Trzeba zamknąć bazary, to wylęgarnia koronawirusa – grzmią jedni. Drudzy argumentują, że targowiska na świeżym powietrzu są bezpieczniejsze niż zadaszone sklepy. Z tej dyskusji niewiele robią sobie Polacy wizytujący okoliczne bazary w poszukiwaniu świeżej żywności.
– Zakazy zakazami, ale ludzie muszą gdzieś robić zakupy. Najpierw alarmowali, żeby nie robić zakupów na zapas, bo to bez sensu. A teraz mówią, żeby najlepiej nie robić zakupów. To co mamy jeść? A że chcą zamykać bazarki? Niedoczekanie – mówi mi starszy pan spotkany na targowisku na warszawskich Bielanach.
To jeden z seniorów, którzy ruszyli na poranne zakupy. Ludzie grzecznie czekają przed sklepikami i stoiskami, w większości zachowują 1,5-2 metry od siebie. Sporadycznie zdarzają się osoby, które stoją blisko siebie i rozmawiają.
Obejrzyj i dowiedz się, jak chronić się przed koronawirusem
– Zamontowaliśmy w sklepie wyższe szyby oddzielające klientów od towaru, no i od nas. Mamy rękawiczki, wpuszczamy do środka po 3 osoby. Wiele więcej nie możemy zrobić – rozkłada ręce jeden ze sprzedawców w sklepie.
Przyznaje, że często nawet nie wie, ile osób czeka w kolejce na zewnątrz. Po prostu tego z środka nie widać.
Zamykać czy nie?
W Polsce jest sporo samorządów, które zdecydowały się na zamknięcie zarządzanych przez siebie targowisk. Zrobiły tak na przykład władze Kozienic, Będzina czy Siemianowic Śląskich. To tylko wybrane przykłady z całego kraju.
Mimo wszystko zamykanie targowisk nie jest działaniem wymaganym przez przepisy. Policja i straże miejskie w całym kraju dostają zgłoszenia od oburzonych mieszkańców – bo bazar jest otwarty i zgromadziło się na nim więcej niż 50 osób. Funkcjonariusze szybko ucinają takie zgłoszenia.
Zobacz też: Skutki koronawirusa już widać. Anomalie w zużyciu wody, łącza internetowe aż się gotują
– Na podstawie przeprowadzonych wizji lokalnych na wybranych targowiskach i rozmów telefonicznych z zarządcami części obiektów wynika, że od momentu wprowadzenia na terenie Polski stanu epidemiologicznego, handel na targowiskach odbywa się w ograniczonym zakresie. Kupujących także jest znacznie mniej, zachowują rozproszenie i bezpieczną odległość – mówi WP Finanse Karolina Gałecka z warszawskiego ratusza.
Dodaje, że samorząd w trosce o zdrowie i bezpieczeństwo warszawiaków cały czas apeluje, żeby zachowywać się w sposób racjonalny, zachowując między sobą odpowiednie odstępy i unikać dużych skupisk ludzi.
– Ponadto przypominamy mieszkańcom, aby stosować się do obowiązujących zaleceń państwowych służb sanitarnych zmierzających do minimalizowania ryzyka zarażenia – przypomina Gałecka.
W dużych miastach – jak na razie – próżno szukać zamkniętych targowisk i bazarów. Owszem, zdarzają się takie przypadki, jak również ograniczenie godzin ich otwarcia. Ale na przykład władze Warszawy, administrujące mniej więcej jedną trzecią miejskich targowisk, nie widzą podstaw prawnych do zamknięcia bazarów. Podkreślają, że taką moc sprawczą ma jedynie wojewoda. Ten – przynajmniej na razie – nie wystosował żadnych komunikatów dotyczących ewentualnego zamykania targowisk.
– Minister Zdrowia, wyliczając rodzaje handlu, których działalność jest ograniczona, stworzył zamknięty katalog branż, który nie może być rozszerzony przez samorząd. Władze samorządowe nie mają więc ustawowych kompetencji, które pozwoliłyby na wprowadzenie podobnych rozwiązań na szczeblu lokalnym – mówi nam Karolina Gałecka.
Tymczasem z żądaniem zamknięcia targowisk mierzą się obecnie władze Poznania.
– Otrzymaliśmy z Sanepidu zalecenie zamknięcia targowisk. Będę dzisiaj przekonywał Wojewodę oraz Inspektora Sanitarnego, by się z tej decyzji wycofali. Zakupy na ryneczkach, przy zachowaniu stosownych środków ostrożności, które wprowadziliśmy, nie stanowią większego zagrożenia niż te w marketach. Zamknięcie targowisk to też generowanie problemu społecznego. Kupcy stracą źródło dochodu, a także cały towar, którego nie będą w stanie teraz sprzedać – pisze na Facebooku prezydent miasta Jacek Jaśkowiak.
Przeciwna zamykaniu targowisk jest też AgroUnia. To bardzo aktywna ostatnio organizacja rolników i producentów żywności.
– Trwa dyskusja, czy targi i bazarki są bardziej niebezpieczne od marketów. Już w wielu miastach Polski zostały prewencyjnie zamknięte, a pobliskie markety są nieustannie otwarte. Powoduje to wzmożone obroty dla korporacji i widmo bankructwa dla drobnej przedsiębiorczości – czytamy na facebookowym profilu AgroUnii.
Zobacz też: Dlaczego Polacy rzucili się na papier toaletowy? Kompletnie irracjonalne, stadne zachowanie
Lider tej organizacji, Michał Kołodziejczak, przyznaje że lepiej czuje się na bazarku pod chmurką niż w sklepie.
– Wiedza medyczna oraz logika wskazują że znacznie większe ryzyko epidemiczne generują sklepy wielkopowierzchniowe (markety i dyskonty). Piętnowanie miejsc handlu zlokalizowanych na świeżym powietrzu stanowi zatem przejaw niesprawiedliwości społecznej. Brak podjęcia natychmiastowych działań zaradczych przez rząd stanowił będzie dowód na faworyzowanie korporacji, które notują niespotykane dotychczas wolumeny sprzedaży – pisze w liście do premiera i ministra rolnictwa.
Czy bazar jest groźniejszy od sklepu?
– Niech mi pan powie – czy ja naprawdę muszę iść do Biedronki czy Lidla po 5 bułek, 10 dag wędliny i trochę warzyw? Przecież tam jest ciasno, więcej ludzi, wszyscy w zamknięciu. Ja nie chcę tam iść, lepiej chyba na bazar, gdzie jest świeże powietrze, łatwiej się od kogoś odsunąć – mówi mi starsza pani spotkana przy stoisku z warzywami i owocami.
– Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi – rozkłada ręce Jacek Lewandowski, lekarz z Warszawy. Przypomina, że koronawirusem można zarazić się dosłownie wszędzie, dlatego rozsądne jest po prostu unikanie dużych skupisk ludzkich i zachowanie daleko idącej higieny.
– Z drugiej jednak strony na targowiskach na ogół nie ma dostępu do bieżącej wody, stoiska trudno na bieżąco dezynfekować. Mimo wszystko – o ile zachowujemy rozsądną odległość od innych osób a po powrocie do domu umyjemy ręce – targowisko nie powinno być groźniejsze niż wizyta w sklepie – dodaje.
Przypomina też, że starsze osoby mają często możliwość zrobienia zakupów poza godzinami szczytu.
– Emerytom łatwiej jest po prostu wyjść na zakupy w środku dnia, gdy wielu ludzi jest jeszcze w pracy. W ten sposób omijają pory tworzenia się kolejek. Ale i tak zalecałbym poproszenie kogoś innego o zrobienie zakupów, po co kusić los – tłumaczy Lewandowski.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS