A A+ A++

Rządząca partia zostaje za to z szeregiem problemów, które sprawa TVN na chwilę przykryła. O niektórych z nich mówił sam prezydent, uzasadniając swoją decyzję. Wyliczmy je tu jednak dla porządku: czwarta fala pandemii z rekordową liczbą zgonów i zbliżająca się piąta, z nowym, wyjątkowo zaraźliwym wariantem wirusa, Omikronem; drożyzna; sytuacja na wschodniej granicy; postępujący klincz w relacjach z Unią Europejską; wreszcie liczne skandale PiS, ze sprawą używania Pegasusa wobec przeciwników rządu na czele.

W przeciwieństwie do sporu o TVN, PiS nie ma pod ręką wygodnej narracji, pozwalającej odpowiedzieć na te wyzwania i zarządzać konfliktem w sposób taktycznie korzystny dla partii władzy.

Rząd by chciał, ale przecież nie może

Najważniejszym, najbardziej dotykającym nas tu i teraz problemem jest pandemia, a konkretnie zdrowotne koszty jej czwartej fali w Polsce. Codzienne informacje o ofiarach śmiertelnych są porażające, jesteśmy w absolutnej światowej czołówce. Tego nie da się zagadać ulubionymi przez rządzący obóz narracjami. Nie da się zwalić winy na Komisję Europejską, totalną opozycję, Niemcy, Tuska czy „nadzwyczajną kastę”.

Gdy rząd próbuje tak mówić o pandemii, wypada kuriozalnie. W poniedziałkowym wywiadzie dla „Interii” Jarosław Kaczyński winą za to, że państwo nie jest w stanie poradzić sobie z pandemią i wyegzekwować odpowiednich obostrzeń, obwinia… opierające się reformie sądy.

Trudno uwierzyć, by kogokolwiek to przekonało. To nie sądy blokowały walkę rządu z pandemią, to rządowa większość w Sejmie nie miała politycznej odwagi, by uchwalić odpowiednie ustawy. Takie, które mogłyby rozdrażnić skupiający prawicowych antyszczepionkowców Parlamentarny Zespół ds. Sanitaryzmu, zachwiać rządową większością albo spowodować przepływ kilku punktów procentowych poparcia w kierunku Konfederacji.

We wspomnianym wywiadzie, podobnie jak we wcześniejszej rozmowie z „Gazetą Polską”, prezes Kaczyński pokazuje jak wielka jest bezradność jego politycznego obozu w obliczu pandemii. Rząd bowiem z jednej strony widzi, że dotychczasowa polityka pandemiczna nie wystarczy – zwłaszcza wobec spodziewanej ekspansji Omikrona – z drugiej nie ma politycznej siły, by podjąć trudne, wymagające zmierzenia się z realnym oporem własnej bazy decyzje. Jeśli rząd nie przełamie się przed piątą falą pandemii, a najgorsze przewidywania co do Omikrona się sprawdzą, to czeka nas kolejna fala o katastrofalnym przebiegu, kolejna tragedia, której można było zapobiec.

Drożyzny też się nie da zagadać

Żadną ulubioną przez rządzący obóz narracją nie da się też obsłużyć drugiego problemu najbardziej dotykającego dziś przeciętną Polkę i przeciętnego Polaka: drożyzny.

Partia władzy na początku udawała, że tematu nie ma. Nie dało się o nim dowiedzieć z pisowskich mediów, które mówiły o wszystkim, tylko nie o rosnących cenach. Pytani o nie politycy PiS najchętniej zmieniali temat. Gdy dziennikarze zadali premierowi Morawieckiemu we wrześniu proste pytanie: ile dziś kosztuje bochenek chleba, ten wygłosił monolog o polskim rolniku, ciężkiej sytuacji hodowców trzody chlewnej i znaczeniu cen rzepaku. Na pytanie o cenę chleba nie odpowiedział.

Następnie rządząca partia zaczęła przekonywać, że ceny, owszem, może i rosną, ale rosną wszędzie, nie tylko w Polsce. W naszym kraju aż nadto rekompensować ma je za to wzrost zamożności Polaków, który zawdzięczają mądrzej polityce gospodarczej obozu Zjednoczonej Prawicy.

Gdy i ta narracja zaczęła radykalnie odklejać się od codziennego doświadczenia przeciętnego gospodarstwa domowego, pojawiła się nowa opowieść. Ceny rosną, jest to dotkliwe, ale to nie wina PiS, tylko polityki energetycznej Komisji Europejskiej i zaniechań z czasów Tuska. PiS nie jest tu zupełnie bez racji, część czynników powodujących obecną drożyznę faktycznie znajduje się poza kontrolą rządu. Co nie zmienia faktu, że ludzie o rosnące ceny obwiniają właśnie rząd i podobne tłumaczenia do nich nie przemawiają. Najlepiej przekonał się o tym premier Morawiecki podczas niedawnej wizyty w Katowicach – w swoim okręgu wyborczym. Gdy zaczął tłumaczyć wyraźnie rozdrażnionym górnikom, że wysokie ceny energii to wina zaniechań z czasów Tuska, został przez nich zagłuszony okrzykami „poseł ze Śląska, oszust z Wrocławia!”.

PiS nie ma języka, w którym mógłby uczciwie rozmawiać ze swoimi wyborcami o wzroście cen, bo przez lata karmił ich polityczno-ekonomiczną bajką. Mówiła ona, że „wystarczy nie kraść”, że wystarczy polityczna wola reprezentującej „zwykłych Polaków” partii, by wszyscy żyli w rosnącym dobrobycie. Kłopot w tym, że gospodarka rynkowa ma cykliczny charakter, podlega wstrząsom i kryzysom i – czasem nawet zupełnie nie z winy rządzących – państwo znajduje się w sytuacji, gdy na stole są tylko kosztowne społecznie decyzje.

Lista problemów się nie kończy

Upadek lex TVN sprawia, że tematem numer jeden telewizyjnych relacji z sejmowych korytarzy znów najpewniej stanie się „polskie Watergate”, informacje o inwigilacji opozycji, w tym szefa sztabu kampanii Koalicji Obywatelskiej, Krzysztofa Brejzy. To najpoważniejszy jak dotąd skandal PiS po 2015 roku, zagranie z repertuaru państw autorytarnych. Ze wszystkich trapiących dziś rząd problemów jest on najłatwiejszy do wpisania w stare narracyjne schematy.

W mediach społecznościowych próbują już tego politycy PiS i pracownicy TVP. Przekonują, że pytająca rząd o inwigilację przeciwników politycznych opozycja dostarcza argumentów uciekającym przed sprawiedliwością przestępcom, że problemem nie jest zachowanie rządu, a „jakość kadr opozycji”, przywołują sprawę wejścia ABW do redakcji „Wprost” za Donalda Tuska. Twardy elektorat to kupi, sprawa Brejzy pewnie nie wysadzi na razie w powietrze układu rządowego, ale PiS zużyje sporo politycznego kapitału, by ją wyciszyć.

Problem dla rządzących polega jednak na tym, że ich kłopoty wydają się nie mieć końca. Narasta napięcie między Rosją a Ukrainą – początek roku może nas nawet powitać odmrożeniem twardego, militarnego konfliktu. Wszystko to w momencie, gdy PiS przez ostatni rok robił wszystko, by skłócić się z nową administracją Bidena.

Skłóceni jesteśmy też z Europą, sytuacja wygląda chyba najgorzej od 2015 roku. PiS nie ma ani, woli ani pomysłu jak odblokować europejskie środki, mające sfinansować nasz Krajowy Plan Odbudowy – choć polska gospodarka potrzebuje tych pieniędzy możliwie najszybciej.

To nie była ustawka, tylko symptom słabości

Czy w takim razie cała akcja z Lex TVN – forsowanie uchwalenia ustawy przed świętami i weto prezydenta – były ustawką mającą przykryć inne problemy? To mało prawdopodobny scenariusz. Ustawka miałaby sens, gdyby wetem w sprawie TVN obóz władzy był w stanie radykalnie uspokoić nastroje na przynajmniej kilka miesięcy. Dziś PiS ma pootwierane tak wiele frontów i mierzy się z tyloma poważnymi problemami, że o sprawie TVN ludzie szybko zapomną. Poza tym żadną ustawką nie da się przykryć podkopujących poczucie dobrobytu cen albo śmierci bliskiej osoby na COVID.

Jarosław Kaczyński wydaje się też dziś zwyczajnie politycznie zbyt słaby, by taką ustawkę realnie wyreżyserować i wyegzekwować na Pałacu Prezydenckim. Lex TVN jest kolejnym sygnałem słabnięcia rządów PiS – przytłoczonych problemami, z którymi miałaby kłopot nawet politycznie rozsądna władza, niedokładająca sobie na własne życzenie niepotrzebnych frontów i konfliktów.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZimne ognie na weselu – co warto wziąć pod uwagę?
Następny artykułSondaż oczekiwań społecznych na 2022 rok. Kwestie gospodarcze zdecydowanie nad covidowymi