Jakub Bischof. Od euforii do depresji
– Exitowy sukces uderzył mi do głowy. Kupiłem campervana, harleya, zacząłem inwestować w design, nieruchomości. Jednocześnie przestałem patrzeć na ceny – przyznaje przedsiębiorca.
Konsumpcyjny szał nie był jednak największym problemem. Zaraz po transakcji rzucił się w wir pracy w nowo założonej z przyjacielem spółce, która produkowała meble. Zbiegło się to z datą jego ślubu, ale odpuścił miesiąc miodowy, bo trzeba było przypilnować interesów.
– Miałem poczucie, że trzeba iść dalej, powiększać majątek, rozwijać nowy biznes. Tyle że po jakimś czasie zaczęło mnie to przytłaczać, poczułem się wypalony – wspomina.
Dopiero rozmowa z żoną uświadomiła mu, że pilnowanie magazynu z meblami to nie jest zajęcie dla niego. Że musi zrobić sobie przerwę, a najlepiej wycofać się z nieprzemyślanego przedsięwzięcia. Skończyło się biznesowym rozwodem i końcem przyjaźni, ale udało się zamknąć ten rozdział. Wtedy przyszło najgorsze – pustka i lęk.
– Okazało się, że wszystkie gadżety i zabawki, które kupiłem, bardziej przytłaczają, niż dają szczęście – mówi.
Pojawiła się depresja, z którą zmagał się wiele lat wcześniej, mieszkając i pracując w Londynie. Wrócił więc na psychoterapię i stopniowo porządkował swoje sprawy.
– Przestałem impulsywnie kupować, sprzedałem harleya. Zaczęliśmy używać campervana i pojechaliśmy z żoną na workation na dwa miesiące do Portugalii. To był czas na refleksję i regenerację – wspomina.
Dziś już wie, że zaraz po sprzedaży powinien był wcisnąć pauzę. I nie chodzi o to, że nie wyleżał się pod palmami … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS