A A+ A++

Dziesięć lat temu, przed 25. rocznicą wyborów kontraktowych 4 czerwca 1989, symboliczną datą upadku w Polsce komunizmu, spytaliśmy ówczesnych działaczy Komitetu Obywatelskiego, a także ludzi związanych z kulturą i oświatą, kapłanów, społeczników, przedsiębiorców, jak wspominają tamten dzień, tamten czas przemian. Przypominamy dziś te wypowiedzi.

Ksiądz Zenon Lewandowski

ks. Zenon  Lewandowski  fot. Paweł Lachowicz

     Ksiądz Zenon Lewandowski, przed 25 laty wikariusz w parafii Najświętszej Maryi Panny w Żninie, obecnie proboszcz w parafii św. Jakuba w Mogilnie: – Dzień 4 czerwca ćwierć wieku temu to jedna z przełomowych dat w historii Polski. W tym dniu nasza rzeczywistość po okresie stanu wojennego, pustkach na półkach, zaczęła się zmieniać. Nie mieliśmy świadomości wszystkich kosztów, które ta zmiana przyniesie, ale przede wszystkim czuliśmy w sercach radość, ponieważ pojawiła się nadzieja na lepsze jutro.Do tamtego czasu prawa człowieka były łamane, a my – księża – przeważnie nie uczestniczyliśmy w dotychczasowych głosowaniach. Wszystkie poprzednie wybory były fałszowane. Władze komunistyczne często szantażowały kapłanów warunkując wydanie paszportu, pozwalającego na wyjazd za granicę, udziałem w wyborach. Przed samymi wyborami 4 czerwca, już po Okrągłym Stole, odbywaliśmy w Żninie różne spotkania. Natomiast w dniu wyborów sam głosowałem w komisji umiejscowionej po sąsiedzku w „ekonomiku”. Tamte wybory zapoczątkowały naszą drogę do wolności, do zmian. Dzisiaj, po 25 latach, Polacy w większości doceniają Okrągły Stół i wybory kontraktowe 4 czerwca, które przecież były tylko częściowo wolnymi. Warto przypominać, jak to wszystko wyglądało przed tą datą, bo osoby młode nawet tego sobie nie wyobrażają, jaka była w naszym kraju rzeczywistość przed 1989 r.

Halina Malinowska

Halina Malinowska,     fot. Karol Gapiński

     Halina Malinowska, w 1989 r. członek ówczesnego Stronnictwa Demokratycznego, ale zaangażowana w działalność Komitetu Obywatelskiego, lekarz internista w Spółdzielni Inwalidów im. Dąbrowskiego w Bydgoszczy, zakład w Żninie; obecnie na emeryturze. – Byłam w Stronnictwie Demokratycznym, ale na początku lat osiemdziesiątych byłam w NSZZ „Solidarność”. Później, po delegalizacji związku przez władze, spotkały mnie na gruncie zawodowym reperkusje. Musiałam zmienić zakład pracy z naszego żnińskiego ZOZ na spółdzielnię inwalidów. Wczesną wiosną 1989 r., niedługo po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu, powstał w Żninie w suterenie Liceum Ogólnokształcącego Komitet Obywatelski. Był to oczywiście organ społeczny, pracujący bez wynagrodzeń. Wkrótce przekształcił się w komitet wyborczy Andrzeja Wybrańskiego. Wśród głównych organizatorów komitetu na naszym szczeblu byli państwo Brygida i Andrzej Wybrańscy oraz pani Krystyna Krzemińska. 4 czerwca 1989 r., jeśli chodzi o płaszczyznę społeczną, był najważniejszym wydarzeniem w moim życiu. W dniu ogłoszenia wyników była radość, także oczywiście po głosowaniu w drugiej turze. Tak się składa, że ćwierć wieku temu nasz kandydat, Andrzej Wybrański mieszkał ze swoją rodziną nad nami, na 3 piętrze, a my na pierwszym. To były najweselsze mieszkania w tym bloku. Zresztą były trzy takie wydarzenia w tamtych latach, gdy w tych mieszkaniach eksplodowała wielka radość: wybór Karola Wojtyły na papieża, powrót Andrzeja Wybrańskiego z aresztowania, no i zwycięstwo w częściowo wolnych wyborach 4 czerwca. W tamtym czasie jeździłam autobusem przynajmniej raz w tygodniu do mamy do Bydgoszczy. Na wszystkich przystankach wywieszałam wtedy plakaty Andrzeja Wybrańskiego. W pierwszych tygodniach te plakaty po kilku godzinach, gdy wracałam do Żnina, były zdarte, bo robiła to Służba Bezpieczeństwa. Jednak po 4 czerwca, gdy okazało się, że wygraliśmy i tylko potrzebna jest dogrywka, żeby uzyskać pozostałe do rozdania mandaty, to już tych plakatów, które nadal wywieszałam, nikt zaraz po mnie nie zdzierał.

Roman Rezulak

Roman Rezulak,      fot. Karol Gapiński

     Roman Rezulak, w 1989 r. pracownik Państwowego Gospodarstwa Rolnego w Cerekwicy, członek NSZZ Solidarność, a obecnie prezes przedsiębiorstwa Cerplon: – Udzielałem się wtedy w Komitecie Obywatelskim. Pracowałem w komisji obwodowej w Cerekwicy. Gdy Andrzej Wybrański zostawał posłem, byłem w jego sztabie wyborczym. Pamiętam, że w komisji obwodowej druga strona, czyli przedstawiciele PZPR, nie traktowali nas przychylnie. Odczuwałem dystans, pewną niechęć. Samego ogłoszenia wyników nie pamiętam, ale za to przypominam sobie, że głosowanie trwało dłużej niż obecnie i dlatego praca komisji podliczającej głosy trwała również dłużej, do późnych godzin nocnych. Pamiętam, że podczas tego liczenia głosów w Cerekwicy jeden z przedstawicieli ówczesnej władzy próbował sfałszować wyniki. Chciał dostawić drugie krzyżyki przy listach, gdzie wyborcy oddali prawidłowo głosy na kandydata Komitetu Obywatelskiego. Dostawienie takiego drugiego krzyżyka czyniłoby głos nieważnym. Na szczęście zauważyłem przymiarki tego członka komisji i powiedziałem mu do słuchu – nie robiąc od razu awantury – żeby tego nie robił, bo to się źle dla niego skończy. Posłuchał i dalej już nie podejmował swoich prób sfałszowania wyników. Pamiętam, że po zebraniu wyników i przewiezieniu protokołów do Żnina, spotkaliśmy się z działaczami naszego komitetu. Była radość, bo wiedzieliśmy, że jeśli w gminie Żnin zwyciężyliśmy, to tak samo musiało też być w całej Polsce. Byliśmy zmęczeni, ale wiedzieliśmy, że będzie dobrze.

Karol Stawniak

Karol Stawniak      fot. Karol Gapiński

     Karol Stawniak, w 1989 r. nauczyciel języka polskiego w żnińskim ekonomiku, działacz NSZZ Solidarność i Komitetu Obywatelskiego, obecnie na emeryturze: – 4 czerwca 1989 r. byłem członkiem komisji obwodowej w lokalu wyborczym w Jadownikach. W tej miejscowości mieszkaliśmy z rodziną, dlatego w komisji spotkałem sąsiadów i znajomych. Nie odczuwałem dystansu czy niechęci ze strony pełnomocników ówczesnej władzy. Byliśmy sąsiadami, jakkolwiek dzieliły nas poglądy i byliśmy po przeciwnych stronach w tych wyborach. Całe głosowanie przebiegło bez incydentów. Pamiętam jednak, że była w komisji jedna z przedstawicielek Komitetu Obywatelskiego. Teraz nie pamiętam jej nazwiska, ale przypominam sobie, że jak się zaczęło liczenie głosów – a trwało to kilka dobrych godzin do późnej nocy – ani razu nie opuściła swojego stanowiska przy stole. Zdaje się miała pewne obawy, że ktoś z ramienia PZPR mógłby manipulować tymi wynikami. Nic takiego jednak nie miało na szczęście miejsca. Po podliczeniu głosów i podpisaniu protokołu pamiętam, że wszyscy w komisji spełniliśmy toast kieliszkiem czegoś mocniejszego. Wiedzieliśmy oczywiście, że stało się coś przełomowego. Wyniki w naszym lokalu nie odbiegały, jak się okazało, od ogólnopolskich. Żałowałem tylko jednego, że nasz kandydat Andrzej Wybrański nie zdołał wygrać w pierwszej turze. Na szczęście stało się to dwa tygodnie później, gdy w dogrywce uzyskał mandat poselski.

Zbigniew Korniluk

Zbigniew Korniluk     fot. Arkadiusz Majszak

    Zbigniew Korniluk, nauczyciel w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych w Gąsawie: – W maju 1989 urodził mi się syn, życie polityczne zeszło na dalszy plan. Nie musiałem zapisywać się do PZPR, mogłem swobodnie odmówić pani dyrektor „tego zaszczytu”. Nie spodziewałem się, że zniknie Układ Warszawski, że wstąpimy do NATO, że będę wzywany w celu zmiany przysięgi wojskowej, że będę mógł podróżować po Europie bez kontroli granicznej, tego się nie spodziewałem. W przemiany zachodzące w Europie uwierzyłem dopiero jak runął mur berliński. W czerwcu 1989 mogłem czytać to co kiedyś podlegało cenzurze, mogłem swobodnie wypowiadać się, bez ryzyka nieotrzymania paszportu. Nadal myślałem o emigracji. Polska „układowa” kończyła się, „wasz prezydent, nasz premier”. Myślałem, że to będzie trwało znacznie dłużej, że PZPR nie zniknie tak szybko ze sceny politycznej, a tym samym partyjniacy w gminach i powiatach. Postulaty „Solidarności” wydawały mi się nierealne. Kartki na mięso nadal obowiązywały, pod sklepami komitety kolejkowe, a tu trzeba wyprawić chrzciny. Wolność od cenzury, ale nie od prozy życia.

Roman Stręczyński

Roman Stręczyński       fot. Arkadiusz Majszak

     Roman Stręczyński, były dyrektor Szkoły Podstawowej w Gąsawie, były radny Rady Powiatu w Żninie, historyk: – Powiem zupełnie uczciwie: mam poglądy lewicowe. Byłem w tym czasie dyrektorem szkoły. W pewnym okresie byłem działaczem PRON-u. Nie stosowałem wybiegów politycznych i partyjnych. Ja odczułem, że te wybory mogą przynieść pewne zmiany, ale przy tym doborze ludzi wiedziałem, że te zmiany będą trwać bardzo długo i przypuszczałem, że mogą stać się niebezpieczne i doprowadzić do zaognień wewnętrznych. Nie dlatego, że Wałęsa był, że nie miał żadnego programu. Sens był wspaniały, ale nie został we właściwy sposób spożytkowany. Wewnętrzne spory dochodziły do głosu. Wybory dały nadzieję, że poprawią się warunki bytu ludności, że poprawią się warunki życia samorządowego, że wejdzie demokratyzacja życia. Te wybory wykazały dużą świadomość i dojrzałość społeczeństwa i dużą chęć zmiany. Te zmiany wyszły na korzyść i co ważne – nie dopuszczono do rozlewu krwi. Nie wierzę, że opozycja by tak to płazem puściła, gdyby wybory przegrała. Ona była przekonana, że musi te wybory wygrać, że ten system musi przejść do lamusa historii.

Jerzy Buczkowski

Jerzy Buczkowski     fot. Arkadiusz Majszak

     Jerzy Buczkowski, pracownik Muzeum Archeologicznego w Biskupinie: – Wyniki wyborów z czerwca 1989 roku odebrałem pozytywnie, jak większość ludzi. Już przed wyborami ludzie mówili, iż zwyciężymy. Po ogłoszeniu wyników liczono na zmiany i lepsze jutro. Na początku wybory te spełniły nasze oczekiwania. Później widziałem, że moje oczekiwania trochę się rozmijają z rzeczywistością. Sprzedano i prywatyzowano zakłady. Mnie się wydawało, że lepiej, żeby akcje sprzedawać pracownikom. Jeśli pracownik ma część akcji, to bardziej angażuje się w losy zakładu. Druga rzecz, która mnie zabolała, to gruba kreska. Negatywnie byłem do tego nastawiony i po czasie okazało się, że to było bardzo istotne.

Jerzy Kosmalski

Jerzy Kosmalski     fot. Magdalena Kruszka

     Jerzy Kosmalski, były dyrektor Szkoły Podstawowej w Mamliczu, obecnie przewodniczący Rady Słuchaczy Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Barcinie: – Było odczucie, że idzie coś nowego, ale nie było takiego zacietrzewienia z jednej i z drugiej strony. Pojedynczy ludzie z obu biegunów próbowali prowadzić po cichu jakąś kampanię. Potem już podczas liczenia głosów obstawa była silna i z jednej, i z drugiej strony, więc liczenie było prawidłowe. Jednak wybory wypadły tak, jak wypadły, bo już wówczas było tak, jak teraz, że nie wchodził ten, na którego oddawano głosy, tylko ten, kto postawiony został na pierwszym miejscu.

Stefan Firszt

Stefan Firszt      fot. Magdalena Kruszka

     Stefan Firszt, dyrektor Przedsiębiorstwa Produkcyjno-Usługowego Wodbar w Barcinie: – Te wybory nie przyniosły jakichś wielkich emocji. Większych emocji dostarczyły pierwsze wybory Rady na burmistrza. Wówczas było trzech kandydatów: pani Ewa Gołąb, pan śp. Marian Joachimowski i późniejsza sekretarz Elżbieta Wojciechowska. Dzień wyborów nie był taki znaczący, ale wiele zaczęło się zmieniać po tych wyborach. Szybko zmienił się system i sposób sprawowania władzy. W tej pierwszej kadencji zmiany były bardzo spektakularne, praktycznie z dnia na dzień się to rozkręcało. Natomiast jeśli chodzi o same wybory, to miałem świadomość, czym one się różnią od poprzednich. Ich wynik nie był przewidywalny. Nie była prowadzona kampania wyborcza, więc czy towarzyszyły nam emocje? Chyba nie.

Maciej Banaś

Maciej Banaś      fot. Magdalena Kruszka 

     Maciej Banaś, historyk z Łabiszyna: – Tego dnia nie głosowałem, bo byłem na wycieczce nauczycielskiej. Wracaliśmy z kierunku Świnoujścia, a kiedy byliśmy pod Piłą, ogłoszono pierwsze wyniki. W senacie 100% głosów dla „Solidarności”. Było to dla mnie wielkim zdziwieniem. Wtedy uświadomiłem sobie, że system komunistyczny w Polsce się załamał. Przyjąłem to z zadowoleniem, aczkolwiek w tamtym czasie, w tym środowisku małomiasteczkowym, jakim był Łabiszyn i Szubin, upadek komunizmu był czymś zaskakującym i nierealnym.

Ks. Krzysztof Sobieralski

Ks. Krzysztof Sobieralski      fot. Magdalena Kruszka 

     Ks. Krzysztof Sobieralski, proboszcz parafii św. Mikołaja w Łabiszynie: – Na pewno tego dnia głosowałem. Zresztą zawsze głosuję, bo uważam to za swój obowiązek. Wtedy dostaliśmy nagle większą możliwość wyboru, więc liczyłem na zmiany. Widziałem duży sens tych wyborów. Ale też już wtedy czułem, że za tym idzie coś więcej. Już na początku lat osiemdziesiątych, kiedy chodziłem po kolędzie, widziałem, że strącane są wszelkie autorytety. To stan wojenny i strajki te autorytety podważyły. Czułem, że to się kiedyś odbije i rzeczywiście. Wtedy młode pokolenie obserwowało upadek autorytetów, a obecnie ci sami, już dorośli ludzie i ich dzieci, nie mają żadnych świętości.

Ewa Leżoń

Ewa Leżoń     fot. Magdalena Kruszka 

Ewa Leżoń, historyk i prezes Towarzystwa Pamięci Powstania Wielkopolskiego 1918/1919 w Łabiszynie: – W 1989 roku żyłam skupiona na własnym życiu. W marcu urodziłam drugą córkę, byłam na urlopie macierzyńskim. Pamiętam, że ludzie już wcześniej mieli nadzieję, że coś się zmieni. Pamiętam tę szarzyznę, generała Jaruzelskiego, który na okrągło pojawiał się w telewizji i myśmy już czekali na te zmiany. Na wybory szliśmy gremialnie i z zadowoleniem. Ja poszłam w tym roku na wybory po raz pierwszy, bo pierwszy raz poczułam, że mam taki obowiązek obywatelski. Okazało się, że mogę decydować o swojej ojczyźnie, mogę zabrać głos i ten głos zostanie wysłuchany. Wtedy powiedziałam sobie, że skoro w 1989 roku dane nam było uczestniczyć w tym wielkim demokratycznym wydarzeniu, to ja nie mogę nie wziąć udziału w kolejnych wyborach. Poza tym doskonale pamiętam występ Joanny Szczepkowskiej, która w sierpniu w telewizji ogłosiła, że 4 czerwca 1989 roku skończył się komunizm w Polsce.

Mirosław Rzeszowski

Mirosław Rzeszowski,  fot. Remigiusz Konieczka

     Mirosław Rzeszowski, prezes Szubińskiego Towarzystwa Kulturalnego: – W tym czasie byłem zaangażowany kulturalnie i społecznie, współtworząc szubiński „Butik”. Pamiętam Szubin jako uśpione miasto. Byliśmy bardziej prowincją niż w tej chwili. Wynikało to z gorszego przepływu informacji i komunikacji. Mentalnie i formalnie byliśmy spętani. W tamtych czasach osobiście jechałem do cenzury, aby zaakceptowała program Dni Szubina. Społeczeństwo było kontrolowane i ubezwłasnowolnione. Dopiero w maju 1990 roku ukazała się jednodniówka „Pelikan”. Nad pierwszym numerem pracowaliśmy pół roku. Wynika stąd wniosek, jak późno odczuliśmy wiatr odnowy. W czasie wyborów nie było specjalnie czuć atmosfery. Pamiętam tylko dwie dziewczynki, córki mojej znajomej, które w białych bluzkach zapraszały na wybory. Nie myśleliśmy, że „Solidarność” może wygrać. Wierzyliśmy w to, że będą zmiany, ale nie sądziliśmy, że to będzie nokaut. Nie czułem w samym Szubinie atmosfery dużych zmian. Wynikało to z przepływu informacji. Istniała tylko „Gazeta Pomorska”, której nie czytaliśmy, bo nie było w niej nic o Szubinie. Rozchodziły się informacje szeptane z ust do ust. Świat ruszył do przodu, ale nie Szubin. Tutaj była cisza i spokój.

Mariusz Zieliński

 

 Mariusz Zieliński   fot. Remigiusz Konieczka 

    Mariusz Zieliński, reżyser i kierownik artystyczny Teatru Meandry, działającego przy I LO w Szubinie: – Dla mnie był to wtedy o tyle ważny czas, że zakończyłem pracę jako dyrektor Żnińskiego Domu Kultury. Kiedy zaczęły się zmiany, otworzyła się taka możliwość, że mogłem odzyskać lokale, które system odebrał. Stwierdziłem, że lepiej będzie zrobić coś samemu, na własny rachunek i zrezygnowałem z funkcji dyrektora ŻDK. Stąd też 1989 rok kojarzy mi się głównie z rozpoczęciem własnej działalności, którą prowadzę od 25 lat do dziś. Dzięki temu otworzyły się nowe możliwości. Znalazłem czas, aby zaangażować się w pracę z młodzieżą. Sam rok 1989 był spełnieniem tego, co głosiliśmy na początku tamtej dekady. Był rok 1981. Z teatrem studenckim wystawialiśmy w kościołach, bo nigdzie indziej nie można było, spektakl „Narodzie, wróżę ci, że wstaniesz”, na motywach Wyspiańskiego. Grałem tam główną rolę. W 1989 roku ziściło się to, o czym w tym przedstawieniu mówiliśmy.

Danuta Siewkowska

Danuta Siewkowska    fot. Remigiusz Konieczka 

     Danuta Siewkowska, przewodnicząca parafialnej Akcji Katolickiej przy kościele pw. św. Andrzeja Boboli w Szubinie: – Byłam zaangażowana w działalność tzw. pierwszej „Solidarności” przed stanem wojennym. Zaangażowana byłam również w działalność charytatywną w kościele i harcerstwie. Tworzyliśmy nauczycielską „Solidarność”. Przyszedł stan wojenny i działalność się skończyła. Tylko jak przychodziły paczki z Holandii, to je rozdzielaliśmy, rozprowadzałam książki i prasę drugiego obiegu. Z racji mojego zaangażowania w „Solidarność” miałam problemy. Jak Chór Jana Pawła II jechał do Holandii, to nie dostałam wizy. Kiedy nadszedł 1989 rok, to zapamiętałam entuzjazm ludzi, że coś można w Polsce zrobić, że będzie inaczej. Nie byłam zaangażowana w wybory. Przechodziłam wtedy na emeryturę i miałam dodatkowo uczyć jeszcze w „piątce”. Środowisko nauczycielskie zachowywało się wtedy dość powściągliwie. Nie było wówczas jawności wypowiedzi. Taki to był czas i wielu obawiało się głośno mówić co myśli na temat wyborów.

Ks. Leszek Sobieralski

Ks. Leszek Sobieralski     fot. Sylwia Wysocka

     Ks. Leszek Sobieralski, proboszcz parafii pw. Narodzenia NMP w Żernikach: – Miałem zaproszenie na Florydę od Małgosi Wysockiej, mieszkanki Żernik, która tam wyjechała. Wówczas jako wikariusz w Osieku udałem się do Piły po paszport i go nie dostałem, usłyszałem tam, że jestem wrogiem państwa na podstawie kazań z Wielkiego Tygodnia, sugerowano co powinienem, a czego mówić mi w kościele nie wolno. Nie po to uczyłem się 6 lat, by teraz wytyczano mi kazania i dlatego tym bardziej się cieszyłem, kiedy to upadło. Mieliśmy wtedy nadzieję, że będzie wreszcie normalnie. Pamiętam mój wyjazd do Wiednia w 1985 na zastępstwo, dwa dni maluchem, kolejki na stacji benzynowej, paliwo na kartki, przeprawa przez granicę, ogromny korek, a tam zupełnie inny świat, pełne półki, paliwo dostępne, nawet samochód było można kupić bez problemu, zupełnie inny świat a tu po powrocie znów kartki, puste półki.

Beata Czulińska

 Beata Czulińska       fot. Sylwia Wysocka

     Beata Czulińska, dyrektor Biblioteki Publicznej w Janowcu: – W tamtych czasach nieszczególnie interesowałam się polityką. Jednak zdawałam sobie sprawę, że i mój głos może mieć wpływ na wynik pierwszych wolnych wyborów. Zakończenie rozmów Okrągłego Stołu było jednocześnie początkiem kampanii wyborczej, 4 i 18 czerwca odbyły się kolejne tury wyborów a w lipcu Zgromadzenie Narodowe wybrało na prezydenta gen. Wojciecha Jaruzelskiego, premierem został Tadeusz Mazowiecki. Polacy dobrze wtedy wiedzieli, że gdyby prezydent Polski był wybierany w powszechnym głosowaniu, to zostałby nim Lech Wałęsa. Nie pamiętam nawet, gdzie mieścił się lokal wyborczy, natomiast pamiętam komunikaty w radiu i telewizji. Twarzy czołowych polityków też nie da się zapomnieć.

Maria Woźniak

Maria Woźniak      fot. Sylwia Wysocka

     Maria Woźniak, dyrektor Szkoły Podstawowej w Żernikach: – Pamiętam niepokój, obawy, czy Polacy będą potrafili mimo różnic komunizm – „Solidarność” znaleźć porozumienie i rozwiązać problem naszego kraju, na szczęście efekt był pozytywny. Jak większość czekałam na wyniki, choć wielu z nas nie do końca wierzyło w to, że wybory coś zmienią, bardzo tego chcieliśmy, ale ustrój komunistyczny udowadniał nam wcześniej wiele.

Włodzimierz Bystrzyński

 Włodzimierz Bystrzyński      fot. Sylwia Wysocka 

     Włodzimierz Bystrzyński, ekonomista, przewodniczący rady osiedla w Janowcu: – Inaczej do tematu podchodzili ludzie starsi z bagażem doświadczenia, którzy obawiali się zmian i przewrotu. Podchodzili bardzo sceptycznie, padały nawet obawy, że przyjdzie do władzy kolejny rząd, który będzie chciał się obłowić, a wszystko kosztem społeczeństwa. Żyli w trudnym okresie wojennym, powojennym, komunizm nie był dla nich złym ustrojem, raczej obawiali się, że może być gorzej. Inaczej patrzyło młode pokolenie. Początek tego wszystkiego był dobry. Teraz z perspektywy lat patrząc na frekwencję wyborczą widzimy, jak bardzo się tą wolnością zachłysnęliśmy. Zresztą ci, którzy kiedyś wspólnie walczyli o tę wolność, dziś często sobie nawet ręki nie podają. A początek był pełen entuzjazmu.

Adam Zygaj

Adam Zygaj       fot. Sylwia Wysocka 

     Adam Zygaj, przedsiębiorca z Janowca, właściciel piekarni, działacz sportowy: – Wybory 89 dawały wielką nadzieję w środowisku, w którym się obracałem, czyli w Gminnej Spółdzielni i lokalnym sporcie, jednak te nadzieje były porcjowane z uwagi na wiek. Ludzie starsi nie wiązali z wyborami, planowanymi zmianami demokratycznymi wielkich nadziei z racji własnych doświadczeń. Natomiast nasze młode pokolenie miało dużo więcej optymizmu, choć obawialiśmy się inwigilacji służb. Wychowani byliśmy w duchu słuchania Wolnej Europy. Tamten czas to okres strajków, przestojów, tylko piekarnia nie mogła stanąć. Były to czasy pełne niepokoju, ale i pełne nadziei na zmiany, choć różnie było po wyborach. Z perspektywy czasu i doświadczenia, kiedy po GS zostały dwa sklepiki i piekarnia – wszystko już oczywiście w rękach prywatnych – zdaję sobie sprawę, że gdyby wówczas prowadzono właściwą ekonomię i rozsądne zarządzanie, to GS funkcjonowałyby do dziś.

Alina Rogowa

Alina Rogowa      fot. Sylwia Wysocka

     Alina Rogowa, dyrektor Gminnej Biblioteki Publicznej w Rogowie: – Byłam pełna entuzjazmu i ogromnej nadziei na przyszłość, może nawet podwójnie, bo byłam wtedy w ciąży. Zmiany szykowały się nie tylko w państwie, ale i moim życiu. Uważam, że lata wcześniejsze były na tyle ciężkie, że naprawdę uwierzyliśmy w zmianę na lepsze, więcej wolności. Życie codzienne nie zmieniło się z dnia na dzień, jednak niewątpliwie zmieniła się atmosfera społeczna.

Eliza Reszke

Eliza Reszke      fot. Sylwia Wysocka

     Eliza Reszke, dyrektor Zespołu Publicznych Szkół w Rogowie: – Czuliśmy się wówczas jak w Europie z możliwością współdecydowania, zafascynowani „Solidarnością”, wolnością, życiem według własnych zasad bez przymusu, wolnością w sprawach naszej wiary, pójścia do kościoła. Nawet cieszyło nas to, że nie będzie już konieczności wysłuchiwania sztorcujących nas przemówień z głośników.

Urszula Jatczyńska

 Urszula Jatczyńska     fot. Sylwia Wysocka

     Urszula Jatczyńska prowadzi wraz z mężem gospodarstwo rolne w Mięcierzynie: – Z dumą poszłam głosować z myślą, że mam prawo wyboru i z nadzieją na lepsze jutro dla mnie i moich dzieci. Dużym zaskoczeniem było ogłoszenie wyników wyborów, poprzez które zwykły pracownik Stoczni Gdańskiej – elektryk Lech Wałęsa zmienił nasze życie i politykę. Upadek komunizmu nie tylko zmienił Polskę, ale cały świat.

Jan Kurant

 Jan Kurant     fot. Sylwia Wysocka

     Jan Kurant, miłośnik lokalnej historii, emerytowany nauczyciel, przewodniczący rady osiedla w Kcyni: -Na wolne wybory czekałem jak większość społeczeństwa w Polsce i mocno wierzyłem, że po tych wyborach dokonają się gruntowne zmiany systemowe, a przede wszystkim gospodarcze. Wynik wyborczy przeszedł moje najśmielsze oczekiwania i miałem wątpliwości, czy wola społeczeństwa zostanie uszanowana, czy tak trudno wypracowany przez obie strony kompromis Okrągłego Stołu zostanie po wyborach zaakceptowany przez ówczesne władze polityczne i rządowe. Miałem obawy, czy nowi ludzie będą zdolni do budowy nowego ładu społecznego i politycznego. Obserwowałem nową scenę polityczną i czekałem na dalsze kroki obu stron. Dziś po latach cieszę się, że jesteśmy tu gdzie jesteśmy, chociaż nie obyło się bez wielu błędów, które pokutują do dziś i co gorsza są nadal powielane.

Józef Marosz

 Józef Marosz      fot. Sylwia Wysocka

     Józef Marosz, emerytowany nauczyciel z Kcyni: – Od marca 1989 roku było duże zaangażowanie ludzi „Solidarności” skupionych w kcyńskim Komitecie Obywatelskim. Na dyżurach wiele czasu poświęcono sprawom informacyjnym o znaczeniu wyborów, mówiono o technice głosowania oraz o samych kandydatach na posłów i senatorów. Duże znaczenie miała akcja plakatowania. Władza komunistyczna na tydzień przed wyborami zorganizowała w Kcyni na stadionie wielkie wojewódzkie show przedwyborcze z udziałem ówczesnego premiera Mieczysława Rakowskiego. „Solidarność” wygrała wybory czerwcowe 1989 wprowadzając do Sejmu i Senatu wszystkich swoich kandydatów. Radość była wielka – klęskę ponieśli kandydaci z listy krajowej – rządowej, członkowie PZPR, ZSL, SD.

Andrzej Stachowiak

     

Andrzej Stachowiak        fot. Sylwia Wysocka

    Andrzej Stachowiak, kcyński działacz sportowy, nominowany do tytuły Społecznika Roku: – Wielkie zwycięstwo „Solidarności” i kolosalne zmiany, nie tylko w naszym kraju, lecz w Europie Środkowo-Wschodniej. Z perspektywy minionych lat patrzę teraz na to okiem dojrzałego człowieka doceniając to wszystko, co doprowadziło nasz kraj do niezależności i demokracji. Lecz myślę, iż z pewnością jest spora rzesza ludzi z różnych kręgów, którym zmiany nie poprawiły sytuacji bytowej i materialnej. Lecz tak to już jest, iż medal miał i będzie miał dwie strony.

wypowiedzi wysłuchali: (sw, am, kg, rk, mk)
Pałuki nr 1163 (22/2014)

Komentarz – 4 czerwca i Ukraina

     8 maja Rosja obchodzi dzień zwycięstwa nad faszyzmem. My 4 czerwca obchodzimy dzień zwycięstwa nad komunizmem w Polsce.
     To zwycięstwo zmieniło dla mojego pokolenia wszystko. Dzięki niemu mogliśmy kilka dni temu głosować w wyborach europejskich, dzięki niemu nie musimy przymusowo chodzić na pochody pierwszomajowe, dzięki niemu mogą działać firmy, mogą ukazywać się Pałuki, nawet ten deszcz, który pada teraz za oknem – dzięki temu zwycięstwu pada jakoś inaczej, niż kiedyś.
     Lata dorosłego funkcjonowania w stanie wojennym nauczyły nas jednego – że nikt nam nic nie da, czego sami sobie nie zorganizujemy. Dlatego, gdy zdjęto z ludzi wędzidła, odmotano łańcuchy, odkręcono szlabany – wzięliśmy się za robotę tak, że nie każdy nawet zauważył, że to już minęło 25 lat.
     To, co się stało w 1989 roku jest w ogóle nie do pojęcia. Przypomnę. Przy Okrągłym Stole zapisano wyłącznie to, że dotąd nielegalna opozycja polityczna może być legalną opozycją polityczną i przez najbliższe 4 lata ma prawo być mniejszością w Sejmie. Pamiętam załamanie, gdy wybierano generała Jaruzelskiego na prezydenta. To był dla mnie gorszy cios, niż wprowadzenie stanu wojennego nawet. I jeszcze potem dobitka – generał Kiszczak na premiera. A przecież obie nominacje były realizacją ducha Okrągłego Stołu, który dopuszczał opozycję do udziału w życiu politycznym – jako opozycję właśnie! – ale przecież nie do władzy. A jak się stało – wiemy.
     Przypomnę też filozofię polityczną pierwszego solidarnościowego rządu: „Nie chodzi o taką zmianę, że wcześniej oni nas pozbawiali pewnych praw, a teraz my będziemy ich pozbawiać pewnych praw”. To był fundament (chrześcijański) ustrojowej zmiany w Polsce 1989 roku (nie do końca jeszcze przez wszystkich niestety zrozumiany).
     Znamy przecież rewolucje, które zmieniały władzę, a nie ustrój – najlepszym przykładem jest tu Pomarańczowa Rewolucja na Ukrainie. Przyszli Nowi Ludzie i robili to samo, co starzy. Czemu w lutym tego roku zaczęły na Ukrainie padać z cokołów pomniki Lenina? Bo wódz rewolucji dalej mentalnie rządził tam wszystkimi i znaleźli się ludzie, którzy to zauważyli. Nie wystarczy jednak zwalić Lenina na bruk i zwyciężyć komunizm. Komunizm to styl myślenia, filozofia walki, wykluczania z gry. Póki on będzie rządził umysłami – nie pomoże święty Boże.
     Gdy parlament ukraiński po zwycięstwie Majdanu postawił szlaban językowi rosyjskiemu („wcześniej oni nam utrudniali mówienie po ukraińsku, to teraz my im utrudnimy mówienie po rosyjsku”) – postąpił dokładnie wbrew wspomnianej wyżej filozofii rządu Tadeusza Mazowieckiego, który wiedział, jak zmienić ustrój, i uczynił to. Ustawa nie została przez Aleksandra Turczynowa na szczęście podpisana – ale mleko już się rozlało.
     To, co wiemy o stanie państwa na Ukrainie dziś – napawa smutkiem. Przespali te 25 lat. Zbudowali niesprawne państwo, niekonkurencyjną gospodarkę, pomieszali tę gospodarkę z polityką, a politykę z mediami.
     Na co dzień w gazecie głównie krytykujemy naszych polityków. Ale choćby ten jeden raz na 25 lat dużymi literami trzeba napisać, że polscy politycy przez ostatnich 25 lat dobrze zasłużyli się w budowie naszej demokracji. Demokracji, czyli sztuce reprezentacji, porozumiewania się i współpracy.
     Kilka tygodni temu napisałem koledze z Rosji: „Wy obchodzicie teraz dzień zwycięstwa nad faszyzmem, my 4 czerwca będziemy obchodzić dzień zwycięstwa nad komunizmem – o wiele gorszym od faszyzmu systemem politycznym.” Nie wiem, czy mi uwierzył.

Dominik Księski
Pałuki nr 1163 (22/2014)

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSkwer w Jaworznie zostanie zmodernizowany
Następny artykułPowierzono pełnienie obowiązków zastępcy komendanta i dowódcy JRG