Polska w 1939 r. poniosła największą katastrofę w swoich długich, tragicznych dziejach. Zaatakowana przez Niemców i Związek Sowiecki, została zmiażdżona i rozerwana na strzępy. W trakcie okupacji niemiecko-sowieckiej zginęły miliony obywateli II RP. Polska utraciła połowę terytorium, olbrzymią część swoich elit i niepodległość na pół wieku. Konsekwencje tej klęski odczuwamy do dziś i będą je odczuwać kolejne pokolenia Polaków.
To prowokuje do zadania pytania: Czy tak rzeczywiście musiało się wydarzyć? Czy Polska była skazana na katastrofę? Czy była jakaś inna droga, która pozwoliłaby uniknąć klęski. Dzisiaj – ponad 80 lat po katastrofie – należy odpowiedzieć na to pytanie twierdząco. Tak, była inna droga. Wskazywał ją genialny polityk i publicysta Władysław Studnicki. Człowiek, który w 1939 r. podjął desperacką, samotną próbę uratowania Polski od katastrofy.
Współcześni obrońcy ostatniego ministra spraw zagranicznych II RP Józefa Becka twierdzą, że nie można po latach wymagać od niego, żeby był prorokiem. Dowodzą, że dramatu, który stał się udziałem Polski, nie dało się przewidzieć. A co za tym idzie – Beck nie ponosi odpowiedzialności za swoje czyny. Jest to absurd, o czym dowodzi historia Studnickiego. On bowiem bezbłędnie przewidział wszystko. Klęskę w wojnie z Niemcami. Sowiecki cios w plecy. Brak pomocy ze strony Wielkiej Brytanii i Francji. A nawet to, że Anglicy na koniec wojny sprzedadzą Polskę bolszewikom. W tej sytuacji – dowodził – opieranie bezpieczeństwa Polski na papierowych angielsko-francuskich „gwarancjach” jest szaleństwem. Polska, jeżeli chce przetrwać, to musi zagryźć zęby i przyjąć ofertę sojuszniczą złożoną jej przez Niemcy. Obrać kurs antysowiecki, a nie antyniemiecki. Według Studnickiego jedynym ratunkiem była oś Warszawa – Berlin – Tokio – Rzym.
(…)
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS