Nie czuję się ani trochę ekspertem, który może pouczać fachowców, dlatego w tym tekście będę kibicem. Kibicem reprezentacji, mającym prawo do własnej opinii. No dobrze, będę też trochę dziennikarzem, który przełoży słowa piłkarzy z polskiego na nasze.
To piękne określenie od jakiegoś czasu pojawia się, gdy reprezentacja Polski rozpoczyna kolejne zgrupowania. Limit z definicji jest granicą niemożliwą do przekroczenia. A zatem przekładając na prosty język: wyżej… blatu nie podskoczymy.
Przed meczem i po meczu piłkarze oraz selekcjoner zaznaczali, że Holendrzy są jednym z najlepszych zespołów w Europie i na świecie. Już te słowa pokazują, że my najlepsi na świecie nie jesteśmy i z Holendrami możemy mieć problemy. Rzeczywistość została nieco zakłamana przez ostatni remis 2:2 w Rotterdamie. Natomiast mecz z Belgią, który miał miejsce kilka dni przed tym wyjazdowym spotkaniem, pokazał na jakim poziomie piłkarskim jesteśmy.
Również o tym przed meczem mówił Robert Lewandowski. Dopytywany jednak o szczegóły, nie chciał mówić o personaliach. Często jednak obraz mówi więcej niż słowa. W trakcie jednego z kontrataków w meczu z Holandią, piłka trafiła do Lewego, który gdzieś w okolicy linii środkowej chciał popchnąć akcję do przodu. Rozejrzał się na boki – z lewej strony pusto, z prawej strony pusto. W tym czasie Holendrzy zdążyli już co do centymetra ustawić swoje szyki defensywne. I trudno dziwić się frustracji Lewandowskiego, który już przed meczem wspominał, że w piłkę nie gra system, ale ludzie. Ci ludzie muszą poruszać się bez piłki tak, by zawodnik z piłką miał do kogo zagrać. W tym meczu ruchu piłkarzy było jak na lekarstwo. Lewandowskiemu pozostało tylko machanie rękami.
To było jasne od początku zgrupowania i zwracał na to uwagę Czesław Michniewicz. Od barażowego meczu ze Szwecją, który dał nam awans na mundial, w środku pola zmieniło się wiele. Dlatego przed meczem było sporo niewiadomych. Ostatecznie wyszliśmy z Krychowiakiem i Linettym grającym bliżej linii obrony. Na wahadłach Frankowski i Zalewski. Lewandowskiego obsługiwali Szymański i Zieliński. Ten ostatni zebrał większość pozytywnych opinii. Pozostali byli niewidoczni. Niewidoczni na tyle, że można było pomyśleć, iż gramy bez pomocników.
Akademicka dyskusja na ten temat rozgorzała już od początku zgrupowania. Lewandowski ze świetnymi wynikami w Barcelonie. Milik, który odnalazł się w Juventusie. Patrząc na nazwiska i marki, można pomyśleć: najlepszy atak w historii Polski.
Selekcjoner zwracał jednak uwagę, że ktoś musi tych napastników obsługiwać. Stąd rezygnacja z Milika w pierwszym składzie na rzecz Zielińskiego i Szymańskiego, którzy mieli Lewandowskiemu dogrywać. Problem w tym, że nasz napastnik był niemiłosiernie obijany przez formację obronną pod wodzą Virgila van Dijka.
Dlatego tu pojawia się pytanie: skoro mamy jednego Lewandowskiego, na którym zawsze koncentruje się cała uwaga obrońców w absolutnie każdym meczu, to czy ewentualna obecność Milika tej uwagi by nieco nie rozproszyła? A jeśli nie, to może wtedy drugi napastnik miałby więcej miejsca, skoro cała uwagą defensorów koncentruje się na naszym kapitanie?
O pokazaniu innej twarzy w niedzielnym meczu z Walią mówił na gorąco Grzegorz Krychowiak. Jeśli nasza kadra ma drugie lico (co w tym przypadku nie musi oznaczać obłudy) to chciałbym tę drugą, lepszą, uśmiechniętą twarz zobaczyć. Skoro jednak chciałbym innej twarzy kadry, to pytanie czy na jej wygląd nie wpłynie garnitur, w którym wyjdzie na kolejny mecz.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS