A A+ A++

Rzecznik izraelskich sił zbrojnych kontradmirał Daniel Hagari poinformował, że trzech zakładników uprowadzonych 7 października przez Hamas straciło życie od kul izraelskich żołnierzy. Stało się to podczas starcia z hamasowcami w dzielnicy Asz-Szudżaija we wschodniej części miasta Gaza.

Według ujawnionych informacji zakładnicy – zapewne korzystając z zamieszania bitewnego – zdołali się uwolnić i rzucili się do ucieczki. Kiedy zbliżyli się do żołnierzy, ci uznali ich za terrorystów i otworzyli ogień. Hagari podkreślił, że Cahal bierze na siebie pełną odpowiedzialność za śmierć rodaków.

Ofiary to Jotam Chaim (lat 28) i Alon Szamriz (26) z kibucu Kefar Aza oraz Samar Talalka (22) z kibucu Nir Am. Zwłoki wszystkich trzech przewieziono już z powrotem do Izraela.

Tragiczna w skutkach pomyłka żołnierzy wzbudziła szok w Izraelu – już kolejny w ciągu minionych dwóch miesięcy, jeśli nie liczyć tego wynikającego bezpośrednio z napaści ze Strefy Gazy. W Tel Awiwie zebrała się spontaniczna demonstracja pod siedzibą sztabu generalnego. Jej uczestnicy apelują o kolejne zawieszenie broni, które pozwoliłoby ocalić życie ostatnich zakładników przetrzymywanych przez Hamas.

– Kończy im się czas! Sprowadźcie ich do domu – skandują manifestanci. Oprócz trzech zakładników zabitych przez friendly fire do kraju repatriowano dziś także zwłoki trzech innych, prawdopodobnie zamordowanych z premedytacją przez hamasowców. Coraz powszechniejsze jest przekonanie, iż rząd Netanjahu spisał na straty wszystkich, których nie udało się do tej pory uwolnić. Bibi oczywiście zaprzecza, ale nie pomagają mu w tym pogłoski, jakoby przez wiele dni blokował wyjazd szefa Mosadu, Dawida Barnei, na kolejną rundę negocjacji do Kataru.

Niestety casus Chaima, Szamriza i Talalki nie jest wyjątkiem. Serwis Ynet podaje, powołując się na oficjalny raport Cahalu, że aż trzynastu ze 105 żołnierzy poległych w tej wojnie zabito omyłkowo – zostali wzięci za terrorystów. Dodatkowo jeden zginął, kiedy śmigłowiec ostrzelał budynek, w którym znajdował się pechowy żołnierz. Nie wiadomo jednak, czy był to przypadek błędnej identyfikacji czy raczej problemu z łącznością i koordynacją.

Dziś śmierć poniósł także kolejny dziennikarz – kamerzysta Al-Dżaziry Samir Abu Dakka. Stracił on życie w Chan Junus w wyniku uderzenia lotniczego przeprowadzonego przez bezzałogowy aparat latający. W tym samym ataku ranny został także szef gazańskiego biura stacji. Abu Dakka to pierwszy pracownik Al-Dżaziry zabity w toku tej wojny, ale łączna liczba ofiar wśród dziennikarzy dobiła już do sześćdziesięciu czterech.

Opublikowane przez: @cosimocaridi

Wyświetl w Threads

Rzecznik Białego Domu John Kirby przekazał kondolencje bliskim Abu Dakki i podkreślił, że dziennikarze muszą mieć swobodę relacjonowania konfliktów zbrojnych na całym świecie. Zapewnił również, że nie ma żadnych dowodów na to, aby Izraelczycy celowo atakowali dziennikarzy, ale Waszyngton będzie się domagał konkretniejszych informacji na temat tego, jak podjęto decyzję i co było rzeczywistym celem ataku, w którym zginął kamerzysta.

Amerykański doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan powiedział, że czekająca nas część wojny powinna być liczona miesiącami, a nie tygodniami, ale zarazem ma nadzieję, iż obecna faza wysokiej intensywności działań zakończy się w ciągu kilku tygodni. Prezydent Biden chciałby podobno, żeby stało się to w ciągu trzech tygodni. Sullivan podkreślił, że Biały Dom stara się nakłonić Izraelczyków do przejścia od pełnoskalowych działań lądowych i intensywnych bombardowań do ataków wymierzonych bezpośrednio w liderów Hamasu.

Według hamasowskiego ministerstwa zdrowia do tej pory w wojnie zginęło 19 tysięcy Gazańczyków. Washington Post rozmawiało z brytyjskim chirurgiem Ghassanem Abu Sittą, który przez sześć tygodni pracował w szpitalach Al-Ahli i Asz-Szifa. – Było kilka takich wieczorów, że szedłem spać myśląc, iż już po nas – wspomina izraelskie bombardowania 54-letni Abu Sitta. Wyjechał ze Strefy Gazy 18 listopada, po tym jak w szpitalach zabrakło środków znieczulających i przeprowadzanie zabiegów chirurgicznych zgodnie z zasadami sztuki lekarskiej stało się niemożliwe.

Z kolei Daily Mail opisuje taktykę przyjętą przez hamasowców, która – o ile to sprawozdanie jest zgodne z prawdą – oznacza, że organizacja wspięła się na kolejne szczyty barbarzyństwa. Operatorki dronów z bazy Palmachim, które rozmawiały z wysłannikami Maila, mówią, iż terroryści Hamasu zaczęli wykorzystywać dzieci w charakterze żywych tarcz. Personel Cahalu ma bowiem minimalizować straty przynajmniej wśród dzieci, jeśli nie wśród ogółu ludności cywilnej. Kiedy hamasowcy się w tym połapali, normą stało się niewychodzenie na świeże powietrze bez choć jednego dziecka.

Wall Street Journal informuje, że Cahal wreszcie zastosował taktykę, której użycia analitycy spodziewali się od wielu tygodni: zalewanie tuneli Hamasu wodą morską. Na pierwszy rzut oka jest to idealny sposób, aby wykurzyć, czy raczej wypłukać, terrorystów spod ziemi. Ale są też problemy. Tysiące ton słonej wody wpompowanej pod ziemię mogą zasolić ujęcia wody pitnej, co jeszcze bardziej pogłębiłoby kryzys wodny Strefie Gazy i to nie tylko na czas wojny, ale także na wiele kolejnych lat. WSJ przypomina, że w 2015 roku Egipt użył tej metody przeciwko tunelom przemytniczym wokół Rafah i zniszczył w ten sposób uprawy wielu okolicznych rolników.

Trzeba też brać pod uwagę kwestię zakładników. Ich krewni podczas spotkania z premierem dali jasno do zrozumienia, że nie zgadzają się na zalewanie tuneli, gdyż dla wielu zakładników oznaczałoby to de facto wyrok śmierci.

Tymczasem na północnym pograniczu wciąż tli się konflikt z Hezbollahem. Jak już wielokrotnie pisaliśmy, nic nie wskazuje na to, aby Hasan Nasr Allah zamierzał rzucić swoich bojowników do walki na pełną skalę. Ba, z każdym dniem prawdopodobieństwo takiego scenariusza maleje. Ale nękanie pododdziałów broniących granicy nie ustaje, a tym samym nie ustają ataki odwetowe. Dzisiejsza fala nalotów była najsilniejsza w tym miesiącu.

Na koniec zwróćmy jeszcze uwagę na wypowiedź byłego szefa służby bezpieczeństwa Szin Bet, generała dywizji Amiego Ajalona. Jego zdaniem fundamentalną przyczyną klęski wywiadowczej, która umożliwiła Hamasowi przeprowadzenie ataku z 7 października. Otóż zdaniem Ajalona Izrael poszedł za daleko w stosowaniu podejścia „dziel i rządź”. Izrael podbudowywał Hamas, tak aby uniemożliwić Fatahowi konsolidację władzy i izolować go na Zachodnim Brzegu.

Wskutek tego Hamas, który udowodnił gotowość do walki zbrojnej, zyskał poparcie palestyńskiej „ulicy”. I podczas gdy Izrael rozpatrywał kolejne starcia z Hamasem pod kątem bilansu strat, dla Hamasu ważniejszy był bilans poparcia. Ajalon przywołuje konflikt z maja 2021 roku (operacja „Strażnik Murów”), podczas którego Izraelczycy stracili siedemnastu żołnierzy, a po stronie palestyńskiej zginęło ponad 300 osób. Pod względem czysto wojskowym był to tryumf Izraela, ale dla Hamasu liczyło się to, że za cenę 300 żywotów kupił sobie skokowy wzrost poparcia.

IDF Spokesperson’s Unit, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported license

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNieczynna kasa Starostwa
Następny artykułPolicja Pabianice: Konkurs „Bezpieczni Dziadkowie – wnukom na zdrowie! Kodeks Bezpiecznych Zachowań”