Dealerzy sprzedający samochody koncernu Stellantis zwrócili się z apelem do przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, by ponownie rozważyła zmiany legislacyjne, które od 1 stycznia 2025 roku zaostrzają dopuszczalne poziomy emisji spalin.
Zgodnie z regulacją CAFE (Clean Air For Europe, czyli Czyste Powietrze dla Europy) już 1 stycznia 2025 roku po raz kolejny zostanie zaostrzony dopuszczalny limit emisji spalin nowych samochodów. Jego przekroczenie wiąże się z olbrzymimi karami dla producentów, a sam limit nie jest możliwy do spełnienia bez rosnącej sprzedaży samochodów elektrycznych.
“Jesteśmy głęboko przekonani, że cele redukcji emisji CO2 wyznaczone na rok 2025 są niewykonalne w obecnych warunkach rynkowych. Brak niedrogich pojazdów elektrycznych zasilanych akumulatorami w połączeniu z niewystarczającą infrastrukturą ładowania stworzył znaczną lukę między wymogami regulacyjnymi a możliwościami rynku” – napisały we wspólnym oświadczeniu cztery europejskie stowarzyszenia dilerów sprzedających samochody Stellantisa.
Stellantis to jeden z największych koncernów motoryzacyjnych świata. Należy do niego w sumie kilkanaście marek, w tym Abarth, Alfa Romeo, Chrysler, Citroen, Dodge, DS, Fiat, Jeep, Lancia, Leapmotor, Maserati, Opel, Peugeot, Ram i Vauxhall.
Dilerzy przyłączyli się tym samym do wystosowanego 19 września apelu European Automobile Manufacturers’ Association (ACEA), czyli Stowarzyszenia Europejskich Producentów Samochodów. ACEA zwróciła uwagę, że gwałtowny odwrót od samochodów elektrycznych spowoduje, że spełnienie norm emisji spalin, które mają zacząć obowiązywać 1 styczniu 2025 roku, nie jest możliwe. Co więcej, przekroczenia norm emisji będą tak duże, że niektóre firmy będą płacić kary mierzona w miliardach euro.
Oczywiście nikt tych pieniędzy nie wyciągnie z własnej kieszeni, kary zostaną wliczone w ceny samochodów. Np. Toyota ostrzega, że w styczniu samochody mogą podrożeć o przeszło 20 tys. zł.
Ostatni moment, by uratować europejską motoryzację. “Potrzeba pilnych działań”
CAFE to zainicjowany w 2001 roku program unijnych regulacji. Pierwsze limity narzucił w 2008 roku, wówczas dopuszczalna emisja CO2 wynosiła 154 g/km i pod kreską mieścili się wszyscy producenci. W 2015 roku limit został zaostrzony do 130 g/km i to również nie było jeszcze problemem.
Kłopoty zaczęły się w 2020 roku, gdy limit spadł do 95 g/km, co oznacza średnie zużycie paliwa w cyklu testowym na poziomie 4,1 l/100 km w przypadku silnika benzynowego i 3,6 l/100 km – w przypadku jednostki wysokoprężnej. Każdy kierowca wie, że takie średnie wartości raczej nie są do osiągnięcia.
Warto dodać, że owe 95 g/km to wartość tylko średnia, która obrazuje zaostrzanie norm, jednak nie jest stosowana dosłownie. Każdy producent ma bowiem wyliczany swój własny dopuszczalny poziom emisji spalin, zależny m.in. od tego jak duże pojazdy produkował, czy jak duża jest jego sprzedaż. Przykładowo limit dla BMW wynosił 102,4 g/km, dla Hyundaia-Kia 94 g/km, a dla Toyoty 95,1 g/km.
15 mld euro kar rocznie dla producentów samochodów. Takie są nowe przepisy
A co zmieni się od 1 stycznia 2025 roku? Średni limit emisji CO2 dla pojedynczego samochodu sprzedawanego na terenie UE obniżony zostanie z obecnych 95 gramów CO2/km do 93,6 gramów CO2/km. Taka zmiana wyda … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS