Sąd w Wielkiej Brytanii zdecydował w poniedziałek o ekstradycji do Polski Czesława K., męża Grażyny Kuliszewskiej, której ciało wyłowiono w lutym ubiegłego roku z rzeki Uszwicy (woj. małopolskie) – przekazał prokurator Marcin Michałowski, prowadzący śledztwo w tej sprawie.
Czesław K. może do siedmiu dni odwoływać się od decyzji sądu (Westminster Magistrates’ Court w Londynie) do brytyjskiego sądu najwyższego. Jeśli to zrobi, sprawa się przedłuży.
Brytyjski sąd od lipca ubiegłego roku zajmuje się sprawą pozostającego w tamtejszym areszcie Czesława K.
Decyzja o ekstradycji zapadła po kilku posiedzeniach – ze względu na kwestie proceduralne związane m.in. z tym, że K. zmieniał obrońców, którzy kolejno musieli zapoznawać się z aktami sprawy.
“W sprawie Czesława K. dalej trwają czynności procesowe” – wyjaśnił prok. Michałowski, zapytany o etap śledztwa prowadzonego w Polsce.
Czesław K. 22 lipca 2019 roku został zatrzymany w Londynie na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania (ENA) i od tego czasu pozostaje w londyńskim areszcie Her Majesty’s Prison Wandsworth. Nakaz taki wydał Sąd Okręgowy w Tarnowie na wniosek Prokuratury Okręgowej w Tarnowie. Prokuratura z uwagi na dobro sprawy nie ujawnia, jakie zarzuty były podstawą do przygotowania Europejskiego Nakazu Aresztowania. Według nieoficjalnych doniesień, podstawą do wystosowania ENA był dla Czesława K. zarzut zabójstwa żony.
Pięcioletni syn małżeństwa – w związku z aresztowaniem ojca – trafił pod tymczasową opiekę swojej ciotki. O przyznaniu opieki zadecydował sąd w Brzesku (woj. małopolskie).
34-letna Grażyna Kuliszewska zaginęła w nocy z 3 na 4 stycznia 2019 roku. Jej ciało odnaleziono 28 lutego w rzece Uszwica, sześć km od rodzinnego domu. O tajemniczym zniknięciu 34-latki informowały w lutym portale Onet i Fakt24. Prokuratura nie ujawnia dziennikarzom wyników szczegółowej sekcji zwłok 34-latki z Borzęcina.
Pochodząca z Borzęcina koło Brzeska kobieta wraz ze swoim mężem pracowała w Wielkiej Brytanii. Para ma pięcioletniego syna. Z relacji mediów i świadków wynika, że ostatnich świąt Bożego Narodzenia Kuliszewska nie spędziła z rodziną – została w Londynie, a mąż i syn wrócili do Polski.
3 stycznia również i ona przyleciała do kraju. Zdążyła z mężem Czesławem odwiedzić notariusza – zamierzali podpisać umowę, zgodnie z którą dom 34-latki w Polsce przechodzi na Czesława. Kuliszewska miała przepisać mężowi nieruchomość za 15 tys. funtów (ok. 70 tys. zł). Do podpisania umowy jednak nie doszło, ponieważ brakowało stosownych dokumentów. Portale podają również, że pieniądze, które Czesław miał przekazać żonie, zniknęły. 4 stycznia Kuliszewska planowała wrócić do Londynu, na lotnisko do Krakowa jednak nie dotarła. Jej ciało, po prawie dwumiesięcznych poszukiwaniach, wyłowiono 28 lutego z rzeki Uszwicy niedaleko Borzęcina.
Zgodnie z relacją jej męża, wieczorem 3 stycznia jego żona była podenerwowana. Poszli spać we trójkę: on, żona i syn. Kiedy mężczyzna obudził się rano, 34-latki nie było. Miała zostawić mu wiadomość, że zobaczą się w Londynie. Pojechał do Londynu, ale nie zastał tam kobiety. Zawiadomił o tym bliskich i policję.
Według siostry Grażyny, małżonkowie planowali rozwód, choć mąż twierdził, że nie miał informacji o takich planach.
Z ustaleń dziennikarzy wynika, że w Londynie Kuliszewska miała mieć romans z Kurdem o imieniu Sardar. Gdy ten dowiedział się o zaginięciu kobiety, zamieścił na Facebooku ogłoszenie o nagrodzie w wysokości 100 tys. zł za informacje o zaginionej. Sardar twierdził, że widział dokumenty rozwodowe przygotowane przez kobietę. Ta jednak nie chciała powiedzieć mężowi o swoich planach w obawie przed jego reakcją. Według mediów Polka bez zgody męża miała wziąć pożyczkę na dużą kwotę w jednym z br … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS