A A+ A++

Dariusz Kotala – złotoryjanin, który objechał świat na rowerze – opowie o swych podróżach w Złotoryjskim Ośrodku Kultury  27 października o godz. 17. Aktualnie przygotowuje się do kolejnej wyprawy, ekstremalnie trudnej, bo każdy centymetr drogi zamierza przebyć o własnych siłach, bez silnika i bez żagla.

Złotoryjanin Dariusz Kotala rozpoczął przygotowania do swej drugiej podróży dookoła świata – przez 29 państw na 5 kontynentach, 2 oceany, 2 morza i ogromną jak morze Amazonkę. Po lądzie będzie się poruszał rowerem, po wodzie łodzią wiosłową.

W długich rowerowych wyprawach Dariusz Kotala ma już doświadczenie. W 2013 roku pokonał w ten sposób 1,3 tysiąca kilometrów z angielskiego Cambridge, gdzie obecnie mieszka, do Złotoryi. W 2015 roku objechał Polskę dookoła. 13 kwietnia 2017 roku, po dwuletnich przygotowaniach, wyruszył na rowerze w podróż, którą nazwał „Follow the Beauty” („Podążając za pięknem”). Droga liczyła 23 tysiące kilometrów. Prowadziła dookoła świata przez Europę, Azję, Australię i Amerykę Północną. Objechanie Ziemi zajęło mu rok. Odwiedził 17 krajów. Na zapuszczonych kortach w Kazachstanie uczył dzieci gry w tenisa. W Tybecie stanął u stóp Mont Everest, a w Kalifornii na skraju Wielkiego Kanionu. Spędził samotnie noc w malezyjskiej dżungli. Leciał samolotem nad Pacyfikiem. W jednym z kasyn w Las Vegas wygrał w blackjacka 20 dolarów.

– W podróży szukałem piękna. Bajecznych krajobrazów, cudów natury, niezwykłych budowli, ale też pięknych ludzi. Piękno w człowieku bierze się z dobroci. Piękne jest też podążanie za marzeniami – opowiada Dariusz Kotala. – Pięknie byłoby na łożu śmierci powiedzieć sobie: „Było zajebiście. Ja chcę jeszcze raz!”.

Chrzest morski

Wiele razy padał ze zmęczenia. Za Saraktaszem miał wypadek i mocno się poobijał. Pięć razy wychodził z namiotu z rękoma podniesionymi do góry. W Szanghaju przeżył załamanie psychiczne. Umierał ze strachu podczas jedenastogodzinnego lotu samolotem z Auckland na Hawaje. A jednak tamta roczna podróż wydaje się dziecinną igraszką przy obecnym projekcie.

Z własnego doświadczenia Dariusz wie już mniej więcej, czego może się spodziewać na lądzie. Za główne wyzwanie uważa dwa oceany, bo nigdy nie pływał. Swój chrzest morski przeszedł ledwie miesiąc temu na Bałtyku. Bujało mocno. Przechylony przez reling jedenastometrowego jachtu zrzucił do morza zawartość żołądka. Korzystając z wakacji wynajął kajak i pływał nim w okolicach Helu. Musi nauczyć się wiosłowania, nawigowania i wszystkich tych rzeczy, bez których nie da się przetrwać na wodzie.

– Przygotowania do wyprawy zajmą mi 3-5 lat. Może więcej – mówi złotoryjanin. Czuje, że da radę. Jest wysportowany, sprawny fizycznie, silny i, przede wszystkim, bardzo zdeterminowany, by odnaleźć piękno, za którym tęskni od dziecka. Wie dobrze, że będzie potrzebował sztabu ludzi czuwających nad logistyczną stroną ekspedycji i mnóstwa pieniędzy. To jednak, jak twierdzi, zmartwienie na później.

 Zarys trasy

Dariusz Kotala pokazuje na mapie trasę „Folow the Beauty – Remake”. Z Cambridge w Anglii, gdzie obecnie mieszka i pracuje, planuje dojechać rowerem do Dover. Przez kanał La Manche przeprawi się łodzią wiosłową, a na lądzie, w Calais, znów wskoczy na rowerowe siodełko. Na chwilę zajrzy do Złotoryi, by spotkać się z rodziną i przyjaciółmi, a potem zmieni kierunek ze wschodu na zachód. Popedałuje przez Paryż i Barcelonę nad Cieśninę Gibraltarską. Przepłynie ją łodzią.

W następnym etapie będzie miał do pokonania na rowerze ponad trzy tysiące kilometrów afrykańskimi bezdrożami do Senegalu. Z Dakaru wypłynie na Ocean Atlantycki. Zamierza trasą Aleksandra Doby dotrzeć do wybrzeży Brazylii. Tu kolejna przesiadka. Rowerem chce dostać się do Amazonki. Spróbuje przepłynąć ją w okolicach Manaus wpław, nim ruszy na północ, przez Wenezuelę, Kolumbię, Panamę i Meksyk do Kalifornii w USA.

Potem w Los Angeles będzie musiał po raz ostatni wymienić rower na łódź, bo czeka go długa i ciężka podróż przez Ocean Spokojny. Na Hawajach zaplanował sobie przerwę na regenerację organizmu przed pokonaniem reszty Pacyfiku. Chce zawitać do Japonii nim w Szanghaju znowu wsiądzie na rower. Przejedzie na nim tajgę i resztę Rosji, odwiedzi przyjaciół w Ukrainie. W końcu zawita do Złotoryi. Tu oficjalnie zakończy się jego podróż, choć czeka go jeszcze powrót do Cambridge.

Doba za wzór

– Nie wiem, ile czasu zajmie mi ta wyprawa – mówi Dariusz Kotala. – Założyłem sobie tylko jedną rzecz: każdy metr, każdy centymetr tej drogi pokonam siłą własnych mięśni, bez żagla i bez silnika.

Inspiruje go Aleksander Doba, który w wieku 68 lat samotnie przepłynął kajakiem Atlantyk. Wielki podróżnik, zmarł półtora roku temu na Kilimandżaro, gdy spełniał swoje kolejne marzenie. Dariusz Kotala nawiązał kontakt z wdową po nim. Czuł, że musi jej opowiedzieć o swym projekcie, bo poza tęsknotą za pięknem w świat gna go także podziw dla charyzmy Aleksandra Doby. Przyznaje, że pani Gabriela próbowała odwieść złotoryjanina od jego pomysłu, tak jak kiedyś przekonywała męża do porzucenia ryzykownych planów. Jej mąż przed wyruszeniem na Ocean kilkanaście lat pływał wyczynowo na kajakach, więc uważa, że on, nowicjusz, może nie dać sobie rady z falami wysokimi jak wieżowiec.

 Depresja i hipomania

Dariusz Kotala przeżył mocno tę rozmowę, ale się nie zniechęcił. Podejmuje przygotowania do podróży, nie przejmując się też nadto chorobą afektywną dwubiegunową, z którą zmaga się od wielu lat.

– Choroba objawia się depresją i hipomanią – opowiada złotoryjanin. – Depresja to niefizyczny ból, który może zabić. Zwalczyłem ją, od ponad roku nie zapadam już na takie stany. Nie każdy dzień jest idealny, ale umiem sobie z tym radzić. Drugie oblicze mojej choroby, przeciwne do depresji, to hipomania, kiedy człowiek czuje się jak młody bóg. Ma bardzo dużo energii, robi wiele ciekawych rzeczy, jest kreatywny. Chorowało na to wiele wybitnych postaci jak Vincent van Gogh czy Winston Churchill. W moim projekcie chodzi więc także o to, by promować pozytywne nastawienie do osób z problemami psychicznymi. Chcę pokazać, że są wśród nas tacy ludzie i dać im siłę do spełniania marzeń.

 Emigracja

Złotoryja to miasto rodzinne Dariusza Kotali. Urodził się tutaj, chodził do nieistniejącej już Szkoły Podstawowej nr 2 przy ul. Kolejowej a potem do zawodówki. Niedaleko domu miał stadion, na który wpadał z kolegami pokopać piłkę. W Złotoryi pokochał futbol i tenis ziemny, a potem w technikum wieczorowym zapałał miłością także do języka polskiego. W 1997 roku kończył studia inżynierskie na Politechnice Wrocławskiej.

– Czułem, że mi duszno w Polsce – mówi. – Kończyły się lata dziewięćdziesiąte, Złotoryja była smutna, pogrążona w biedzie i marazmie, brakowało pracy. Po studiach nie widziałem tu dla siebie perspektyw.

W 2004 r. Dariusz Kotala wyjechał z Polski do Anglii. Jak twierdzi, bez problemu się w niej odnalazł. W Cambridge opiekuje się osobami niepełnosprawnymi, ale też pracuje jako trener piłki nożnej i trener tenisa. Sport był zawsze jego pasją, więc wszystko potoczyło się dobrze.

– Mój projekt jest właśnie o tym, o dążeniu do marzeń – Dariusz podkreśla zbieżność pomiędzy swoją angielską historią a „Follow the Beauty – Remake”. Porzucenie Złotoryi, wyjechanie z domu rodzinnego do Wielkiej Brytanii też wymagało odwagi. Patrząc z zewnątrz ktoś mógłby je wziąć za szaleństwo.

 Najpiękniejszy obraz

Dariusz Kotala jest gotów ciężko pracować, aby kiedyś znów wyruszyć w drogę. Wierzy, że z pomocą innych osób będzie mógł zrealizować swój projekt.

– Podczas swej pierwszej podróży dookoła świata spotykałem w większości bardzo dobrych ludzi; ciekawych, serdecznych, gotowych zaoferować obcemu podróżnikowi na rowerze jedzenie czy nocleg – opowiada złotoryjanin.

W Palm Springs stał na światłach, gdy podjechał do niego starszy nieznajomy na fajnym motorze i bezinteresownie wcisnął mu w dłoń 50 dolarów. W Ukrainie ludzie, których pierwszy raz widział na oczy, wzięli go pod swój dach i ugościli jak starego przyjaciela. Ufa, że tak będzie i teraz. Świat jest piękny.

– Nie ma dla mnie piękniejszego obrazu, niż oglądana z kosmosu Ziemia – mówi. – Włączam sobie czasem jej podgląd na Google, aby się pozachwycać. Wyobrażam sobie wtedy siebie, jako małą kropeczkę, która krąży gdzieś tam, dookoła.

FOT. PIOTR KANIKOWKSI

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWrocław: Rośnie nowy biurowiec przy pl. Jana Pawła II. Ma już dużego najemcę
Następny artykułZ końcem roku mija czas na wymianę licencji taxi