1 godz. 38 minut temu
Może i w Austrii nie było tak potężnych kraks jak tydzień temu w Wielkiej Brytanii, ale ilość zwrotów akcji spokojnie przebiła wyścig na Silverstone. Ferrari zmierzało dziś po pewny dublet i wręcz złomowało Red Bulla. W końcówce jednak Carlos Sainz nagle stracił silnik, a przez kłopoty z pedałem gazu okrutnie męczył się Charles Leclerc. Monakijczyk ostatecznie dowiózł pierwsze miejsce do mety i po przekroczeniu linii mety nie mógł powstrzymać się od łez.
Życie kibica sportu momentami bywa okrutne. Doskonale przekonaliśmy się o tym dzisiaj, bowiem wyścig o Grand Prix Austrii zbiegł się w czasie z wielkim finałem Wimbledonu. Tym, którzy mogli oglądać na dwa ekrany zazdrościmy. Ci, którzy wybrali królową sportów motorowych chyba też nie pożałowali, bo już od początku działo się co niemiara.
Po strasznie nerwowych i nieudanych dla Sergio Pereza piątkowych kwalifikacjach, Meksykanin dziś na przykład znów zabawił się w wyzwanie pod tytułem “jak zdenerwować team w mniej niż minutę”. Kierowca Red Bulla najpierw zblokował koła podczas okrążenia zapoznawczego, a następnie w końcówce pierwszego kółka wypadł poza tor po kontakcie George’em Russellem. Oczywiście nikt nie widział w tym incydencie swojej winy. – Zostawiłem mu wystarczająco dużo miejsca – oznajmił Perez, który spadł na koniec stawki i był zmuszony zameldować się u mechaników. Parę minut później dokładnie to samo zrobił też utalentowany Brytyjczyk.
Owszem, Meksykanin może i nie zaliczył wymarzonego startu, lecz najgorsze dla Red Bulla miało dopiero nadejść. Początkowo wydawało się, że Max Verstappen prędko odjedzie duetowi Ferrari. Charles Leclerc błyskawicznie jednak niwelował stratę do Holendra, aż wreszcie zrównał się z nim na dziesiątym okrążeniu, po to by wyprzedzić go dwa kółka później. – Nie mogę nic zrobić – zdołał powiedzieć tylko obecny mistrz, po czym zjechał po nowe opony z myślą “podcięcia” świetnie spisującego się rywala.
Nawet inna strategia austriackiej stajni na nic się zdała. Max Verstappen co prawda po zjeździe czerwonych aut na chwilkę pocieszył się fotelem lidera, lecz ta chwilka nie potrwała długo. – Samochód jest zupełnie nieprzewidywalny. To jakieś szaleństwo. Na jednym okrążeniu mam przyczepność z przodu, a na innym już nie – narzekał na 33 kółku urzędujący czempion, kiedy z łatwością “łyknął” go Charles Leclerc.
Bliźniaczo podobna sytuacja wydarzyła się jeszcze w końcówce. Gdyby grano w piłkę nożną czy siatkówkę, to moglibyśmy rze … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS