A A+ A++

fot. Massimo Paolone/Lapresse

Toms Skujins i Maxim van Gils stanęli na podium Strade Bianche i swoje miejsca mogli traktować jak zwycięstwa: pokonali stawkę znakomitych rywali, ale nie byli w stanie zbliżyć się do Tadeja Pogacara, który wyścig wygrał po 81-kilometrowym rajdzie.

Łotysz Skujins znalazł się na naszej “liście nieoczywistej”, w której typowaliśmy potencjalnych kandydatów do sprawienia niespodzianki. Opieraliśmy się głównie na jego dyspozycji podczas belgijskiego “weekendu otwarcia”: Skujins atakował, trzymał się najlepszych i postawił nawet w korby Wouta van Aerta na jednym z podjazdów.

Formę pokazał też w sobotę, ale musiał jednak pokonać kilka przeszkód w drodze po podium. Na najtrudniejszym szutrowym odcinku, Monte Sante Marie, Skujins zaliczył kraksę, którą sprokurował jego zespołowy kolega. Quinn Simmons, chcąc przekazać wiadomość dyrektorowi sportowemu, tak niefortunnie próbował nacisnąć guzik od radia, że złapał pobocze, upadł, a na dodatek przewrócił Łotysza.

Ten jednak szybko pozbierał się z ziemi i dogonił grupę jeszcze przed wyjechaniem na asfalt. Kilkanaście kilometrów później musiał wymienić rower na skutek upadku, co było już trzecim defektem dnia. Na jego szczęście rywale jechali wtedy ślimaczym tempem.

25 kilometrów przed metą na Piazza del Campo w Sienie Skujins wziął sprawy w swoje ręce. Łotysz wyrwał się z dużej grupy, zaatakował tylko raz, ale konkretnie i skutecznie. Dłuższą chwilę zajęło mu dojechanie do wyprzedzającego grupę Maxima van Gilsa. Obaj podjęli współpracę, aby zabezpieczyć miejsce na podium.

Na ściance Via Santa Catarina, prowadzącej do historycznego centrum miasta, więcej świeżości zachował doświadczony 32-latek i to on mógł cieszyć się z drugiego miejsca.

Bez kolegów nie stanąłbym na podium. To był pierwszy raz, kiedy zostałem wyznaczony na lidera zespołu i mam nadzieję, że dobrze się za to odwdzięczyłem. Przed kraksą dwukrotnie złapałem gumę, za każdym razem wymieniając koło z Jacopo [Moscą] i za każdym razem korzystając z pomocy Eddiego [Theunsa] i Fabio [Felline]. Zapewnili mi dobrą pozycję przed siódmym sektorem [pięciogwiazdkowym San Martino in Grania].

Kiedy upadłem, moje biegi zakleiły się błotem. To był trudny moment, ale na szczęście za Monte Sante Marie był kawałek asfaltu, więc zmieniłem rower. To była walka, nie tylko fizyczna, ale i psychiczna

– opowiadał Skujins o swoich perypetiach.

W starciu z Tadejem [Pogacarem] niewiele można zrobić, ale po tym wszystkim, co mnie spotkało, mogę być więcej niż usatysfakcjonowany. Każde miejsce na podium byłoby dla mnie sukcesem. To wyjątkowy wyścig, szalony. Już w poprzedni weekend wiedziałem, że znowu zrobiłem postępy. Co roku moim celem jest rozwój i co roku udaje mi się ten cel zrealizować

– podsumował.

Łotysz pokazał, że niezależnie od wieku i stażu w zawodowym peletonie można znaleźć “to coś”, w jego przypadku życiową formę, która pozwoli na zdobycie cennego wpisu do palmares.

fot. Marco Alpozzi/Lapresse

Rewelacja z Beneluksu

Maxim van Gils był drugim najmocniejszym kolarzem Strade Bianche, drugim “najlepszym śmiertelnikiem”. To on jako jedyny spróbował odpowiedzieć na atak Tadeja Pogacara na odcinku Monte Sante Marie. Przez dłuższą chwilę Belg utrzymywał około 30-sekundową stratę do Słoweńca, ale kiedy zorientował się, że dalsze marnowanie sił w samotnej pogoni nie ma sensu, wrócił do peletonu z myślą walki o podium.

Próbowałem podążać za Tadejem, pozostać na jego kole. Ale kiedy zaatakował nie było co zbierać. Był po prostu za mocny

– tłumaczył po wyścigu.

Kolejny ruch ze strony 24-latka zobaczyliśmy podczas pierwszego przejazdu przez sektor Le Tolfe. Van Gils odjechał z pomocą zespołowego kolegi, Lennerta van Eetvelta, który rozkręcił tempo, ale nie był w stanie komunikować się z kolegą, bo chwilę potem przestało działać jego radio.

Van Gils wysforował się na drugą pozycję i tym razem nie zamierzał czekać.

Miałem nadzieję, że [po ataku] ktoś zabierze się ze mną, ale nikogo wtedy nie było

– wyjaśnił.

fot. Fabio Ferrari/LaPresse

Belg wyrobił sobie przewagę, a jedynym kolarzem zdolnym do niego dojechać był Toms Skujins. Na finałowej ściance Belgowi zabrakło mu kilku więcej zaoszczędzonych watów, aby pokonać Łotysza w pojedynku łokieć w łokieć.

Wiedziałem, że Strade Bianche to wyścig, który mi odpowiada, ale ten wynik to potwierdzenie, że mogę rywalizować z “dużymi chłopcami”. Dobrze wiedzieć, że zrobiłem tutaj kolejny krok. Jestem całkowicie wyczerpany, ale bardzo zadowolony z mojego występu

– dodał Van Gils.

24-latek to obok Lennerta van Eetvelta kolejny wychowanek Lotto Dstny, który szturmem atakuje sezon 2024. Choć na początku sezonu musiał odpokutować za swoje naganne zachowanie w Japonii pod koniec poprzedniego roku [zaatakował na finiszu innego kolarza, uderzając go w głowę przy wymachu], to wrócił w wielkim stylu. Najpierw wygrał 5-kilometrową czasówkę podczas Vuelta a Andalucia, która była jednym aktem tego wyścigu, a potem walczył na francuskich stromiznach. Teraz pokazał, że ma umiejętności, aby odgrywać kluczowe rolę w największych imprezach z kolarskiego kalendarza.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBramkarz Widzewa straszy Śląsk Wrocław. “Będę mógł kilka osób pogrzebać. Może być grubo”
Następny artykułKieruję zaproszenie także do zdystansowanych od Kościoła lub zgorszonych