„Był wczesny wieczór. Janek Paprocki wyszedł na balkon i oparł się o barierkę. Stąd miał dobry widok na ulicę Bielską. Zaraz powinna przyjść Weronika, jego dziewczyna, tęsknie jej wyczekiwał. Zerkał co chwilę na zegarek, jeszcze wcześnie.
Nagle ktoś przeraźliwie krzyknął. Sąsiadka z mieszkania obok, bardzo sympatyczna kobieta. Zobaczył ją na ulicy, stała na środku chodnika i wpatrywała się w niebo. U jej stóp leżały dwie siatki, z których wysypały się zakupy. Jego spojrzenie bezwiednie podążyło za jej wzrokiem.
Po niebie z zawrotną szybkością mknął dziwny obiekt, ciągnąc za sobą długi warkocz czarnego dymu. Nieuchronnie zmierzał w kierunku ziemi. To nie był samolot ani meteoryt, a tym bardziej UFO. To coś wyglądało jak jakiś stary autobus wyrwany na szybko ze złomowiska, podniesiony wysoko w powietrze i ciśnięty z ogromną siłą w stronę ziemi. Leciał prosto na kamienicę.
Janek stał jak sparaliżowany. Teraz widział ten dziwny obiekt wyraźnie. Plątanina kabli, rur, jakieś jakby płozy po bokach i wielki czerwony napis »Sputnik« wykonany cyrylicą. Gigantyczna kupa złomu była tuż nad jego głową i nagle z potężną siłą runęła na dom.
Ziemia się zatrzęsła, nad ulicą wyrósł olbrzymi pióropusz pyłu, dymu, niezliczone kawałki tynku, cegieł, dachówek fruwały w powietrzu.
Balkon, na którym stał chłopak, siłą podmuchu został wyrwany z muru i błyskawicznie przeleciał nad sąsiednim parterowym budynkiem. Zatrzymał się dopiero na ścianie kamienicy stojącej po przeciwnej stronie ulicy, po czym z łoskotem zwalił się na chodnik”.
Tak mogło się stać
„Nastała cisza, tak jakby w tej chwili świat się kończył, ale to był moment.
Nagle rozległ się krzyk przerażonych ludzi pomieszany z odgłosami walących się ścian, z hukiem następnych eksplozji, istny armagedon. Pył wciąż się rozprzestrzeniał, docierając aż do murów katedry. Z oddali zaczęły dochodzić odgłosy syren karetek i wozów strażackich”.
Tak właśnie zaczyna się najnowsza książka Jacka Ostrowskiego, zatytułowana „Świrus”. To już czwarty jego kryminał z „Serii z papugą” z niestereotypową płocką adwokatką Zuzanną Lewandowską w roli głównej. Ale zaczyna się, jak futurystyczna powieść katastroficzna…
Fot. Tomasz Niesłuchowski / Agencja Gazeta
– Kilka lat temu czytałem, że szczątki satelity spadły na miasteczko w Toskanii – wyjaśnia Autor. – I pomyślałem, że tak mogło się stać właściwie wszędzie, a więc czemu także nie w Płocku?
W posłowiu Ostrowski wymienia wiele komunikatów, także z czasów nam współczesnych, ostrzegających przed tym, że jakiś kosmiczny złom może uderzyć w konkretne miejsce na Ziemi. W listopadzie 2013 r. nawet na stronie internetowej łomżyńskiego ratusza pojawiła się notatka, że 250-kilogramowy szczątek satelity ESA może spaść na Łomżę właśnie!
Tak więc pomysł był, należało go obudować jakąś historią. – Janek Paprocki, ten, który stał na balkonie, przeżył – zdradza Autor. – Ale nic nie pamięta. Budzi się w szpitalu i zaczyna mówić rzeczy, które są intrygujące, nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe. On sam jest… no właśnie, coś się stało i trudno nawet ocenić, czy Janek nadal jest Jankiem.
Nie, nie stał się nagle jakimś ufoludkiem, nadal tkwi mocno w realiach komunistycznego Płocka. I historia bardzo, ale to bardzo się komplikuje. No i nie ma przeproś, do akcji musi wkroczyć mecenas Zuza.
Zgaga się nawraca
Wierni czytelnicy „Serii z papugą” odnajdą w „Świrusie” znane postaci z poprzednich książek. Choć nie… Borkowska, lokatorka Zuzy, alkoholiczka, wyrodna matka i puszczalska, którą w „Sarkofagu” kolejny kochanek zranił bardzo poważnie, opuściła ziemski padół. Mecenas Lewandowska jak lwica walczy, by odzyskać całość mieszkania w kamienicy przy Zduńskiej, które odziedziczyła po rodzicach, ale oczywiście w magistracie nawet nie chcieli o tym słyszeć. Nowa rodzina, którą jej dokwaterowali, sprawi, że pani adwokat zatęskni za nielubianą Borkowską. Zwłaszcza kiedy Zgaga, gadająca papuga Lewandowskiej, która klnie równie soczyście jak jej właścicielka, i wywrzaskuje z lubością: „Precz z komuną”, wzbogaci swój repertuar o pobożne treści.
Zgaga przeżyje też swój dramat. – Ona ma wiernych fanów – śmieje się Jacek Ostrowski. – Jedna z czytelniczek zamówiła w Chinach takie przypinki papugi i z dumą ma je na spotkaniach. Mnie też taką podarowała.
Jeśli zaś chodzi o samą Zuzę… Pamiętacie, że w ostatniej książce miała pewne podejrzenia? Cóż, upojne noce z Markiem mają swoje konsekwencje, ale musicie sami wyczytać, co się wydarzyło. W każdym razie stara się ograniczać swój pociąg do wysokoprocentowych trunków, choć natłok wydarzeń absolutnie nie sprzyja abstynencji i pani mecenas ostro po prostu musi alkoholem koić skołatane nerwy, patrząc tylko, czy nie trzęsą się jej ręce. Bo to uzasadniałoby opinię kreowaną przez wrogie milicję i aparat partyjny, jakoby była już alkoholiczką. Ekstra mocne zamieniła na „zdrowsze” cygara. I dalej klnie tak, że wszyscy szewcy świata musieliby mieć ją za mistrzynię.
Musi tak przeklinać? – Lubię Zuzę, ona jest normalna – przekonuje i usprawiedliwia swoją powieściową „córkę” Autor. – Jest szczera do bólu, nie zawsze mówi, co chcesz usłyszeć, ale mówi prawdę. Na to może sobie pozwolić tylko człowiek uprawiający wolny zawód. Zuza w zakładzie pracy, mając nad sobą dyrektora, przełożonego – jest nie do wyobrażenia. Ale jako adwokatka z prywatną praktyką nie jest tłamszona przez zwierzchników, bo ich nie ma. Przy jej charakterze to piękna sprawa. I tak – musi przeklinać. Znam i znałem dużo kobiet podobnych do Zuzy: twardych, zdecydowanych. Ja je lubię. A do Zuzy wulgaryzmy pasują. Ona nie jest żadne ą, ę.
Za tę twardość, hardość i niewyparzony język mecenas Lewandowską pokochali też czytelnicy. Kiedy jury Poznańskiego Festiwalu Kryminału „Granda”, który jest organizatorem corocznego konkursu „Czarny Kapelusz” na najciekawszą postać polskiej powieści kryminalnej lub sensacyjnej, wśród nominowanych wskazało także bohaterkę pierwszego z serii kryminału Ostrowskiego „Paragraf 148”, Zuzanna Lewandowska nie uchodziła za faworytkę. Ale to ona właśnie w ubiegłym roku zdobyła główną nagrodę publiczności! I to bezapelacyjnie! Swój kapelusz nosi z dumą.
Fot. Tomasz Niesłuchowski / Agencja Gazeta
Między faktami a metafizyką
Czas akcji „Świrusa” łatwo zidentyfikować. Bohaterowie opowiadają sobie o śmierci studenta Stanisława Pyjasa. Jest więc rok 1977. Komuna, choć jeszcze niezauważalnie, już zaczyna się chwiać w posadach, typowe dla systemu totalitarnego szczególnie antypatyczne typy z kręgów władzy bez żadnych skrupułów manipulują reżimową prasą, byle ugrać swój własny interes, swoją karierę. To, że niszczą przy tym niewinnych, porządnych ludzi, nie ma znaczenia.
– Ta książka, odwrotnie niż poprzednie, jest wymyślona, nieoparta na faktach – przyznaje Ostrowski. – Ale też nie tak do końca. Chciałem pokazać, jak przenikały się światy władzy i gangsterów. Co i ile władza gotowa była poświęcić i jakich świństw się dopuścić dla własnych korzyści. Nie chciałem za to, żeby powieści z Zuzą Lewandowską były jak serial z powtarzającymi się tymi samymi bohaterami i przewidywalnymi wydarzeniami. Musiałem to jakoś bardziej zakręcić. Ale takie związki jak ten między Paprockim a partyjnym aparatczykiem Wiśniewskim to fakty, a nie fikcja.
Tępy i nastawiony także na własną karierę milicjant Mariański, który nienawidzi mecenas Zuzy do bólu, prowadzi w książce dialog ze skorumpowanym psychiatrą. Mariański ma akurat jedno marzenie: jego podejrzany, ciężko poszkodowany na zdrowiu zarówno fizycznie, jak i psychicznie, powinien zostać wyleczony, uzdrowiony, żeby… można go było skazać na śmierć. Dla milicjanta widok dyndającego na stryczku chłopaka jest sennym marzeniem. Psychiatra obiecuje, że tak nafaszeruje nieszczęśnika lekami psychotropowymi, że przyzna się on przed sądem nawet do zabicia Juliusza Cezara.
„– Co to za Juliusz Cezar? Nic nie wiem o tym zabójstwie. To chyba nie w Płocku? Powiedział, gdzie ukrył zwłoki tamtego?
– Czyje zwłoki? – zdumiał się lekarz.
– No tego obywatela… jak mu tam? Juliusza Cezara.
(…) – To taka stara sprawa, to nie on, zabójców już dawno złapano i skazano.
– To pewnie dlatego nic nie wiem”.
– Czy inspirował się pan także czasami nam współczesnymi? Bo ta rozmowa przypomina jako żywo dywagacje pewnego znanego posła na temat carycy Katarzyny – próbuję dociec. Ale Autor tylko wzrusza ramionami: – Głupota jest uniwersalna i nie ma swojego czasu, jest zawsze.
Sytuacja, zgodnie z intencją Ostrowskiego, gmatwa się w nieprawdopodobny sposób. Nawet mecenas Zuza, która do wiary ma stosunek bardziej niż sceptyczny (co nie przeszkadza jej przyjaźnić się z proboszczem fary i wpadać do niego na kilka głębszych), musi zwrócić się o pomoc do… egzorcysty.
– Metafizyka i ludzka psychika zawsze mnie bardzo interesowały – uśmiecha się Autor.
Aha, jest też coś dla miłośników dawnej kawiarni Zamkowa. Zdziwią się, jakie tam wprowadzono zmiany… Pani mecenas bywa tam bardzo często.
Ostatnia notatka Mariańskiego, czyli zdradzam zakończenie
„W dniu dzisiejszym w lokalu przy ulicy Grodzkiej znaleźliśmy trupy sztuk dwa. Pierwszy trup był pokawałkowany i leżał w łazience. Głowa znaleziona w sedesie wskazuje na to, że to trup niejakiego (…). Kazaliśmy patologowi złożyć go do kupy. Jeśli coś brakuje to będzie w raporcie. Drugi trup to niejaki poszukiwany obywatel (…). Nie możemy rzadnego z nich przesłuchać na okoliczność zabójstwa, bo obaj są trupami. Więc nie możemy ustalić ktury trup jest mordercą, a ktury został zamordowany i kto zamordował drugiego trupa, ktury zamordował pierwszego trupa. Przesłuchanie niejakiej Zuzanny Lewandowskiej, ktura zawiadomiła milicję nic nie wniosło do sprawy. Jak zeznała, nie była świadkiem zabijania żadnego z trupów. Więc nie można stwierdzić czy pierwszy trup zabił drugiego trupa, czy było inaczej. Trzeba sprawdzić, czy to nie osoba trzecia zabiła obydwa trupy, a może zabiła pierwszego trupa, ktury zabił drugiego trupa, lub zabił drugiego trupa, który zabił pierwszego trupa”.
I tak oto zdradziłam zakończenie „Świrusa”, chociaż ten, kto to robi, podobno sam może powiększyć grono trupów za sprawą jakiegoś miłośnika kryminałów. Ale radzę się wstrzymać z tak radykalnym rozwiązaniem, bo między uderzeniem ruskiego sputnika w kamienicę przy Bielskiej a ostatnią notatką niedouczonego milicjanta Mariańskiego dzieją się rzeczy, których nawet cienia teraz nie jesteście w stanie się domyślić. Jednym słowem – książkę trzeba przeczytać!
Uspokoję purystów językowych – takie byki jak wyżej są wyłącznie w notatkach będącego mocno na bakier z ortografią i interpunkcją milicjanta.
Ciąg dalszy nastąpi, a tymczasem…
Co dalej? Główny wątek został w „Świrusie” zamknięty, ale są nowe tajemnicze sprawy dotyczące samej Zuzy, które wymagają wyjaśnienia i na pewno czytelnicy tych wyjaśnień będą się od Autora domagać.
– Mam zagorzałych fanów Zuzy, więc myślę, że jakbym ogłosił koniec jej historii, pewnie podnieśliby krzyk – przyznaje Jacek Ostrowski. – Dostaję od nich sporo maili. Sam jestem ciekaw, jak „Świrus” będzie przyjęty, bo ta książka jest jednak trochę inna niż poprzednie z „Serii z papugą”. Mam nadzieję, że przyciągnie nowych czytelników. A te niewyjaśnione wątki będą otwarciem piątej w tej serii książki. Jeszcze jej nie zacząłem, ale w głowie już mi się układa. Zacznie się w roku 1980 i obejmie stan wojenny. I będzie się bardzo dużo działo. Ale to musi poczekać, może ukaże się w przyszłym roku.
Teraz pisarz z Płocka ma na tapecie coś innego. Ostrowski jest denerwująco dyskretny, niewiele daje się z niego wyciągnąć. Mówi tylko, że to pozycja także o Płocku, „ciut sensacyjna, ciut kryminalna, z zabarwieniem powieści gotyckiej”. Akcja toczy się „tu i teraz”, mecenas Zuzanny Lewandowskiej w niej nie będzie. A w ogóle to książka nie ma jeszcze tytułu, w całości tkwi w głowie Autora i dopiero się pisze. Powinna się ukazać na początku grudnia tego roku.
Może jednak trochę więcej konkretów? – Dla płocczan będzie to ciekawa lektura, innych czytelników zaś na pewno zaciekawi samo nasze miasto – Jacek Ostrowski zapewnia, że nic więcej się od niego nie dowiem.
„Świrus”
Jak cała seria (składają się na nią oparte na faktach „Paragraf 148”, „Czarny Wdowiec” i „Sarkofag”, a teraz dołącza „Świrus”) także ta pozycja została wydana przez wydawnictwo Skarpa Warszawska („Gazeta Wyborcza” ma patronat). W księgarniach ukaże się 17 czerwca. Tego dnia o godz. 18 Książnica Płocka zaprosi na spotkanie online z Jackiem Ostrowskim – link znajdziecie na profilu Książnicy na Facebooku.
Gdyby ktoś chciał jednak bezpośrednio spotkać się z autorem i porozmawiać o tej lub innych jego książkach i pisarskich pasjach, będzie miał taką okazję 20 czerwca na Warszawskim Festiwalu Kryminału o godz. 14. Impreza odbędzie się w Teatrze Druga Strefa przy ul. Magazynowej 14a.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS