A A+ A++

To był jeden z tych leniwych dni, kiedy człowiek leży sobie do
góry brzuchem i zastanawia się w jakie to wpakować się tarapaty.
Zadumę nad grzybem rosnącym na ścianie hotelu w Cusco zakłócił
mój telefon oznajmiający przyjście wiadomości na Messengerze.
„Cześć! Może wpadniesz do nas?” – pytała się koleżanka,
której nie znałem, a z którą od ostatnich kilku dni
korespondowałem za pośrednictwem internetowego komunikatora. Pewne
rzeczy się wyczuwa. Doskonale już wiedziałem, że w ciągu
następnej doby zdarzy się coś ciekawego.

Podróżnicy, artyści i ciekawi świata nomadzi, Miłka i Bożydar,
bo tak nazywali się moi nowi znajomi, od kilku tygodni siedzieli w
Ollantaytambo, mieścinie, która niewiele zmieniła się od czasów
panowania Inków. Otoczone górami pueblo to jeden wielki skansen.
Mury wielu domów pamiętają jeszcze rządy Pachacuteca, a wąskie,
wybudowane setki lat temu uliczki nadal wyłożone są kamieniami,
które umieścili tam indiańscy budowniczowie. Ba, nawet odpływ
wody w czasie deszczu odbywa się kanalikami zaprojektowanymi przez
dawnych architektów. Panujący w Ollantaytambo klimat w tym
szczególnym okresie nie jest zakłócony watahami turystów, dzięki
czemu ma w sobie coś niezwykle magnetycznego. W pełni więc
rozumiem, dlaczego dwójka sympatycznych Polaków postanowiła osiąść
właśnie tam. Nie mogłem więc odmówić sobie okazji do spędzenia
paru fajnych chwil w tym niesamowitym miejscu, w towarzystwie dwójki
uroczych osób o pięknych duszach.

Zwlekłem się z
hotelu i pomaszerowałem w kierunku cuscańskiej starówki, mijając
po drodze kilka grubych Indianek, leniwego psa i grupkę dzieciaków
kłócących się o to, który z peruwiańskich piłkarzy zaliczył
więcej kobiet w swoim życiu. Kiedy przechodziłem koło wielkiego,
zadaszonego rynku San Pedro, coś mnie tknęło. „Wejdę, jakieś
owoce kupię czy coś…?”
. Może faktycznie mam słabość do
rynków, a może nazwa tego konkretnego uderzyła w jakąś cieniutką
strunę mojej podświadomości? Po chwili już lawirowałem między
rzędami budek, stolików i straganów, szukając cholera wie czego,
bo przecież mój plecak pełen już był owoców, przekąsek oraz
orzeszków.

I tak właśnie
trafiłem do alejki, w której nie było ani jedzenia, ani pamiątek.
W tej części bazaru handlowano magią, a właściwie wszystkim tym,
co potrzebuje peruwiański curandero do przeprowadzenia szamańskiej
ceremonii. Od suszonych lam, przez amazoński tytoń mapacho, tabakę
rapee, grzechotki, aromatyczne zioła, aż po kadzidła czy wodę
kwiatową. Przy jednym z takich stanowisk leżały wielkie,
przypominające przerośnięte cukinię kawałki kaktusa. Stanąłem
jak wryty. Przed oczami wyświetliły mi się bowiem wydarzenia
sprzed dobrej dekady, kiedy to jeszcze jako młodzieniec, pracujący
na zlecenie pewnego magazynu popularnonaukowego, wybrałem się na
północ Peru, aby napisać reportaż na temat tamtejszej tradycji
picia naparów z halucynogennego kaktusa o nazwie… San Pedro!

„A
może by tak kupić?”
– pomyślałem. Szybko jednak wróciłem na ziemię. Niby jak miałbym taki wywar przygotować? Przecież tego
kolczastego potwora trzeba pociąć, dobrze wygotować, oddzielić
odpowiednie porcje. Nie znam się na tym kompletnie. „Czego
szukasz?”
– przerwała mój wewnętrzny moralizatorski monolog
uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczyna, która wychyliła się z
okienka i łypała na mnie swoimi wielkimi, pięknymi oczami. „Eeee…
Fajny kaktus. Macie do niego instrukcję?”
– niezdarnie bąknąłem.
„A nie wolisz wersji instant?” – okazało się, że oprócz
pięknych oczu, niewiasta ma też śliczny uśmiech. Szczerząc się
słodko, wyjęła spod lady cztery niewielkie woreczki wypełnione
zielonym proszkiem. Przez chwilę stałem mierzwiąc w dłoniach
jedno z zawiniątek, które to miało być czymś analogicznym do
chińskich zupek Vifona. Zalewasz to wodą, mieszasz, pijesz i
czekasz, aż przemówi do ciebie pobliski krzaczek. W praktyce zaś
to wysuszone na pieprz talarki kaktusa, które to zostały zmielone,
odważone i zapakowane w woreczki. Jeden woreczek to porcja dla
jednej dorosłej osoby. Sprytne.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNajbardziej wstydliwe rzeczy, z jakimi internauci przyszli do lekarza
Następny artykułUM Augustów: Zapraszamy do składania wniosków o dofinansowanie wymiany źródeł ciepła w programie Airgustów