Dr Ewa Stusińska*: Urodziłam się w 1984 roku, więc lata 90. to czas mojej młodości. Nie mam jednak do tego okresu wielkiego sentymentu i nie uważam też, by był najszczęśliwszy dla Polski. Lata 90. były bardzo chaotyczne, nieudane, to taka trochę niewykorzystana szansa. Ale z perspektywy dziecka – nie miałam jeszcze o tym wszystkim pojęcia. Mój ojciec prowadził w Przasnyszu bardzo popularny wtedy biznes – wypożyczalnię kaset wideo. Oglądaliśmy filmy obyczajowe, familijne, a po latach dowiedziałam się od mamy, że to z erotyki ojciec miał największy dochód. Takich wypożyczalni, w których można było znaleźć nielegalne przegrywane kasety z erotyką, było w Polsce wiele.
Co skłoniło kobietę do naukowego zajęcia się pornografią? Ta dziedzina znana jest z uprzedmiotawiającego stosunku do kobiet.
– Wszelkie krytyczne prace o pornografii tworzą kobiety, to one podchodzą do tematu analitycznie. Ja sama nie marzyłam o tym, żeby zajmować się polską pornografią. Zaczęło się od literatury, która przekraczała różne kulturowe tabu. Czytałam Georges’a Bataille’a, markiza de Sade, Henry’ego Millera – teksty, które początkowo były uznawane za pornograficzne a następnie wchodziły do kanonu literatury. Okazywało się, że ta „pornograficzność” była elementem anarchii językowej, nowatorstwa. Później zainteresowała mnie literatura polska. A tam im bliżej współczesności, tym literatura była coraz gorsza, bazująca na przemocowych kalkach z portali pornograficznych. Ale żeby odpowiedzieć na pytanie, dlaczego wszystkie polskie Greye są takie słabe, trzeba było wytknąć głowę zza książek i poszukać odpowiedzi w rzeczywistości. I tak zainteresowałam się latami 90., kiedy to pod wpływem zniesienia cenzury Polskę zalała pornofala.
Jaka jest pornografia po polsku?
– Wbrew pozorom – różnorodna. Gdy zaczęłam analizować polską produkcję pornograficzną z tego okresu – świerszczyki, harlequiny, filmy – zaskoczyło mnie, że choć większość była dość siermiężna, to zdarzały się treści zdecydowanie łamiące współczesne stereotypy pornografii. Wnikliwe badanie pornografii pokazuje, że przynajmniej w latach 90. mieliśmy bardzo wiele różnych możliwości. To było ciekawe odkrycie.
Świerszczyki ukazujące się w Polsce w latach 90. archiwum prywatne Ewy Stusińskiej
A jaka jest teraz?
– To, co było typowe dla polskiej produkcji, czyli wielość kanałów, tytułów, produkcji, zostało wchłonięte przez światowych gigantów hardcore’u, czyli największe międzynarodowe firmy zajmujące się pornografią internetową, takie jak MindGeek czy XVideos. Ogromny kapitał, jakim dysponują, by przyciągnąć naszą uwagę w internecie, praktycznie zmiótł polskie serwisy z ziemi. Teraz w sieci dostępnej jest dużo pornografii przemocowej, stereotypowej, sprowadzonej do kilkuminutowego filmiku na PornHubie. Oczywiście istnieją nisze, ale to, co jest najłatwiej dostępne, jest zmakdonaldyzowaną wersją pornografii.
Tadeusz Jasiński, naczelny polskiego „Hustlera”, mówił, że nawet gdy kobieta mówi „nie”, to wcale tego nie ma na myśli. Skąd bierze się tak wiele przemocowych modeli powielanych przez film czy literaturę? To pokłosie lat 90. czy rzeczywiście kręci nas ta przemoc?
– To jest pytanie armata i składa się na nie kilka rzeczy. Po pierwsze, to kobiece „nie”, o którym mówił Tadeusz Jasiński, wynika z tego, że kiedyś kobiecie nie wypadało zgodzić się na seks nawet, jak go chciała. Szanująca się kobieta nie powinna była uprawiać seksu na pierwszej, drugiej czy nawet piątej randce, bo była wychowywana do cnotliwości, do bycia żoną. Dziś już wiemy, że taka podwójna gra na „bycie niedostępną” może prowadzić do nadużyć. Jesteśmy po wielu dyskusjach dotyczących przemocy seksualnej, po #metoo i w coraz większym stopniu akceptujemy prawo kobiet do rozkoszy seksualnej.
Inną kwestią jest to, że obecnie pornografia w internecie bazuje przede wszystkim na zwiększaniu bodźców, przekraczaniu granic i pokazywaniu coraz bardziej zakazanych treści. Na początku lat 90., kiedy każda przysłowiowa goła baba gwarantowała gigantyczną sprzedaż, magazyny nie musiały sięgać po hardcore’owe treści. Co więcej, kobiety czuły się wtedy śmielej, przysyłały swoje zdjęcia i anonse, same sięgały po świerszczyki. Teraz dominujący model poszedł w kierunku hardcore’u i dużej anonimowości.
Powiedziałaś, że nie wykorzystaliśmy szansy, jaką dały lata 90. i ta obyczajowa odwilż. Nie byliśmy na tę szansę gotowi biznesowo czy społecznie?
– Na Węgrzech i w Czechach branża pornograficzna rozwinęła się na bardzo dużą skalę, firmy produkcyjne mają się tam bardzo dobrze, generują duży przychód. W Polsce biznes porno startował z tego samego poziomu, jednak na Węgrzech i w Czechach za swobodą poszła regulacja branży. Przedsiębiorcy mogli tam funkcjonować na czytelnych zasadach, płacić podatki, ale i korzystać z ochrony legalnie prowadzonego biznesu. W Polsce początkowo panował chaos, a państwo bało się regulować pornografię z obawy przed oskarżeniami o cenzurę. Z kolei gdy zaczęły pojawiać się treści przestępcze i realna stała się potrzeba ukrócenia niektórych procederów, poszliśmy w drugą stronę – projektu całkowitego zakazu pornografii, nawet dla dorosłych. Od pełnej swobody i dostępności przeskoczyliśmy na skrajny biegun całkowitego zakazu. Dzięki wetu Aleksandra Kwaśniewskiego nie doszedł on do skutku. Niemniej branża wolała już się nie wychylać i albo poprzenosiła interesy za granicę, albo działa na granicy szarej strefy.
Dr Ewa Stusińska, autorka książki ‘Miła robótka. Polskie świerszczyki, harlekiny i porno z satelity’ Fot. Martyna Niećko / Agencja Gazeta
Chyba jako naród nie potrafimy znaleźć złotego środka i wpadamy w ciągłe skrajności.
– Jest w nas ogromna hipokryzja. Na początku lat 90. konsumpcja pornografii była ogromna, ale teraz nie jest wcale mniejsza: według Gemiusa co drugi Polak i co trzecia Polka przyznają się do oglądania pornografii. Mamy więc do czynienia z masowym zjawiskiem, chociaż dalej nikt nie podnosi kwestii regulacji pornobranży, a otwarte przyznanie się do oglądania porno uznaje się za jakąś ogromną nieprzyzwoitość. Jeszcze dwie dekady temu biznes pornograficzny był traktowany jak każdy inny. Na targach Erotica w Warszawie w latach 90. pojawiały się tłumy widzów i plejada polskich gwiazd. Był Witold Pyrkosz, późniejszy senior rodu Mostowiaków, Danuta Stankiewicz, Ewa Gawryluk, Trubadurzy. Wszyscy fotografowali się z półnagimi lub nagimi hostessami. Na sekstelefony odpowiadała Katarzyna Figura i Anja Orthodox. Dziś byłby to skandal i najchętniej czytany news w portalach plotkarskich.
W latach 90. ukazywało się w Polsce ponad 80 tytułów prasowych. Magazyny erotyczne miały rekordowe nakłady, pojawiły się takie tytuły jak „Cats”, „Hustler” czy „Playboy”. Czy w kwestii wideo mieliśmy podobnie duże dokonania?
– Na początku lat 90. nie mieliśmy żadnej autorskiej produkcji. Na nasz rynek trafiały produkcje erotyczne z lat 70., 80., 90. z Niemiec, Szwecji, Ameryki. Polskie wypożyczalnie zalały tysiące filmów – od „Sperminatora” po „Edwarda Penisorękiego”. Pierwsze polskie filmy pojawiły się w drugiej połowie dekady, m.in. nakładem Pink Pressu. Były to chałupnicze produkcje z bardzo małym budżetem, ale co ciekawe, to w ogóle nie przeszkadzało, bo polscy widzowie z utęsknieniem czekali na jakikolwiek polski materiał. Nieważne, jak siermiężny, byle swojski.
Trójmiasto też się zasłużyło w rozwoju polskiego porno.
– W latach 60. i 70., kiedy pornografia w Polsce była nielegalna, ogromną rolę w przemycaniu tego typu treści odegrali marynarze. Ale to były drobne strumyki. Gdy tama pękła w ‘89 roku i treści pornograficzne zalały Polskę, ważną rolę odegrał gdyński Elgaz. Poza produkcją kotłów ciepłowniczych firma dystrybuowała filmy, m.in. erotyki z serii „Emanuelle” ,a właściciel, Janusz Leksztoń, „Król Wybrzeża” i jeden z najbogatszych w tamtym czasie Polaków, przygotował pokazowy numer polskiego „Playboya”. Chciał nim powalić na kolana właścicieli licencji i zdobyć sobie prawo do wydawania kultowego pisma w Polsce. Kolejny gdyński trop pojawił się w „Seksretach”, w których pierwszy anons został nadesłany właśnie przez kobietę z Gdyni – i to niejako on przyczynił się do fali ogłoszeń erotycznych w prasie. W Gdańsku z kolei działało wydawnictwo Phantom Press, wydające popularną literaturą gatunkową, a także bardzo śmiałe erotyki, które nie zatrzymywały się na brzegu sypialni.
Kaseta z filmem erotycznym ‘Emmanuelle’ archiwum prywatne Ewy Stusińskiej
Większość treści pornograficznych: prasy, filmów czy targów erotycznych, jest kierowana do mężczyzn. W latach 90. Kobiety też sięgały po porno czy dla nich było zaczytywanie się w erotykach Phantom Pressu?
– Było kilka magazynów, w których męskie i kobiecie akty były prezentowane na równi. Co więcej, wiele małżeństw wysyłało swoje zdjęcia do gazet, licząc, że zarobi parę groszy, a może przy okazji pozna jakąś sympatyczną parę do wspólnych spotkań. A potem jedna para z „PeepShow” znalazła się też w „Super Expressie”, bo ktoś na nich doniósł. Że pani z magla i pan prowadzący firmę taką i taką rozbierają się w gazecie, no i była afera.
Czytając twoją książkę, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że stosunek, jaki w naszym kraju mamy do pornografii, jest pokłosiem braku edukacji seksualnej i merytorycznej rozmowy o seksie.
– Oczywiście. Już na bardzo wczesnym etapie powinniśmy nauczyć się rozróżniać seks od seksizmu, film pornograficzny od rzeczywistości w naszej sypialni, a fantazję przemocową od realnego gwałtu. Pozwalamy dzieciom oglądać przemoc w bajkach na bardzo wczesnym etapie, później zezwalamy na horrory, kino akcji czy filmy wojenne, ale jednocześnie uczymy rozróżniać, co jest fikcją, a co „prawdziwym życiem”, bo możemy o tym swobodnie dyskutować. W przypadku pornografii – każdy „edukuje się” sam.
Co nam dało polskie porno lat 90.?
– Pokazało nam, że tak naprawdę nie jesteśmy tacy kościółkowi, konserwatywni i normatywni, jak siebie przedstawiamy. Już same anonse erotyczne pokazywały, jacy jesteśmy zróżnicowani, że się nie boimy, że fantazjujemy. I że seks umiemy traktować jak rozrywkę. Bo w tamtej pornografii był humor, może humor z wąsem, ale taki, który potrafił nas otworzyć. Dziś seks jest odbierany śmiertelnie poważnie.
*Dr Ewa Stusińska – doktor nauk humanistycznych, absolwentka filologii polskiej i psychologii. W 2018 roku ukazał się jej doktorat „Dzieje grzechu. Dyskurs pornograficzny w polskiej prozie XX wieku”. Jest współzałożycielką magazynu „Nowa Orgia Myśli”. Prowadzi stronę i fanpage porno-grafia.pl.
Książka “Miła robótka. Polskie świerszczyki, harlekiny i porno z satelity” ukazała się 10 lutego nakładem wydawnictwa Czarne. Na podstawie książki powstał serial audio dostępny na stronie audioteka.pl.
Dr Ewa Stusińska, autorka książki ‘Miła robótka. Polskie świerszczyki, harlekiny i porno z satelity’ Fot. Martyna Niećko / Agencja Gazeta
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS