– To będzie samochodówka, bo jest pandemia, a rządzą nami ludzie, którym jest wszystko jedno, czy umrzemy, czy nie. Więc na przykład w poniedziałek od 16:00 będziemy jeździć samochodami w wyznaczonych punktach w różnych miast. W Warszawie Aleją Szucha i Alejami Ujazdowskimi i ulicą Bagatela. I tak w kółko. W czwartek najpierw wokół budynku TK, a potem pod Sąd Najwyższy – tłumaczy.
Szykuje się – dodaje – obłąkańczy tydzień. – Tydzień, w którym PiS będzie konsumował swoje przejęcie sądów i przy pomocy pseudo-Trybunału Konstytucyjnego i nielegalnej Izby Dyscyplinarnej będzie załatwiał różne rzeczy. We wtorek ten pseudo-Trybunał ma zdecydować, czy usunie Adama Bodnara ze stanowiska RPO. W środę w tzw. Izbie Dyscyplinarnej jest sprawa sędzi Majcher. W czwartek pseudo-Trybunał zajmie się ustawą antyaborcyjną, a nielegalna Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego immunitetem sędziego Igora Tuleyi – wylicza aktywistka. Uważa, że żadne z tych posiedzeń nie powinno się odbyć, bo Warszawa jest w czerwonej strefie, co ogranicza wykonywanie zadań przez organy publiczne do minimum.
Na pytanie, czy skala protestów nie jest zbyt mała, by mogła cokolwiek zablokować lub zmienić, Lempart odpowiada krótko: – Robimy różne rzeczy, robimy wszystko, co możemy i nigdy tak naprawdę nie wiemy, co zadziała. Może zadziałać protest samochodowy, a mogą zadziałać pisma posłanki Scheuring-Wielgus i senatora Bogdana Klicha do Głównego Inspektora Sanitarnego, albo nasza interwencja w Parlamencie Europejskim i działania Terry Reintke, Sylwii Spurek czy Andrzeja Halickiego. Nie wiemy. Natomiast byłoby głupio nie robić jakiejś z tych rzeczy, które się do tej pory sprawdziły. Jak możemy nie protestować, skoro wiele razy dzięki temu – sumie zdarzeń, wśród których kluczowy był nasz protest – wygrałyśmy?
Czytaj więcej: Porażka PiS w sprawie aborcji. Partia przegrała głosowanie w Komisji Ustawodawczej
Próbujemy się nie zarażać
Siedziba Ogólnopolskiego Strajku Kobiet jeszcze pachnie świeżym tynkiem i farbą. Została otwarta zaledwie dwa tygodnie temu i miała być dostępna dla wszystkich, którzy mają dobre społeczne projekty i chcieliby je tu zrealizować. Pandemia zmieniła wszystko, ale dziewczyny z OSK spotykają się na Wiejskiej codziennie, pracują.
– Próbujemy się nie pozarażać. Mnóstwo rzeczy, które planowałyśmy, się nie odbędzie. Nie ze względu na ograniczenia, które nie mają podstaw prawnych, tylko ze względu na sytuację pandemiczną w Polsce. Przygotowujemy się do lockdownu i do działania zdalnie przynajmniej do marca. Przegrupowanie, zmiana planów i strategii – mówi Marta Lempart.
– Nie możemy otwierać lokalu dla ludzi, żeby zgodnie z planami prowadzić tu konferencje, realizować programy kulturalne, ale działa już Instytut Ochrony Praw Człowieka. Zbieramy prawników, ja szykuję pewne niespodzianki dla naszych panów w garniturach z ulicy Zielnej. Jak się skończy pandemia, otworzymy Instytut dla ludzi. W ramach działu śledczego staram się stworzyć międzynarodowy zespół, który będzie się wymieniać informacjami o tym, jak działają różne fundamentalistyczne organizacje na świecie. Tworzę również program edukacyjny, przede wszystkim dla młodzieży, o dezinformacji. Bo czymkolwiek się zajmujemy, czy koronawirusem, czy aborcją, zawsze gdzieś w tle jest dezinformacja, która dzieje się w sieci. Jeśli myślimy o tym, by odbudować w przyszłości demokrację, to nigdy sobie z tym nie poradzimy, jeśli nie nauczymy się, jak sobie radzić z fake newsami, chaosem informacyjnym – wylicza Klementyna Suchanow, pisarka, tłumaczka i aktywistka OSK.
– Możemy stąd nadawać online, pokazywać, że to miejsce żyje. Żeby zachęcić ludzi, bo przecież ta cholerna pandemia kiedyś się skończy i będą mogli tutaj przyjść – dodaje Agnieszka Czerederecka, jedna z założycielek Warszawskiego Strajku Kobiet. Jest odpowiedzialna za ruszający wkrótce program szkoleniowy dla otoczenia ofiar przemocy domowej. – Przy okazji poprzedniego lockdownu przemoc domowa przybrała na sile. W takiej sytuacji kluczowe są reakcje otoczenia, koleżanek, sąsiadek, które mimo dobrej woli czasem nie wiedzą jak reagować, czasem robią to źle. Mamy znajomego byłego policjanta, prawniczkę, psycholożkę, którzy poprowadzą szkolenia i warsztaty. Lukę pomiędzy ofiarą a profesjonalnymi organizacjami i organami ścigania wypełniają przecież właśnie koleżanki, sąsiadki, które potrzebują naprawdę stosunkowo niewielkiej pomocy, żeby stworzyć albo pogłębić efektywną społeczną sieć wsparcia – tłumaczy.
– Są jeszcze typowe dla nas cuda – dodaje i opowiada historię: jedna z osób, która pomaga im w remontowaniu siedziby OSK, przyznała się, że chodzi na Marsze Niepodległości. – Wykonujemy tu masę pracy edukacyjnej, żeby uświadomić tę osobę, że na marsze 11 listopada niekoniecznie chodzą tylko spokojne rodziny z dziećmi. Otwierała szeroko oczy, gdy mówiłam, że przyjeżdżają do nas faszyści z całej Europy. Naprawdę ta to wygląda? No tak. Mamy już więc na koncie mały sukces, mam nadzieję, że ta osoba poniesie dalej kaganek oświaty – mówi. Ugotowała rano cały gar spaghetti dla ekipy remontowej, codziennie ich karmi.
– A ja raz zrobiłam babkę ziemniaczaną, ale była tak słona, że do tej pory leży – śmieje się Marta Lempart.
Zobacz: To jej Strajk Kobiet zawdzięcza swoje logo. Projekt kopiują feministki na całym świecie
Wypalenie już minęło
Kiedy pytam, co się zmieniło od czasu, gdy niemal rok temu opowiadała mi o potwornym wypaleniu, jakie dotknęło ją i inne aktywistki Strajku Kobiet, Lempart odpowiada szybko: – To już mi minęło.
– W pewnym sensie pandemia wymusiła na nas nowe sposoby protestowania. Okazało się, że przymuszone przez sytuację, stałyśmy się bardzo kreatywne. Stworzyłyśmy modele działania, o których opowiadam potem zagranicznym dziennikarzom i oni się dziwią. Ta pandemia dała nam czas na myślenie, co dalej. Wcześniej miałyśmy pomysł, by stworzyć takie miejsce jak to, a także Instytut Ochrony Praw Człowieka, ale w codziennej bieganinie wydawało nam się niemożliwe znalezienie przestrzeni na coś takiego. I nagle usiadłyśmy w czerwcu w kawiarence, pogadałyśmy o tym, a już w lipcu złożyłyśmy papiery. W sierpniu dostałyśmy klucze do tego biura, we wrześniu zrobiłyśmy remont, a w październiku było otwarcie. I już tutaj jesteśmy – opowiada Klementyna Suchanow. – To było tak, że z dołu depresji robisz krok smoka i stajesz się jeszcze groźniejsza niż przedtem, kiedy wydawało się, że jesteś zupełnie słaba.
– Dziewczyny, które od nas odpłynęły, bo już zupełnie nie miały siły, teraz wracają. Robią w tym tygodniu w różnych miastach akcję Ostra Jazda – dodaje Marta Lempart.
– Zgłasza się też dużo nowych ludzi – dorzuca Suchanow. – Przychodzą tutaj, przynoszą prezenty, przysyłają lampy, pufy, wory środków czystości. To całe biuro jest urządzone dzięki szczodrości ludzi. To nas bardzo motywuje do pracy, popycha do przodu. Nie tylko nas, także tych wszystkich, którzy są w nasze prace zaangażowani. Przyjeżdżają do nas wycieczki, ludzie specjalnie zmieniają trasę podróży, by zahaczyć o Warszawę, przyjść do nas i się nacieszyć, że jest takie miejsce. Widzę, że to im dużo daje, nie czują, że są pozostawieni sami sobie. Że nie tylko tamta strona się rozkręca, rozpycha na poziomie instytucjonalnym, ale my też robimy rzeczy.
– Zaczęłyśmy pozyskiwać środki grantowe i idzie nam bardzo dobrze, jak na organizację, która została zarejestrowana niedawno i pozyskuje środki wyłącznie europejskie i międzynarodowe – mówi Marta Lempart. Nie ukrywa, że liczy na to, że uda się sprowokować ministra Ziobrę, który już zapowiedział, że będzie robił porządek z organizacjami pozarządowymi. – Proszę bardzo, zapraszamy, niech nam spróbują coś zrobić. Będzie wtedy głośno przypominać konferencje Solidarnej Polski robione za unijne fundusze, dotacje dla księdza robiącego egzorcyzmy salcesonem. Porozmawiamy o tym, jakie organizacje biorą teraz pieniądze publiczne – mówi. Zapowiada, że Strajk Kobiet nie będzie siedzieć cicho, nie ugnie się przed groźbami: będzie działać, będzie ubiegać się o granty europejskie. – Bo kto, jak nie my? – pyta. – Nie boimy się, niech przyjdą i nas skontrolują. Może następnym razem, kiedy będą obrażeni na nas za protest, nie rzucą się policją i prokuraturą na Centrum Praw Kobiet, jak mściwie zrobili to 4 października 2017, tylko przyjdą tutaj.
Przez cały zeszły tydzień niosła ją złość na to, że dublerów z Trybunału Konstytucyjnego już powszechnie nazywa się sędziami, a magistrę Przyłębską prezeską tej instytucji. Że mówi się bez zająknięcia, że Izba Dyscyplinarna SN uchyla sędziom immunitety, podczas gdy nie ma do tego prawa. – Bardzo się denerwowałam tym, że mamy zbiorową amnezję, że pogodziliśmy się z tym, że PiS przejął sądy i mówimy tak, jak TVP Info – o jakimś orzekaniu, o wyrokach. PiS-owska, kłamliwa narracja po demokratycznej stronie, hańba! Nie mogę tego znieść – mówi.
– Oni (PiS) muszą zrejterować, nie widać u nich wielkiej mobilizacji – dodaje Klementyna Suchanow. – A jak będzie trzeba wykręcić jakiś numer, to go wykręcimy. Poza tym cokolwiek oni zrobią, to przynajmniej my pamiętamy: to nie są wyroki, postanowienia, tylko jakieś oświadczenia. Tego jest już tak dużo, tych dekretów, tego niby prawa, że w przyszłości trzeba będzie zbudować cały system naprawczy. A my, kiedy PiS-u już nie będzie, zajmiemy się także zmuszaniem polityków i służb, by rzeczywiście wyciągnęli konsekwencje wobec tych, którzy nam teraz psują Polskę.
– Ja zrobiłam wszystko, co mogłam, żeby odkręcić to pisowskie kłamstwo o „zbliżającym się wyroku TK”, także dlatego, że nie tracę nadziei – mówi Lempart. – Wierzę, że jeśli pani Przyłębska wyda oświadczenie o zakazie aborcji, to znajdzie się w Polsce przynajmniej jedna lekarka, jeden lekarz, który znajdzie odwagę, żeby powiedzieć, że cóż, stosuje się do obowiązującego prawa, a nie oświadczeń pani Przyłębskiej. I to będzie jeden z przełomów cywilnej, branżowej odwagi, które pojawiają się jak małe światełka w tych strasznych czasach.
Czytaj także: Kaja Godek bardziej biskupia niż biskupi. Hierarcha najwyraźniej przestraszył się utraty rządu dusz
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS