A A+ A++

Zagraniczne i polskojęzyczne media, pohukiwania europejskich polityków, doprowadzona do białej gorączki opozycja, straszenie polexitem i powrotem w strefę rosyjskich wpływów, znowu uruchomiona „ulica” w wyjątkowo wulgarnym i brutalnym wydaniu …Zaiste, wszystkie dostępne środki nacisku na polski rząd zostały uruchomione, by wymusić zgodę na podporzadkowanie naszego kraju brukselskim fantasmagoriom o federacyjnej Europie, w której rządzą najsilniejsi i to ich interesom, głównie ekonomicznym, ale także utopijnym marzeniom o społecznej inżynierii, kształtującej społeczeństwa wedle neomarksistowskich poglądów, inni mają się podporządkować.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Węgierska minister sprawiedliwości: Bruksela próbuje przeforsować centralną wolę ideologiczną. To szantaż polityczny

Bruksela – „prokurator, sędzia i kat w jednym”

Weto Polski i Węgier, a także współbrzmiące z nimi stanowisko Słowenii wobec powiązania budżetu UE na lata 2021-2027 z rozporządzeniem o tzw. praworządności przyjęte zostały w Brukseli z niedowierzaniem, bo choć takie stanowisko dwóch krajów było znane od lipcowego szczytu, to niemiecka prezydencja w porozumieniu z liberalną i socjalistyczną większością w Parlamencie Europejskim postanowiła przeforsować rozwiązanie dające możliwości karcenia i trzymania na krótkiej smyczy państw, których rządy nie „podobają się” temu towarzystwu, mówiąc potocznie, a przemiany społeczne w ich krajach nie są zbyt nowoczesne i nie następują tak szybko, jakby sobie tego życzyły oświecone elity europejskie.

Jeżeli wasz kraj jest praworządny, to dlaczego boicie się tego mechanizmu i stajecie w kontrze do pozostałych krajów Unii Europejskiej?

– pytają nas przebiegle eurourzędnicy, chcąc wmówić, że chodzi im jedynie o to, by przestrzegano prawa wedle zapisanych w unijnych traktatach zobowiązaniach, gdy tymczasem sami łamią prawo, chcąc wymusić takie których w owych dokumentach nie ma. Jeśli niektórzy z nas nie chcą wierzyć w to, co mówią politycy Zjednoczonej Prawicy i jej europosłowie, i wszelkie racjonalne argumenty odrzucają, może niech choć wezmą pod rozwagę głos niemieckiego polityka, nie eurosceptyka z Alternatywy dla Niemiec, ale CDU, partii kanclerz Angeli Merkel i do tego nie jej szeregowego członka, tylko heskiej minister spraw europejskich, Lucii Puttrich, która odważyła się stwierdzić, iż:

Brukselski mechanizm praworządności, to polityczny bicz na niepokornych. Jest arbitralny, podważa zaufanie do prawa UE. Doprowadziłoby to do sytuacji w której Bruksela staje się prokuratorem, sędzią i katem w jednym.

Żadnych poprawek, aneksów i interpretacji- budżet bez rozporządzenia

Wszystko wskazuje na to, że zarówno Polska i Węgry swoje stanowisko podtrzymają i to w wersji kategorycznej – żadnych poprawek, żadnych interpretacji, żadnych aneksów do przygotowanego rozporządzenia, tylko trzymanie się zapisanego w traktatach mechanizmu oceny praworządności zgodnie z art. 7, a także tych wszystkich zasad, które od lat są podstawą oceny przez Europejski Trybunał Obrachunkowy czy państwa członkowskie wydają środki ze wspólnego budżetu zgodnie z ich przeznaczeniem.

Takie stanowisko sprawia, że europejscy politycy zaczynają rozmyślać o tym, jak kolejny raz (pierwszy na lipcowym szczycie) oszukać Polskę i Węgry. Premier Holandii ( będę używała tej nazwy, bo Niderlandy jeszcze się nie przyjęły w polszczyźnie, choć tak oficjalnie brzmi nazwa tego państwa), Mark Rutte potwierdził we wtorek w holenderskim parlamencie możliwość zastosowania budżetowej „opcji atomowej”. Zakłada ona zatwierdzenie budżetu UE poprzez umowę międzynarodową, z pominięciem weta Polski i Węgier. Takiego rozwiązania domaga się również Guy Verhofstadt, znany „przyjaciel” naszego kraju. Jesteśmy straszeni także tym, że nawet jeśli w życie wejdzie prowizorium budżetowe w sytuacji skuteczności weta, to i tak rozporządzenie w sprawie tzw. praworządności będzie obowiązywało i Komisja Europejska będzie mogła się szarogęsić w naszym kraju bez żadnych przeszkód, grożąc obcięciem funduszy w nim zawartych, wymuszając kolejne rozwiązania zaprowadzające prawdziwie „europejski ład” zamiast tych zaściankowych wartości, jakie większość Polaków kultywuje.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Tusk zagrzewa przeciwników rządu: Czas na zjednoczenie wysiłków całej opozycji. Sprawy zaszły zbyt daleko. To polskie „być albo nie być”

Czyje interesy reprezentują Polacy w Unii?

W czasie lipcowego szczytu premier Holandii zyskał przydomek „pan Nie”, bo to on był najbardziej aktywnym politykiem w tak zwanym „klubie skąpców”, czyli najbogatszych krajów północy, mocno optujących za cięciami i ograniczaniem wydatków w nowym budżecie. Pytany o to, czy mu ten przydomek nie przeszkadza, odpowiedział, że nie: „jesteśmy tu, bo każdy dba o interesy swojego kraju”. Tymczasem teraz niemiecka gazeta Frankfurter Allgemeine Zeitung ubolewa, że „Polska w minionych latach udowodniła, iż bezwzględnie forsuje w UE swoje interesy, nie dbając o poważanie”. Być może poważane są tylko te kraje, które głównie dbają o interesy Niemiec, wbrew wspólnemu europejskiemu interesowi na przykład forsując budowę Nord Stream2, a na  szacunek zasługują tylko ci eurodeputowani, którzy silnym zawsze służą swoim głosem poparcia, co potwierdza chyba niezbyt przemyślany wpis na Twitterze eurodeputowanego opozycji, Michała Boniego:

Koledzy z różnych państw w PE pytają mnie co się z wami stało? Kiedyś byliście reprezentantami naszych interesów. Dzisiaj odwracacie się plecami. Jak Polska ma się rozwijać, jeśli traci praworządność w UE?

„Byliście reprezentantami naszych interesów” – lepszej „laurki” posłom opozycji ich koledzy z Parlamentu Europejskiego nie mogli wystawić. A o rozwój Polski niech się nie martwią, wystarczy przejrzeć dane Eurostatu. Niemiecki dziennikarz, Jacques Schuster, pisze bez ogródek na łamach Die Welt, o jakie interesy może chodzić:

Niemieckie potrzeby są na pierwszym miejscu, a europejskie slogany tylko maskują niemiecki nacjonalizm.

Prawdopodobnie to holenderski rząd będzie najtwardszym przeciwnikiem Polski i Węgier w tej batalii o budżet, bo choć jak napisała we  wrześniu na lamach Foreign Policy Caroline de Gruyter „Holenrzy nie kochają Europy i nigdy nie kochali” to, jak stwierdził ostatnio prezes holenderskiego banku centralnego Klaas Knot, dzięki UE każde holenderskie gospodarstwo domowe zarabia od 6 000 do 10 000 euro więcej rocznie. Zresztą w tym samym artykule holenderska dziennikarka dość surowo ocenia stosunek swojego kraju do Unii:

W szkole holenderskie dzieci nie uczą się niczego o UE, jej celu i historii. Nowo przybyli, chcący zostać Holendrami, muszą zdać egzamin, na który muszą umieć odpowiedzieć, jak Holendrzy obchodzą urodziny i do czego służą wodociągi – ale w towarzyszącym podręczniku Europa jest wymieniona tylko dwa razy: jako rynek. Większość obywateli Holandii, choć ma swoje zdanie na temat UE, nie potrafi odróżnić Rady od Komisji.

Usiłuje się napuszczać na nas inne kraje Unii, szczególnie te, które najbardziej ucierpiały wskutek pandemii, przekonując, że przez złych Polaków nie dostaną środków na walkę z koronawirusem i podtrzymanie oraz odbudowę gospodarki, czyli mówiąc, że białe jest czarne.

Strachy na Lachy

Już nie tzw. praworządność, ale „poszanowanie norm demokratycznych” staje Polsce i Węgrom kością w gardle, bo  wywiad węgierskiej minister sprawiedliwości, Judith Varga, w którym oświadcza, że „nigdy nie poddamy się temu ideologicznemu szantażowi … Jest to moralnie nieodpowiedzialne zachowanie”, BBC zapowiada w następujący sposób:„ Węgierska minister sprawiedliwości Judit Varga w sprawie odmowy przez Węgry powiązania wypłaty środków unijnych Covid z poszanowaniem norm demokratycznych”.

Dzisiejsze spotkanie szefów rządów Unii Europejskiej, poświęcone walce z pandemią i budżetowi Unii na 2021-2027 nie przyniesie żadnych decyzji, bo odbywa się w formie wideokonferencji. Premier polskiego rządu bierze w nim udział wzmocniony uchwałą Sejmu, wzywającą państwa UE do działania zgodnie z traktatami. I tylko takie stanowisko jest do zaakceptowania przez większość Polaków, co wynika z ostatnich badań opinii publicznej. Powinien także pamiętać, jeśli któryś z szefów rządu będzie usiłował straszyć nasz kraj niewyobrażalnymi konsekwencjami nieuchwalenia budżetu, o powiedzeniu „strachy na Lachy”, co oznacza że Lachów ( dawne określenie Polaka na Litwie i Rusi) nie można zastraszyć, bo są postrzegani jako bitni, bojowi i bynajmniej nie płochliwi.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKosmetyczne kalendarze adwentowe w Douglas – jak kupić je taniej?
Następny artykułAngelina Jolie wyreżyseruje „Unreasonable Behaviour”. „Dzięki niej jestem w dobrych rękach”