O swoich studenckich czasach, pracy w szkole, współczesnej młodzieży matematycznym porządku świata opowiadają Elżbieta Garbarz – Orzechowska i Jacek Orzechowski.
– Elu, co masz w tych przepastnych szafach? Ubrania?
– E: Ubrania? To półki pełne książek z dziedziny fizyki i matematyki. Trochę moich pamiętników, zeszytów. Czasopisma.
– No tak. Jestem przecież w mieszkaniu starachowickiego małżeństwa „umysłów ścisłych”. Fizyka Was połączyła?
– E: Spotkaliśmy się na Uniwersytecie Jagiellońskim, na Wydziale Fizyki. Połączyła nas „śmieszna miłość fizyków”…
– Studiowaliście razem?
– J: Tak. Było nas niewielu. Zaczynało 30 osób, a w terminie tylko 3 osoby skończyły studia.
– Bo fizyka jest bardzo trudna.
– E: Jest trudna, ale piękna.
– No dobrze, może kiedyś w to uwierzę, a na razie wróćmy do studenckich czasów. I do tej śmiesznej miłości. Podobno Jacek tak bardzo Cię kochał, że w dość oryginalny sposób swe uczucie wyrażał?
– E: Tak. Kiedyś podarował mi kilka rolek papieru toaletowego, po który stał w długiej kolejce. Dzisiejsza młodzież tego nie zrozumie, co to znaczyło w okresie stanu wojennego! Jak bardzo wartościowy to był prezent!
– Ale bywało też bardziej romantycznie, prawda Jacku?
– J: Przywiozłem kiedyś Eli do szpitala w Zakopanem wielki bukiet bzu. Stałem pod oknem, a pacjenci ze zdziwieniem patrzyli na ten bez, bo w górach było jeszcze dużo śniegu, a w Krakowie on już zakwitł.
– Kiedy na Was patrzę, wydaje mi się, że ciągle jest tak romantycznie. Na przykład te piękne zasłony w różyczki, portreciki wiszące na ścianach. Widzę i karykaturę Jacka narysowaną ostatnio przez uczniów II LO. Wasz dom jest żywy. Elu, ale co robi w Twoim salonie świętokrzyska zapaska?
– E: Niestety, nie jest moja. Pożyczona. Ale ma już 100 lat, to wręcz eksponat muzealny.
– Fascynuje Cię kultura naszego regionu, choć sama wywodzisz się z Jasła?
– E: Ja jestem teraz „baba spod Świętego Krzyża”! A poza tym zawsze chciałam być wiejską nauczycielką. W małej kameralnej szkole, gdzie nie została zabita podmiotowość ucznia. I chciałam po prostu robić z uczniami doświadczenia.
– Jacku, a Ty też zawsze chciałeś być nauczycielem?
– J: Już pod koniec liceum wiedziałem, że chcę uczyć fizyki. Udało mi się wziąć udział, z powodzeniem, w Olimpiadzie Fizycznej, więc poczułem się na tyle dowartościowany, że postanowiłem iść w tym kierunku.
– Idealistycznie pomyślałeś, że na pewno rozbudzisz fizyczne pasje wśród młodzieży?
– J: Oczywiście! Wierzyłem w to, że fizyka zawładnie ich umysłami, że będą czytać podręczniki, rozwiązywać zadania. Nie zapomnę wielkiego zdziwienia uczniów, gdy podsunąłem im czasopismo fizyczno – matematyczne „Kwant” z nadzieją, że będą z niego korzystać. Może by tak się stało, gdyby nie fakt, że teksty były w języku rosyjskim, którego moi uczniowie nie znali…
– Ale musisz przyznać, że jednak przez te lata pracy z licealistami byli tacy, którzy ulegli urokowi fizyki?
– J: Oczywiście. Pasjonaci, którzy czytali wszystko, co im podsuwałem.
– Ale podobno byli też tacy, którzy swojego Mistrza mobilizowali do dalszej nauki?
– J: Kiedy absolwent przychodzi z jakimś zadaniem albo fascynującym problemem, natychmiast mobilizuje mnie do działania. Czytam, szukam, próbuję rozwiązać.
– Elu, czyli cały czas się douczacie i stąd te szafy pełne książek? A gdzie jest telewizor? Brak telewizora w salonie to dość nietypowy widok.
– J: Mamy takie urządzenie. Oprócz „Mechaniki kwantowej”, do której teraz często sięgam, włączam też telewizję. Wieczorami chętnie się relaksuję oglądając na przykład TVP Historia. Zapominam wtedy o świecie współczesnym, o pracy, a nawet o fizyce.
– E: A ja wolę Internet. Ostatnio pochłaniają mnie audiobooki i stare słuchowiska radiowe. Posłuchać głosu Magdaleny Zawadzkiej to czysta rozkosz. Albo „Anny Kareniny” w języku rosyjskim. Fascynujące doznania. Dzięki słuchaniu, łatwiej później słuchać i wsłuchiwać się w ludzi.
– Ela, wiem, że ludzie są dla Ciebie bardzo ważni. Często, choćby na fejsbuku, można przeczytać Twoje niezwykle mądre i wnikliwe refleksje dotyczące współczesnego świata i człowieka. Uczeń to dla Ciebie też przede wszystkim człowiek. Uważasz, że ważniejsze jest zaszczepienie potrzeby zdobywania wiedzy, wzmocnienie poczucia własnej wartości niż konkretna ocena?
– E: Szkoła musi przygotować ucznia do pracy i dostrzegania wartości tej pracy. Wszystko w życiu ma sens i nikt nie wie, co wykonywanie jakiegoś zadania przyniesie w dalszej perspektywie. Nawet gotowanie ma sens.
– Gotowanie? Niemożliwe.
– E: Byłam 17-tą wnuczką swojej babci. Dom był ciągle pełen dzieci. Przychodziły moje koleżanki, koledzy moich braci, a babcia nigdy nie narzekała. Robiła kolejne kanapki, obierała kolejne jabłka. Czy ktoś może powiedzieć, że nie było w tym sensu?
– Ela, w tej opowieści brzmi nuta tęsknoty za czasami, w których rzeczywiście miało to sens. Taki porządek świata, który teraz jest raczej zburzony. Ale dziś poczęstowałaś mnie barszczem ukraińskim, upiekłaś ciasteczka, czyli babcia zaszczepiła coś w Tobie. Jakiś odwieczny porządek…
– E: Bo w świecie jest porządek mimo pozornego chaosu. Kiedy spojrzymy na świat przez pryzmat matematyki, wszystko ma sens. Wszystko jest związane z matematyką.
– Tak. Teoretycznie, wiem, że matematyka jest królową nauk, ale ja raczej nie patrzę na świat poprzez pryzmat figur geometrycznych. A Ty podobno w budowie liścia je dostrzegasz?
– E: I to jest piękne. Ta adrenalina, która mobilizuje do odkrywania praw rządzących światem. Bo fizyk zawsze mówi: „Sprawdźmy to”.
– Mówi tak też wtedy, gdy chce sprawdzić istnienie Boga?
– E: Tak, ale dodaje jeszcze: „Zróbmy eksperyment”…
– Robiłaś eksperymenty dotyczące istnienia Boga?
– E: Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, tak. I Bóg zawsze dawał mi znak, odpowiadał.
– Jacku, jak Ty jako doktor fizyki, członek Polskiego Towarzystwa Fizycznego, możesz być tak wierzącym człowiekiem? Czy nauka nie wyklucza wiary?
– J: Istnieje błędne przekonanie, że naukowcy z dziedzin ścisłych to osoby niewierzące. Tak nie jest. W czasach studenckich należeliśmy z Elą do duszpasterstwa akademickiego w Krakowie. Najwięcej osób studiowało właśnie nauki ścisłe. Znam naprawdę wielu wybitnych fizyków i wśród nich są tylko 3 osoby niewierzące. Po studiach zaangażowaliśmy się w Duszpasterstwo Rodzin, gdzie przeważają osoby z wyższym wykształceniem, choć nie zawsze z zakresu nauk ścisłych.
– Czyli nie ma sprzeczności między Biblią a nauką?
– J: Biblia to nie jest podręcznik, to nie jest księga przyrodoznawcza. To poemat, poezja, ale nie nauka. Nie istnieją dramatyczne sprzeczności w opisie powstania świata między Pismem Świętym a wiedzą. Należy pamiętać, że jednym z twórców Teorii Wielkiego Wybuchu był ksiądz katolicki Georges Lemaitre.
– Jacku, często przytaczasz Księgę Mądrości, rozdz. 13 na potwierdzenie tego, że Bóg stworzył świat. Więc inteligenci wcale nie są niewierzący. To dlaczego wiele osób ucieka teraz od Kościoła? Deklarują się jako ateiści? Wręcz mówią o akcie apostazji?
– E: Wiara wcale nie jest zniewoleniem. To akt wyboru, wolnej woli. Współczesny świat teoretycznie oferuje ludziom wolność, a tak naprawdę tej wolności wewnętrznej ich pozbawia. A im mniej wolności wewnętrznej, tym łatwiej jest człowiekiem manipulować. I idziemy w stronę hedonizmu.
– Czyli machina konsumpcjonizmu pozbawia ludzi wolności? Filozofowie przepowiadali już kiedyś taki katastroficzny koniec cywilizacji.
– J: A dla mnie odchodzenie ludzi od wiary to lekcja pokory dla tych wszystkich pyszałkowatych, którzy myśleli, że zewangelizują cały świat. Myślę, że sam do tej grupy pyszałkowatych się zaliczam. Teraz mamy taki czas oczyszczenia, ale przyjdzie też czas przebudzenia. I niekoniecznie będzie on zależał od ludzi.
– Ale to nie oznacza, że możemy biernie przypatrywać się temu, co się dzieje? Na przykład w świecie młodych ludzi? Elu, Ty kochasz młodzież, masz dla nich dużo wyrozumiałości. Myślisz, że są rzeczywiście gorsi niż młodzież sprzed 30 lat?
– E: Jeśli ktoś tak myśli, niech przypomni sobie siebie jako ucznia. Albo niech otworzy swój pamiętnik, jeśli go pisał. Młodzież nie jest gorsza. Tak samo jak dawniej potrzebuje miłości, akceptacji, zrozumienia, rozmowy. A poza tym młodzi są poddawani ogromnej presji robienia kariery, osiągania sukcesów. Gubią się w nadmiarze ofert i możliwości. W ich świecie przestało być bezpiecznie. Sama jestem fanką Internetu, ale wiem, jakie on niesie zagrożenia dla młodzieży w okresie dojrzewania.
– I dlatego tak ważna jest praca nauczyciela, często niedoceniana, jako powiernika, wychowawcy, a nieraz jedynej osoby dorosłej, z którą dorastający człowiek z mnóstwem problemów może porozmawiać. Czego mogę Wam życzyć? Jakie macie marzenia?
-E: Iść dalej drogą rozwoju, bliżej Boga i ludzi. Wydaje mi się, że warto byłoby wyciągnąć ze swoich pamiętników z 45 lat trochę refleksji o pięknie świata, uporządkować je i opisać. Może komuś się przydadzą. A w drobnych chwilach sadzić i pielęgnować rośliny, przyrządzać posiłki, cieszyć się każdą chwilą życia.
J: Seweryn Krajewski śpiewał kiedyś: „Nie mówmy o marzeniach, to niebezpieczny temat, zabłądzić można jak we mgle”. Nie chcę werbalizować swoich marzeń, bo gdy długo się nie spełniają, to odczuwam frustrację. Ale możesz mi życzyć trochę więcej spokoju. Bo być może gonienie za marzeniami i ambicjami sprawia, że czasem czuję męczące napięcie i nie dostrzegam barw świata.
– Życzę Wam więc ciągłego dostrzegania piękna świata. Dziękuję za niezwykle interesującą rozmowę.
Ewa Sajór – Ruszczak
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS