A A+ A++

Premier Mateusz Morawiecki „obchodzi” rocznicę ostatniego powołania go na stanowisko premiera na poziomie przede wszystkim PR-owym. Produkuje tabelki, które za publiczne pieniądze trafiają do Internetu i prawicowych mediów, bowiem na poziomie realnej polityki, realnej gospodarki, realnej polityki zagranicznej czy realnego stanu polskiego społeczeństwa, żadnych sukcesów przedstawić nie może.

Zacznijmy od tego, że stworzony przed rokiem kolejny rząd Mateusza Morawieckiego nie jest w żadnym sensie jego gabinetem. Wszystkie nominacje, wszystkie zmiany personalne, wszystkie kryzysy w tym rządzie i wokół tego rządu – są dziełem Kaczyńskiego.

Morawiecki nie wykazał od roku żadnej własnej inicjatywy politycznej i coraz bardziej biernie zarządza coraz częstszymi kryzysami politycznymi fundowanymi mu przez Kaczyńskiego, Ziobrę i całe polityczne zaplecze tego rządu.

Kolejny gabinet Mateusza Morawieckiego powstał w listopadzie 2019 roku jako rząd ewidentnie tymczasowy. Kaczyński był rozczarowany wynikiem wyborów, stracił Senat, gdzie opozycji udało się współpracować przy stworzeniu list, a minimalną większość w Sejmie utrzymał tylko dlatego, że w wyborach do izby niższej polskiego parlamentu PSL i SLD nie poszły na jednej liście z Koalicją Obywatelską.

Ponieważ szukano winnego tego wyniku Zjednoczonej Prawicy (grubo poniżej oczekiwań Kaczyńskiego), mówiło się o możliwości zmiany premiera lub głębokiej przebudowy rządu. Nic takiego nie nastąpiło, więc powyborczy gabinet uznano za rząd tymczasowy. Ponieważ jednak Kaczyński nie miał ani nowego pomysłu, ani nowych politycznych możliwości (wciąż nie udawało mu się wyrwać jakiegoś soczystego kęsa ani z PSL, ani z Konfederacji), późniejsze zmiany w rządzie stały się konsekwencją najpierw kolejnych kaprysów Kaczyńskiego, a następnie kolejnych kryzysów politycznych i kryzysów państwa spowodowanych pośrednio lub bezpośrednio przez jego decyzje.

Ze względu na kaprys Kaczyńskiego zmienił się minister spraw zagranicznych. Słaby politycznie, ale jeszcze jako tako rozsądny i kompetentny Jacek Czaputowicz został zmieniony na Zbigniewa Raua, którego największą kwalifikacją było to, że w długich nocnych rozmowach z Kaczyńskim na Nowogrodzkiej, tłumaczył prezesowi PiS mechanizmy moralnego upadku liberalnego Zachodu, które sam wyczytał z alt-rightowego Internetu.

Kryzys związany z epidemią koronawirusa najpierw wypromował, a później zniszczył ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, kiedy okazało się, że krył on lub musiał kryć uwłaszczeniowe deale, jakie na epidemii robili ludzie związani z obozem władzy (okazało się przy tej okazji, że na epidemii zarobiła nie tylko rodzina Szumowskiego, ale nawet jego zaprzyjaźniony góral instruktor narciarski, który z dnia na dzień stał się znaczącym importerem sprzętu medycznego).

W międzyczasie był spowodowany osobiście przez Kaczyńskiego kryzys z wyborami prezydenckimi, który kosztował stanowisko w rządzie Jarosława Gowina. Później był kryzys związany z zaostrzeniem w apogeum epidemii prawa antyaborcyjnego i wybuchem protestów – też spowodowany osobiście przez Kaczyńskiego, bo w suwerenność marionetek Prezesa w „trybunale Przyłębskiej” nie wierzy nawet sam prezes, nie publikując „wyroku” tego „trybunału”. Teraz mamy kryzys w stosunkach z Unią Europejską, spowodowany przez zapowiedź zawetowania unijnego budżetu (złożyć ją musiał Morawiecki, jednak cała polityczna inicjatywa, jeśli chodzi o ten kryzys, spoczywa na ścigających się w eurosceptycyzmie Kaczyńskim i Ziobrze).

Na bliskim horyzoncie rysuje się kryzys w stosunkach ze Stanami Zjednoczonym, którymi wkrótce będzie rządził prezydent nie będący Donaldem Trumpem (jedynym alibi Kaczyńskiego i Morawieckiego w polityce zagranicznej). Nie wiadomo, co powie Biden o polskiej demokracji, ale wiadomo, co odpowiedzą mu wówczas licytujący się ze sobą na ideologiczną twardość Kaczyński i Ziobro, podczas gdy Morawiecki znowu popłynie jak wiklinowy pajacyk z prądem w kierunku wodospadu. Tym wodospadem jest gospodarka zdemolowana przez pandemię i kolejne „zamknięcia”, społeczeństwo podzielone przez coraz ostrzejszy konflikt ideologiczny, a wreszcie zdeterminowana przez ideologię polityka zagraniczna skazująca Polskę na totalną izolację.

Rekonstrukcja rządu, „żeby powstrzymać Ziobrę”

Także najpoważniejsza całościowa rekonstrukcja rządu Mateusza Morawieckiego w czasie ostatniego roku nie nastąpiła w wyniku tego, że premierowi objawiła się jakąś wizja usprawnienia państwa. Była ona wyłącznie konsekwencją głębokiego kryzysu politycznego zaplecza rządu, wywołanego przez Kaczyńskiego i Ziobrę.

Aby zamrozić konflikt z Ziobrą, którego nie potrafił po prostu zlikwidować, Jarosław Kaczyński sam wszedł do rządu zajmując fikcyjne stanowisko premiera odpowiedzialnego za bezpieczeństwo państwa (w rzeczywistości wszystkie jego decyzje na nowym stanowisku zwiększają realne zagrożenie społeczeństwa i państwa konfliktem oraz rozpadem). Czarnek dostał od Kaczyńskiego (no bo nie od Morawieckiego) stanowisko szefa superresortu mającego służyć do walki z polską inteligencją i do dalszego licytowania się Kaczyńskiego z Ziobrą na ideologiczną twardość. A Gowin wrócił do rządu na stanowisko wicepremiera, odpowiedzialnego już nie za szkolnictwo wyższe, ale za gospodarkę.

Jeśli wziąć na poważnie oddanie przez Kaczyńskiego Gowinowi kompetencji gospodarczych w najnowszym składzie rządu Morawieckiego, to premierowi rzeczywiście pozostał w tym rządzie tylko PR.

„Mission impossible”

Dlatego też Morawiecki PR tylko uprawia. Z okazji rocznicy ostatniego powołania go na stanowisko premiera wyprodukował mnóstwo tabelek, które trafiły do Internetu i do prawicowych mediów promujących rząd za gigantyczne publiczne pieniądze. Część z nich jest w Excelu, część w bardziej skomplikowanych programach graficznych, jednak pointa jest taka: rok po swoim zaprzysiężeniu, rząd Morawieckiego jest grupą ludzi nie ufających sobie wzajemnie, miotanych przez fatum i wystawionych na kaprysy Jarosława Kaczyńskiego. A samemu tytularnemu szefowi tego rządu pozostał już tylko PR.

Jak złośliwie mówią w PiS-ie i u Ziobry – „PR autopromocyjny”, w którym Morawiecki faktycznie był dobry już od czasów swojej tytularnej prezesury w banku BZ WBK. W tym wypadku nie jest to jednak prawda. Mateusz Morawiecki jako naczelny PR-owiec rządu (a nie jego faktyczny szef), próbuje pokrywać wizerunkowymi plastrami kolejne czyraki i miejsca zapalne w państwie produkowane już prawie codziennie przez Kaczyńskiego i Ziobrę. A to okazuje się być już prawdziwą „mission impossible”. Skazującą Mateusza Morawieckiego w krótszym lub dłuższym czasie na odejście w niesławie.

No bo przecież ani Kaczyński, ani Ziobro nie przyjmą na siebie odpowiedzialności za to, co robią. Są dziś na to politycznie za silni, a Morawiecki jest wystarczająco słaby, aby to na niego działacze PiS, Solidarnej Polski, a nawet Porozumienia Gowina, zrzucili odpowiedzialność za spadające słupki poparcia.

Czytaj także: Prof. Marek Migalski: Jarosława Kaczyńskiego coraz łatwiej odpalić

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKoronawirus w kościołach w woj. lubelskim. Odwołane msze, sanepid szuka wiernych
Następny artykułAktualna sytuacja epidemiologiczna (21 listopada)