Działka Krystyny i Juliana Mielnickich znajduje się tuż przy drodze. Pod koniec października gęsta trawa zieleni się jak wiosną. Wysokie tuje oddzielają szpalerem od wiatru, kurzu i hałasu. Zadbana ziemia nad Narwią to serdeczne wspomnienie ojcowizny. 73-letni Julian tutaj w Niwkowie spędził dzieciństwo i młodość. Jako 18-latek wyjechał do Gdyni i tam pokochał Krystynę z Gdańska. Mają gdzie wracać kilka razy w roku na odpoczynek. Czas wytchnienia małżonkowie urozmaicają sobie pracą przy maszynach rolniczych, jakie zgromadzili w prywatnym skansenie, aby zachować cząstkę rodzinnej historii. Na czele kolekcji traktor Zetor z 1949 r., za którym koń ciągnie wóz drabiniasty.
Zetor jest najprawdziwszy i sprawny, kupiony tanio i wyremontowany przez Pana Juliana, technika samochodowego. A koń bułanek, masywny, pociągowy, maści kasztanowej wygląda jak prawdziwy, był zamówiony 10 lat temu w Zielonej Górze. Wóz jest nieduży; ma drewniane koła z metalowymi obręczami. Rzemieślnik z lat 50. XX wieku zamontował dodatkowo pośrodku konstrukcji z boku schodek, żeby łatwiej było wejść na furę, którą jeżdżono także do kościoła. W celu naładowania jak największej ilości siana, snopów i słomy nakładano wysięgniki na wystające drągi nad kołami. Tuż obok stoi wózek jak miniaturka wozu drabiniastego do zaprzęgu konno. Wózek służył do transportu roślin pastewnych oraz produktów i towarów z targu i na targ, ale również wożono nim małe dzieci.
Proboszcz pozwalał pracować w niedzielę
– Nasz dom był drewniany i największy w Niwkowie, gdzie w latach 60. było około 40 gospodarstw i 200 mieszkańców – wspomina Pan Julian. Ich rodzinna chata miała 3 izby: w największej mieściła się 4-klasowa szkoła z osobnym wejściem, a w dwóch pozostałych żyła rodzina: Teodor z Leokadią i szóstką dzieci. Julian ma 73 lata i mieszka w Gdyni, Tadeusz gospodarzy na swojej ojcowiźnie po drugiej stronie drogi, chociaż domu z drewna nie ma tam od 1975 r., a 63-letni Marian przeniósł się do Łomży. Stanisław zmarł w 2020 r. Daniel odszedł w 1997 r. Jedyna siostra Maria utopiła się w Narwi w 1960 r., gdy miała 13 lat – stała w łódce, a koleżanka popchnęła ją nieszczęśliwie do rzeki.
Pan Julian namalował ogromny obraz wsi Niwkowo i okolic, ukazujący życie jej mieszkańców z lat 60. Był wówczas 10-latkiem, lecz szczegóły z codzienności i odświętności pamięta dobrze do dziś. Wyeksponował przy bramie na działkę kolorowe malowidło – w stylu Pieter’a Bruegel’a starszego rozległy pejzaż pod niebem z drogą, domami, oborami i stodołami oraz krzątającymi się przy pracy postaciami podczas żniw. Jedni w niedzielę idą do kościoła w Wiźnie, drudzy w pośpiechu zbierają zboże z pola, aby zdążyć zwieźć przed deszczem. Gniazdo z bocianami na dachu, a pies na drodze. – Nasz ówczesny proboszcz Telesfor Podbielski pozwalał pracować w niedzielę, bo rozumiał, że od tego zależy życie ludzi przez cały rok – opowiada Pan Julian. Pokazuje na okazałe sanie z ławeczką z tyłu, której siedzenie można podnieść, żeby schować tam jajka i zboże od gospodyń. – Proboszcza Podbielskiego właśnie tymi saniami mój tatuś woził po kolędzie, bo miał najlepsze konie w okolicy.
Jakby kosiarka zawiodła, można użyć kosy
Maszyny rolnicze, urządzenia i sprzęty w skansenie tworzą długi szereg, jakby podążały weselnym korowodem za zetorem i wozem konnym od altany do bramy. Julian i Krystyna pobrali się przed 48 laty. Są szczęśliwi: syn Adam zbudował domek letniskowy, a wnuczka Julia „prowadzi” skansen ze zdjęcia na pamiątkowej ulotce, siedząc na bułanku i trzymając w ręce bat. Pan Julian i Pan Tadeusz fachowo opowiadają o maszynach, ich budowie, zastosowaniu, sposobie użytkowania. Socha, czyli radełko służyło do oborywania chwastów między grządkami. Przed stodołą stał kierat: składał się z centralnie umieszczonych kół zębatych, nad którymi zamocowany był długi na około 5 metrów pal (jak wskazówka w zegarze). Na końcu pala zaprzęgano konia, który chodził dookoła, wprawiając w ruch koła. Te obracały się i wprawiały w ruch wał, napędzający maszyny w stodole, np., młocarnię do omłotu zbóż, tj. oddzielania od kłosów; sieczkarnię do rozdrabnia źdźbeł; wialnię, oddzielającą czyste ziarna od plew. Do obsługi kosiarki zboża i traw potrzebne były 2 osoby na zamocowanych w maszynie siedziskach: furman kierujący koniem i obok rolnik z grabiami, nagarniający kłosy pod grzebieniaste, ruchome, długie na około 2 metry ostrze. Pług konny do orania gleby, brona z zębami do rozdrabniania ziemi, oborywacz do skib, kopaczka gwiaździsta do ziemniaków… Jakby kosiarka zawiodła, używano kosy z ostrzałką na korbę: pionowo kręcący się dysk kamienia ścieralnego, pod którym jest pojemnik wody, nawilżającej dysk. Oprócz maszyn rolniczych, Pan Julian kolekcjonuje narzędzia: nóż do torfu, pedy – nosidła do wiader (belka na ramiona z łańcuchami do zaczepienia wiader), kołowrotek, tara do prania, magiel ręczny, lampa naftowa, dzieża, ubijak do kartofli… Stoją pod wiatą i pod gołym niebem w milczącym korowodzie skansenu Krystyny i Juliana Mielnickich. Przypominają nam, współczesnym, o trudzie rolnika i ciężkiej pracy w pocie czoła w Polsce XX w.
Mirosław R. Derewońko
tel. red. 696 145 146
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS