceniach własnościowych”, o „programie stabilizacyjnym,” o „gospodarce rynkowej opartej na szerokim udziale prywatnej własności”. Następnie Kamera Kroniki przenosi się na warszawskie ulice. Materiał „Przedszkole biznesu”. Handluje się czym się da i z czego się da: z wieszaków, z łóżek polowych, z bagażników. Za przymierzalnię tureckich jeansów służby mały fiacik. „Od gospodarki bazarowej jeszcze daleko do rynkowej. Ale tutaj już nie trzeba znaków pokazujących drogi do prywatyzacji. Wybór wskazuje, że do Europy, na Zachód, pociągnęliśmy historycznym traktem bliskowschodnim” – komentuje lektor.

Taka była Warszawa 30 lat temu. O społeczne porównanie tamtego miasta i dzisiejszej Warszawy poprosiliśmy Bognę Świątkowską, założycielkę i prezeskę fundacji Bęc Zmiana oraz dr. Łukasza Drozdę, urbanistę i politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, autora książki „Uszlachetniając przestrzeń. Jak działa gentryfikacja i jak się ją mierzy”

Bogna Świątkowska: Przyszło pokolenie, dla którego miasto to ojczyzna

Na początek, co według mnie się nie zmieniło. Warszawa, ze względu na swoją skalę, zawsze była najbardziej tolerancyjnym miastem w Polsce. W dużym mieście można się ukryć, można znaleźć takich ludzi, którzy są podobni do siebie. To jest ta tarcza ochronna, którą dają duże miasta.

Warszawa zawsze była też pełna przyjezdnych. Tu się odbywały Sejmy, posłowie zjeżdżali z całej Polski, a wraz z nimi ogromna rzesza tych, którzy ich obsługiwali. W późniejszym okresie ludzie przyjeżdżali tu za chlebem, za pracą. To są procesy, które dotyczą dużych organizmów miejskich na całym świecie.

Co się zmieniło? Przede wszystkim miasto było nieme. Warszawiacy nie wydawali z siebie ani opinii, ani głosu krytycznego. Nie byli w stanie sformułować żadnych postulatów, które dzisiaj wybrzmiewają tak swobodnie. I nam się wydaje, że to jest normalne; że są takie organizacje jak Miasto Jest Nasze, że jest cała sieć organizacji pozarządowych, które wyśmienicie spełniają najróżniejsze potrzeby mieszkańców miasta. Warszawa naprawdę była wtedy niema. Nie było nawyków zabierania głosu, narzędzi, przestrzeni swobodnej wymiany opinii na skalę, którą mamy dziś.

Handel uliczny pod Rotundą w 1990 roku Fot. TADEUSZ ROLKE / AGENCJA GAZETA

Oczywiście w PRL-u, podobnie jak wcześniej, ludzie mieli swoje sposoby, żeby działać po swojemu, wbrew systemowi robić rzeczy, na których naprawdę im zależy. Ale było to działanie w małej skali, jak na dzisiejsze czasy. To była jakaś siatka kolportażu, harcerstwo, nieformalne grupy dyskusyjne. Wymagało to analogowych narzędzi, które nie dają takiego rażenia, do którego przez ostatnią dekadę przyzwyczaiły nas nowe technologie.

Dzisiaj – przy Facebooku, Instagramie – ile się naczytałam w gazetach tekstów przepisanych z mediów społecznościowych. Dzisiaj to my, mieszkańcy, jesteśmy twórcami komunikatów. To my mamy tę swobodę i narzędzia, by zabrać głos. Skala i głębokość dyskusji jest drastycznie różna.

Kolejna zmiana: w latach 90. nie bulwersowałam się estetycznie widokiem setek straganów typu szczęki przy Pałacu Kultury. Przeciwnie – byłam szczęśliwa, że ktoś przemyca rzeczy przez granicę, bo dzięki temu ja za swoje biedapieniążki mogłam w ogóle coś kupić. Celem transformacji nie było przedłużanie tymczasowości. To był moment, kiedy wszyscy mogli zacząć gonić swoje aspiracje, marzenia. Staraliśmy się jak najszybciej osiągnąć to, co dawniej wydawało nam się niemożliwe i nieosiągalne.

Hala Uniwersalu na pl. Defilad - 1993 r.Hala Uniwersalu na pl. Defilad – 1993 r. fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Od tamtego czasu Warszawa przeżyła ogromne zmiany. Jest wspaniałym miastem w porównaniu z tym, jakim była w latach 90. Rozkwitła w sposób niesamowity. Zwłaszcza, jeżeli chodzi o świadomość mieszkańców. Czują się właścicielami miasta. To jest ta zmiana, która umożliwia sensowną pracę nad tym, czym miasto jest i czym się może stać. Przyszło pokolenie ludzi, dla którego miasto jest ojczyzną, o której potrafią mówić, potrafią się zaangażować, potrafią się wkurzyć i wywalczyć dużo dobrych rzeczy. Pojawili się właściciele miasta, w takim symbolicznym sensie.

Oczywiście nie jest tak, że 100 procent mieszkańców jest zaangażowanych. Ci, którzy się włączają do dyskusji, mają wysokie kompetencje kulturowe, potrafią nie tylko obserwować rzeczywistość, ale też ją interpretować i tworzyć nowe sytuacje, wpływające na to, jak miasto wygląda i działa. Są w jakimś sensie uprzywilejowani, bo mają na to czas i przestrzeń w swoim życiu. Fajne w dzisiejszej Warszawie jest, że istnieje dużo inicjatyw, które dostrzegają grupy gorzej sytuowane, że miejskie ruchy są bardzo wrażliwe społecznie.

No, ale wszystko, o czym mówię, może być za chwilę nieaktualne. Nie wiemy, jaka będzie Warszawa po pandemii.

Łukasz Drozda: Klasę robotniczą zastąpiła klasa usługowa, prekariat

Warszawa 30 lat temu i dziś to różnorodne miasta o złożonej strukturze klasowej. Choć zaniknęła duża część klasy robotniczej, to zastąpiła ją klasa usługowa, czyli prekariat. Ale podobieństw jest sporo. 30 lat temu nie u wszystkich był entuzjazm i nastawienie na nowe szanse. To zależało od grupy społecznej. Ten entuzjazm zaczął się szybciej wyczerpywać właśnie u klasy robotniczej. Podobnie jest dziś z przedstawicielami prekariatu, pracownikami na umowach śmieciowych.

Czy zmieniliśmy się aż tak bardzo światopoglądowo? Kiedy byłem dzieckiem, to na ścianie mojego pokoju wisiała okładka pierwszego numeru „Gazety Wyborczej” z 1989 roku. Był na niej artykuł ze słowami prymasa Glempa o tzw. ochronie życia poczętego. Brzmi znajomo.

Z perspektywy urbanisty mogę wskazać zmiany w sposobach poruszania się po mieście i w stosunku do przestrzeni publicznej. Po pierwszej fascynacji prywatyzacją wszystkiego, co się rusza, ale też segregacją, możliwością odgradzania od ludzi, trend ten, wydawało się, przymarł. Choć w Warszawie wciąż buduje się sporo grodzonych osiedli. Obawiam się również, że w najbliższym czasie możemy mieć nawrót do zmilitaryzowanej urbanistyki. Po pandemii może wrócić fascynacja grodzeniem, teraz wzbogacona chyba jeszcze o nową falę higienizmu, który kiedyś na wiele lat skompromitowała II wojna światowa.

Słyszę, że nie było wtedy ruchów miejskich. To prawda, że pierwszy sformalizowany – My, Poznaniacy – powstał dekadę temu. W wyborach samorządowych w 2014 roku ruchy miejskie działały już w całej Polsce z warszawskim Miasto Jest Nasze na czele. Ale czy wcześniej tego zaangażowania nie było? Z perspektywy badań nad ruchami miejskimi, widzimy, że funkcjonowały różne inicjatywy społeczne. I to umykało nawet socjologom. Nie doceniano roli stowarzyszeń związanych z poprzednim system. Dodatkowo to też wszelkiego rodzaju narzekactwo na uciążliwości życia codziennego, legendarna nieprzyjazność mieszkańców wobec turystów. To też jest forma oporu, protestu, ruchu, który się czemuś sprzeciwia. Oczywiście można powiedzieć, że przywołane już przeze mnie Miasto Jest Nasze ma też szereg propozycji pozytywnych, ale powiedzmy sobie szczerze – w znacznym stopniu ruch zawiązał się na skutek protestu i tak jest do dziś: większość działań aktywistów miejskich to protesty i sprzeciw.

To wcześniejsze zaangażowanie nie było nazwane, nie było tak zorganizowane. Aktywiści miejscy byli mniej zmobilizowani, na pewno nie nazywali siebie aktywistami. Było mniej przedstawicieli wykształconej klasy średniej, którzy osiągnęli już jakiś dobrobyt, że mogą walczyć politycznie o coś więcej niż najbardziej przyziemne kwestie bytowe. Pamiętajmy też jednak, że dzisiejsze ruchy miejskie nie mają masowego poparcia. Nie są bardzo liczne. Podobnie było z postsolidarnościowymi komitetami obywatelskimi. Tworzone przez inteligentów wyrastały jak grzyby po deszczu, a na początku lat 90. przejmowały samorząd. Nie przez przypadek pierwszym niekomunistycznym prezydentem Warszawy był urbanista, Stanisław Wyganowski.

—————————————

Wybieramy największy sukces 30-lecia samorządu. Głosowanie w plebiscycie Supermiasta trwa na warszawa.wyborcza.pl.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułO 4.50 rozległ się dzwonek, do okna życia ktoś przyniósł dziewczynkę. “Jest już bezpieczna”
Następny artykułBlues Pills z nowym teledyskiem i szczegółami nowej płyty [WIDEO]