Dzięki uprzejmości wyd. Filia publikujemy wstęp Artura Górskiego do jego książki “Grupa Wagnera i inne prywatne armie świata”, która ukaże się 27 września.
Kiedy kończyłem pisać tę książkę, jeden z jej głównych bohaterów, Jegwienij Prigożyn, jeszcze żył… To znaczy, rosyjskie służby, a zaraz za nimi – światowe media – jeszcze nie ogłosiły katastrofy lotniczej, w której zginął szef Grupy Wagnera i kilku jego najbliższych współpracowników. Eksperci i komentatorzy, odnosząc się do dramatu, który rozegrał się 23 sierpnia 2023 roku w obwodzie twerskim na zachodzie Rosji, zgodnie konstatowali, że Prigożyn był już martwy od czasu, kiedy wraz ze swymi najemnikami ruszył na Moskwę, aby obalić władze federacji. To, że na jakiś czas zaszył się w białoruskich lasach i zniknął z medialnego pola widzenia, a potem zaczął wypowiadać się w tonie pojednawczym, nie miało już żadnego znaczenia – Moskwa wyciągnęła po niego swe długie ręce i w końcu dosięgnęła zbuntowanego miliardera.
No, ale teraz był martwy – już nie symbolicznie, a jak najbardziej dosłownie.
Pojawił się pewien oczywisty problem: pisałem książkę o żywym człowieku i jego armii osiągającej sukces za sukcesem, a tymczasem nastąpił gwałtowny upadek i Grupy Wagnera, i jej właściciela. W tej sytuacji najprościej byłoby zamienić czas, oczywiście pod względem gramatycznym – tam, gdzie było “jest”, wpisać “był”. No, i wykreślić kilka zdań, z których wynikało, że przed Prigożynem jeszcze długa kariera… Ale im dłużej analizowałem bieżące doniesienia, tym bardziej wzbudzały one moją wątpliwość – skąd wiemy, że Prigożyn naprawdę nie żyje, skoro ciał ofiar nie da się zidentyfikować? Owszem, przeprowadzono badania DNA, które potwierdziły jego śmierć, ale czy możemy mieć pewność, że Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej, który wydał stosowne oświadczenie w tej sprawie, nie rozmija się z prawdą?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To, że wielu życzyło Prigożynowi śmierci – nie tylko Władimir Putin czy Siergiej Szojgu – było jasne. Tak samo jak to, że zorganizowanie zamachu nie stanowiłoby dla Kremla mission impossible. W mojej głowie jednak zapaliła się ostrzegawcza czerwona lampka, gdy podano do publicznej wiadomości, że jedną z ofiar katastrofy był legendarny dowódca Grupy Wagnera – Dmitrij Utkin – stanowiący w jakimś sensie twarz tej organizacji. Przecież według wielu medialnych spekulacji – o czym piszę w tej książce – Utkin mógł umrzeć już dawno temu, a nawet jeśli tak się nie stało, z pewnością nie był już wpływową postacią w Grupie Wagnera. Ba, w ostatnim czasie w jego rolę wcieliło się kilku ludzi, którzy przybrali tożsamość Utkina, być może po to, aby udowodnić, że ten prawdziwy nigdy nie istniał. A jeśli istniał, to nie pełnił tych funkcji, które mu się przypisuje.
W “Grupie Wagnera i innych prywatnych armiach świata” opisuję też działalność tak zwanej farmy trolli Prigożyna, która wyspecjalizowała się w produkowaniu fake newsów i w ogólnym fałszowaniu rzeczywistości. Tak naprawdę już od czerwca 2023 roku obserwujemy ciąg wydarzeń, które pod każdym względem wydają się być nielogiczne, a wręcz absurdalne: marsz na Moskwę jako reakcja na ostrzelanie stanowisk Grupy Wagnera przez rosyjską armię, ucieczka kremlowskich dygnitarzy przed zbuntowanymi najemnikami, nieoczekiwany koniec rebelii, wkroczenie do gry prezydenta Białorusi, który w jakimś sensie przejął kontrolę nad wydarzeniami w Rosji, wreszcie zapewnienie Putina, że nic się nie stało… A potem – ni stąd, ni zowąd – wielkie bum!
Jeśli taki, potocznie powiedzielibyśmy – cyrk – rozgrywałby się w jakiejś tzw. republice bananowej, można by przyjąć, że podobne wydarzenia po prostu przerosły rządzących. Ale w takim mocarstwie jak Rosja afera wokół Grupy Wagnera musi mieć nie tylko pierwsze, ale drugie, a może i trzecie dno. Być może Prigożyn faktycznie nie żyje, ale… niewykluczone, że, jak śpiewał pewien zespół, Show must go on, a medialna śmierć kucharza Putina jest częścią tego show. Oto Putin pokazał, że mocno dzierży ster władzy i nikomu już nie przyjdzie do głowy, żeby próbować podważać jego pozycję. I nie jest to sygnał wysłany do Ukrainy, ale choćby do wysokich oficerów rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU, którym nie do końca podoba się polityka szefa Kremla.
A wiadomo, że GRU nie jest faworytem Putina – jego zaplecze stanowią szefowie Federalnej Służby Bezpieczeństwa, której przypisuje się zamach w obwodzie twerskim. I FSB zrobiło to, czego oczekiwał prezydent… Ale czy rzeczywiście zginęli wszyscy, którzy byli na liście pasażerów? Kraj znajduje się w stanie wojny, czyli w stanie, w którym wszelkie mistyfikacje są dozwolone. Żeby było jasne – nie należę do wielbicieli teorii spiskowych, ale przecież działalność Grupy Wagnera i informacyjnych firm Prigożyna jest jednym wielkim spiskiem, więc wszelkie wątpliwości nasuwają się od razu. Oto, dlaczego w niektórych miejscach nie zmieniłem “jest” na “był”, choć wiem, że być może powinienem.
Zresztą, jeśli Prigożyn naprawdę nie żyje, w wielu środowiskach zostanie obwołany narodowym męczennikiem czy wręcz świętym i wtedy znów… będą go widywać, wierząc, że to nie jest urojenie, a dowód na istnienie nieśmiertelności.
Książka ta opowiada jednak nie tylko o Grupie Wagnera – sięga także zamierzchłych czasów, gdy najemnicy stanowili podstawę działań militarnych, a nie uzupełnienie rządowych sił zbrojnych. Kilka rozdziałów poświęciłem też legendarnym psom wojny, którzy pojawili się na frontach afrykańskich wojen po II wojnie światowej.
Dzisiejsze konflikty zbrojne to także w dużej mierze zmagania najemników i – co wynika z tej książki – pojawiają się oni w sferach, których wcześniej nikt nie kojarzył z tak zwanymi militarnymi kontraktorami. Już nie tylko biorą udział we frontowych potyczkach, ale przejmują kontrolę nad przestrzenią wirtualną czy świadczą rządom usługi w zakresie inwigilacji obywateli. Są ważnym narzędziem w ręku władz mocarstw.
Z drugiej strony zaś, Grupa Wagnera i Blackwater razem wzięte mogą tylko pomarzyć o takim sukcesie, jaki osiągnęli starożytni najemnicy obalający… cesarstwo zachodniorzymskie. To, co wydarzyło się w 476 roku nie było efektem jakiegoś wielkiego starcia wojowniczych ludów, które przemieszczały się w stronę Europy, ale po prostu szybką akcją najemników pod wodzą Odoakra, który postanowił obalić swego władcę – Orestesa. Ten bowiem nie miał zamiaru odpowiednio wynagrodzić usług swoich kondotierów i ci się zbuntowali, zabijając satrapę, a następnie przejmując kontrolę nad imperium. Z pewnością renesansowy myśliciel Niccolò Machiavelli, który ostrzegał włodarzy Florencji, aby nie ufali najemnikom, doskonale znał tę historię. Pytanie, czy znał ją również Prigożyn, ruszając na Moskwę – gdyby wówczas udało mu się obalić administrację Putina, byłaby to sytuacja niezmiernie przypominająca tę sprzed ponad półtora tysiąca lat. Ale powtórki z czasów końca antyku nie było. No, chyba że ukaże się wspomniane wcześniej drugie dno afery Prigożyna i stanie się coś na o wiele większą skalę…
Powyższy wstęp pochodzi z książki Artura Górskiego “Grupa Wagnera i inne prywatne armie świata”, która ukaże się 27 września nakładem wyd. Filia.
W najnowszym odcinkupodcastu “Clickbait” bierzemy na warsztat “One Piece” Netfliksa, masakrujemy “Ślub od pierwszego wejrzenia” i “Żony Warszawy”, a także rozwiązujemy “Problem trzech ciał” i innych nadchodzących ekranizacji. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS