Czytaj też: Czas apokalipsy. Musimy w Europie pozbyć się złudzenia, że ekstremalna pogoda nic nam nie zrobi. To jest właśnie pycha klimatyczna
Konflikt w Ukrainie to przecież sprzyjający moment, który można wykorzystać do edukacji i przekonania społeczeństwa, by uniezależnić się od dostaw węgla, gazu i ropy z Rosji i postawić na rozbudowę odnawialnych źródeł energii. Ale my zmierzamy w odwrotną stronę, bo zamierzamy importować te same paliwa kopalne, tylko z innych stron świata. Jeżeli podpiszemy długoletnie kontrakty z Brazylią czy Australią na dostawy, to obawiam się, że nigdy nie przeprowadzimy transformacji naszej energetyki.
Otwierając pierwszy Samorządowy Szczyt Klimatyczny w Łodzi, Frans Timmermans, który odpowiada za wdrażanie unijnego Zielonego Ładu, mówił: „Zamiast nadal wysyłać pieniądze podatników do Rosji i putinowskich oligarchów, musimy umieścić na europejskich dachach miliony paneli słonecznych i podwoić instalację pomp ciepła”.
– Powinniśmy natychmiast zmieniać prawo, by ułatwić indywidualnym odbiorcom energii inwestycje proekologiczne, a u nas dzieje się odwrotnie. Tak zmieniono prawo prosumenckie, że za chwilę nieopłacalne stanie się instalowanie paneli fotowoltaicznych, jeszcze rzutem na taśmę ludzie montują je na dachach domów, ale wkrótce to się zapewne skończy. Podobnie było z elektrowniami wiatrowymi, których stawianie na lądzie zablokowano ustawą. Decyzje ustawodawców idą w poprzek światowym tendencjom.
W Łodzi staramy się mimo wszystko szukać alternatywnych źródeł energii, przede wszystkim cieplnej. Powstaje zgodna z wymogami UE spalarnia odpadów komunalnych na Widzewie, która ograniczy mieszkańcom koszty utylizacji tych odpadów i zapewni ogrzewanie domów. Część miasta chcielibyśmy ogrzewać geotermalnie, ale nasz wniosek w tej sprawie od czterech lat nie może się doczekać akceptacji Ministerstwa Klimatu. Bez współpracy ze stroną rządową płynne przejście od energetyki opartej na surowcach kopalnych do energii odnawialnej będzie trudne, żeby nie powiedzieć awykonalne.
Do finansowania bieżących wydatków miasta, inwestycji w ochronę klimatu doszły koszty pomocy uchodźcom z Ukrainy. Na wszystko nie wystarczy pieniędzy…
– Nie wystarczy. Łódź już wychodziła na prostą po olbrzymim regresie, w którym znalazła się za sprawą przemian w latach 90., a tu pojawił się kryzys humanitarny. Jego skala w różnych miastach jest różna. Nasze wydatki za pierwsze dwa tygodnie pomocy uchodźcom nie były duże, blisko 700 tys. zł i zostały jednorazowo rozliczone, ale nie wiadomo, co będzie dalej z wojną w Ukrainie. Na pewno trwałą zmianą jest ograniczenie samorządom przez Polski Ład dostępu do źródeł przychodów. Gwałtownie obcięto nam aż o 320 mln zł udział w podatkach, oferując jednorazowe „zadośćuczynienie”, które w minionym roku wyniosło 179 mln zł. Ale przecież przez następne lata rokrocznie będziemy mieć ubytek w budżecie 320 mln zł. Trudno będzie więc intensywnie wdrażać choćby wymianę starych pieców na piece nowej generacji, nie mówiąc już o fotowoltaice czy pompach ciepła. Nawet ci, którzy chcieliby to zrobić – bo przecież potem będą płacić niższe rachunki – mogą mieć problem, bo ich po prostu nie będzie na to stać.
Miasto na finansowanie wymiany indywidualnych źródeł ciepła potrzebuje miliardów złotych, ale możemy dysponować co najwyżej kilkunastoma milionami rocznie. Reszta jest zablokowana, bo to są pieniądze zarezerwowane na edukację, pomoc społeczną i komunikację. Bardzo ciężko będzie wdrażać konieczne zmiany bez zmian ustawodawstwa i rzeczywistego wsparcia finansowego udzielanego przez państwo indywidualnym odbiorcom, ale i samorządom. Przecież Łódź ma przeszło 44 tys. mieszkań komunalnych w różnej kondycji i wydajemy od siedmiu lat olbrzymie pieniądze na ich rewitalizację i termomodernizację, ale to jest kropla w morzu potrzeb.
Na czym będzie Łódź oszczędzać?
– Zaczęliśmy od siebie i osób zatrudnionych w Ratuszu. Ale jednocześnie staram się waloryzować pensje urzędnikom, by zrekompensować im rosnące koszty utrzymania, bo olbrzymim problemem wszystkich samorządowców jest odpływ najlepszych kadr, które na wolnym rynku zarabiają dużo więcej, niż my możemy im zaoferować.
Zmuszeni będziemy ograniczyć też tempo inwestycji. Bardzo byśmy chcieli instalować panele fotowoltaiczne na budynkach użyteczności publicznej, ale tylko garstka z nich jest w stanie udźwignąć ciężar tych paneli, w pozostałych należałoby wcześniej wzmocnić stropy.
Czytaj też: Jesteśmy w tragicznej sytuacji, w sprawie wody potrzebna jest ponadpartyjna solidarność
Nie będziemy mogli wydawać większych pieniędzy na edukację, mimo że już ponosimy przeszło 54 proc. kosztów jej funkcjonowania w naszym mieście. A za chwilę będziemy mieli problem z pozyskiwaniem nauczycieli, bo ich pensje są trudne do zaakceptowania przez młodych ludzi. Przecież nauczyciel stażysta zarabia mniej, niż wynosi minimalne wynagrodzenie w kraju, więc ten zawód powoli staje się zawodem osób wiekowych.
Chcielibyśmy więcej wydawać na inwestycje w odnawialne źródła energii i budowanie magazynów energii. Może zabraknąć pieniędzy na tworzenie infrastruktury retencyjnej, żeby gromadzić wodę z gwałtownych deszczów, których jest coraz więcej w związku ze zmianami klimatu. Jest wiele problemów z utrzymaniem zieleni w miastach, bo centralna Polska stepowieje, więc musimy budować systemy sztucznego nawadniania.
Zależałoby mi też na szybszym rozwijaniu komunikacji miejskiej, by zachęcić do niej posiadaczy samochodów. Ale to wymagałoby większych nakładów na zakup taboru i zwiększenie sieci połączeń, na co nie mamy dostatecznych środków.
Mamy świadomość, że musimy lawirować między różnymi rozwiązaniami, żeby jak najlepiej wykorzystać coraz bardziej przycinany przez rząd budżet miasta. A przecież nie wiemy, ile jeszcze stracimy – poza tymi 320 mln zł rocznie – na Polskim Ładzie 2.0, czy to będą kolejne miliony, dziesiątki milionów, czy setki. To w istocie jest pytanie o przyszłość samorządów. Czy my będziemy w stanie nadal realizować wszystkie usługi komunalne, do których przyzwyczailiśmy naszych mieszkańców i których oni od nas oczekują na poziomie wystarczającym? Bo zadowalającym – to już obawiam się, że będzie trudno.
Na zasypanie około 500 mln zł tegorocznego deficytu w budżecie Łodzi z nawiązką wystarczyłyby kary, które rząd musi zapłacić za nieprzestrzeganie orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości w sprawie kopalni Turów. Ale przy tak okrojonych odgórnie budżetach miast trudno będzie im zniknąć z listy najbardziej zanieczyszczonych w Europie, w setce jest ich aż 29.
– Niestety, tego się najbardziej obawiam, że na skutek braku określonych decyzji i braku pieniędzy będzie to praktycznie nierealne. Ale czy widział pan jakąś zmasowaną kampanię w publicznych mediach zachęcającą do wymiany indywidualnych źródeł ciepła na ekologiczne? Taką, która by uświadamiała ludziom, jak negatywny wpływ na zdrowie ma zanieczyszczenie powietrza na skutek emisji pyłów i gazów cieplarnianych? Pojawiają się pojedyncze publikacje w mediach, że upływa niedługo termin, do którego powinniśmy zgłosić źródła ciepła, z których korzystamy w domach, ale kampanii nie ma.
Takiej powszechnej kampanii proekologicznej chyba nikt nie widział, bo rządowy program „Czyste powietrze” zachęcił przez dwa lata do wymiany zaledwie 70 tys. z 3 milionów starych pieców do ogrzewania węglem, zwanych „kopciuchami”.
– Rządzący niby ogłosili jakąś akcję, ale potem powiedzą, że odpowiedzialność za brak jej efektów ponoszą ludzie, bo widocznie nie chcieli wymieniać pieców. Nie na tym powinna polegać mądrość i odpowiedzialność rządzących, którym powierzamy swoje życie i przyszłość, oni powinni uświadamiać i mobilizować społeczeństwo. Potrzebne są specjalne programy osłonowe, żeby wspomóc osoby wykluczone energetycznie, które na skutek biedy i braku środków na utrzymanie nie są w stanie zmienić źródła ogrzewania. Ale nie zmobilizuje ich do wymiany pieca pomoc na trzy miesiące czy na pół roku, oni muszą mieć pewność, że jak go kupią, to nie zabraknie im pieniędzy na rachunki.
Te sprawy wymagają też przede wszystkim permanentnej edukacji i zaangażowania władz, którego nie widzimy. Jako samorządowcy nie mamy żadnych narzędzi, żeby mieć w tej sprawie moc sprawczą, a gdy próbujemy mimo wszystko robić coś we własnym zakresie, to ogranicza nam się dostęp do środków. Przecież w Łodzi w ramach naszego programu wymiany pieców wszystkie fundusze zostały w pełni rozdysponowane, bo nasze wnioski o wsparcie są bardzo proste, a moi współpracownicy pomagają je ludziom składać. Do takich programów potrzeba przede wszystkim gotowości współpracy ze strony rządu i zaufania, że my, samorządowcy, potrafimy to robić. W Łodzi wymieniliśmy już około połowy „kopciuchów”, a chciałabym pozbyć się wszystkich.
Jednocześnie Komisja Europejska zapewnia, że zamierza przyspieszyć walkę z ociepleniem klimatu i nie zrezygnuje z programu FitFor 55 oraz z wprowadzenia reformy ETS2, a to oznacza, że obowiązkiem zakupu praw do emisji CO2 objęty zostanie transport drogowy i budownictwo.
– Jestem za tym, żeby pakiet zmian określonych w FitFor 55 był realizowany. Im szybciej, tym lepiej, przecież to zdecyduje o przyszłości następnych pokoleń: czy będą żyć w normalnym w miarę świecie, czy w zamkniętych pomieszczeniach klimatyzowanych. Unijny plan zakłada też m.in. termomodernizację 30 mln budynków, a jeśli to zrobimy, nie będziemy musieli tyle wydawać na ogrzewanie. Są pieniądze na te programy, trzeba je brać. A my? A my przecież wciąż nie wiemy, jak będzie wyglądał polski Krajowy Plan Odbudowy (równowartość 250 mld zł), z którego samorządy miały dostać część pieniędzy.
Nie wiemy też, na jakie fundusze możemy liczyć w ramach negocjowanej przez rząd umowy partnerstwa z Unią i czy w ogóle je dostaniemy (równowartość 750 mld zł). Urząd Marszałkowski przysłał nam projekt dysponowania tymi funduszami, do którego zgłosiliśmy swoją opinię, ale nie została uwzględniona, nie wzięto pod uwagę problemów, z którymi się mierzy Łódź.
W tej politycznej walce z samorządami o fundusze rząd zdaje się nie uwzględniać faktu, że na skutek smogu przedwcześnie umiera w Polsce 45 tys. osób rocznie.
– Te dane są zatrważające, ale one nadal nie przemawiają do społeczeństwa. Gdyby przemawiały, to nie byłoby tak gwałtownych emocji, kiedy nasze patrole ekologiczne monitorują, czym mieszkańcy palą w swoich piecach. Ludzie protestują, jakim prawem ktoś próbuje wejść na teren ich posesji. Nie ma refleksji, że trują siebie, bliskich, sąsiadów…
Samorządy rzeczywiście znalazły się między młotem a kowadłem. Z jednej strony, my mamy świadomość i chcemy dokonywać zmian, a z drugiej strony nie jesteśmy wspomagani przez rząd, który tak naprawdę przerzuca na nas odpowiedzialność i pozbawia nas nawet środków. A w podtekście wręcz sugeruje, że wszelkie niedogodności, które spotykają mieszkańców to wina samorządów. Mieszkańcy nie mają świadomości, kto, na kogo i jakie nakazy nakłada. To powoduje, że samorządy stają się „chłopcem do bicia”. Żeby to zmienić, potrzeba edukacji, edukacji i jeszcze raz edukacji, dopiero wtedy ludzie zrozumieją, skąd rzeczywiście biorą się problemy i ich przypadłości zdrowotne.
Kiedy Łódź może stać się miastem neutralnym klimatycznie?
– Bardzo byśmy chcieli, żeby to się zadziało do 2050 roku, ale wiemy już w tej chwili, że to będzie bardzo trudne. Zgłosiliśmy swój akces do unijnego programu stu miast w Europie, które chciałyby uzyskać przy wsparciu Wspólnoty neutralność klimatyczną do 2030 r. i czekamy na rozstrzygnięcie. Mamy swoje marzenia, ale jeżeli nie będziemy mieli dopływu stałych środków, bardzo ciężko będzie je wdrożyć w życie. Pocieszam się, że na razie jest tylko jedno miasto neutralne klimatycznie w Europie, gdzieś w Norwegii. Ale kolejne aspirują i bardzo bym chciała, żeby Łódź znalazła się w tej grupie.
Materiał powstał we współpracy z Urzędem Miasta Łódź
Czytaj także: PiS sięga po pałkę na biznes. „Będą mogli zablokować każdą decyzję. Jak w Rosji”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS