Gdy zapowiedziano remake The Last of Us, zaśmiałem się i wyraziłem swoje obawy co do decyzji Sony. The Last of Us Remastered w wersji na PS4 wygląda i działa bardzo dobrze nawet dzisiaj, stąd decyzja o pełnym odświeżeniu przygody Ellie i Joela mocno mnie zszokowała – w negatywnym tego słowa znaczeniu. Do tego doszła jeszcze kosmiczna cena, wynosząca 330 złotych. Od kilku miesięcy zastanawiałem się, co szło za tą decyzją Sony, bo na papierze brzmiała ona okropnie.
Teraz jednak remake The Last of Us mam za sobą i mogę ze spokojem stwierdzić, że to jedno z najlepszych odświeżeń w dziejach, a dla najwierniejszych fanów marki – z pewnością najlepsze. Przyznam, że trochę komicznie brzmiały te wypowiedzi deweloperów z Naughty Dog przed premierą gry, w których wspominali o tym, ile serca włożyli w odnowienie historii Ellie i Joela, bo takie “bajeczki” słyszeliśmy już niejednokrotnie, a potem okazywało się, że to jeden i ten sam odgrzewany kotlet. W przypadku The Last of Us Part 1 jest inaczej, bo w opracowanie produkcji rzeczywiście włożono dużo serca.
Graficznie top topów!
Zaczynając akapit o oprawie graficznej, trzeba powiedzieć sobie jedno: nazywanie tej gry remasterem jest niesamowicie krzywdzące. Mimo tego, że nie otrzymaliśmy tutaj nowych mechanik (powiedzmy sobie jednak szczerze: te nie były potrzebne, bo gra pod tym względem była przemyślana i kompletna już na premierę), to jednak graficznie jest to klasa światowa i zaraz obok Horizon Forbidden West, najpiękniejsza gra dostępna na konsolach PlayStation 5.
Nowe detale w otoczeniu, robiące niesamowitą robotę oświetlenie, szczegółowość twarzy (tak dopracowanych buziek nie znajdziemy w żadnej innej grze), świetnie połączone animacje z gameplayem, poprawione zachowanie sztucznej inteligencji podczas starć… Można by wymieniać bez końca. Gra pod wieloma względami zostawia daleko w tyle The Last of Us Part 2 i śmiało można by ją umieścić w “starter-packu” dla obecnego czy przyszłego posiadacza PS5. Problemem jest jednak wciąż cena, której temat będzie wracał niczym bumerang przez kilka kolejnych tygodni.
Szykowanie się pod nowe projekty
Gdy Capcom przygotował Resident Evil 2 (2019), a więc jeden z pierwszych remake’ów, który zapoczątkował manię na tworzenie pełnoprawnych odświeżeń starszych hitów, był zmuszony opracować tytuł od zera. Trzeba było zaprojektować lokacje, modele postaci, mechaniki czy animacje, a jedyną rzeczą, którą twórcy mogli przenieść z oryginału, była oczywiście historia. Japończycy musieli sporo namęczyć się ze stworzenie odrestaurowanego RE2, a finalnie wycenili go na “jedyne” 250 złotych na premierę.
Z drugiej strony barykady mamy znowu Sony i Naughty Dog, które za The Last of Us Part 1 woła sobie 330 złotych. W tym przypadku jednak nie doszło do stworzenia od zera mechanik, modelów postaci czy lokacji, bo deweloperzy bazowali na wcześniej przygotowanych zasobach i jedynie je zmodernizowali. Zrobili to z ogromną dokładnością, bo tak jak wspomniałem wyżej, to jeden z najlepszych, jak nie najlepszy remake w dziejach, ale jednak nie powstawał on od zera.
Co gorsza, zrezygnowano z modułu wieloosobowego “Frakcje”, a w zamian tego zadbano o dodatki urozmaicające rozgrywki, stroje czy nowe tryby (dla fanów wymagających starć świetnie wypada opcja permanentnej śmierci – przy każdym kroku stawianym obok klikaczy czuć dreszczyk emocji). Sporej ilości osób umyka również fakt, że w zestawie otrzymujemy świetny dodatek fabularny Left Behind (żeby nie było niejasności, on także doczekał się wielkich zmian pod względem graficznym), który starcza na kilka godzin rozgrywki i idealnie uzupełnia historię o Ellie.
Uważam natomiast, że brak trybu wieloosobowego do The Last of Us Part 1 jest podyktowany nie tym, że Naughty Dog nie miało ochoty przy nim grzebać, a tym, że amerykańskie studio opracowuje oddzielną, ogromną grę, która na rzeczonych Frakcjach będzie prawdopodobnie bazowała. Obecnie nie znamy szczegółów, ale wydaje mi się, że Sony dając zielone światełko na odświeżenie multiplayera w TLOU Remake mogłoby w mniejszy lub większy sposób zabić zainteresowanie wokół nadchodzącego “multiaka” w świecie The Last of Us, czego twórca konsol PlayStation chciał za wszelką cenę uniknąć.
Cena za The Last of Us Remake jest za wysoka, ale…
Po wymaksowaniu remake’u The Last of Us, a więc zebraniu wszystkich dostępnych znajdziek, co swoją drogą było niezmiernie relaksujące i doskonale uzupełniające wiedzę o uniwersum, nie jest mi już tak do śmiechu, jak jeszcze przed premierą. To odświeżenie wyszło Sony naprawdę dobrze, choć wciąż będę trzymał się scenariusza, iż powinno ono zadebiutować 2, a może i nawet 3 lata później. Tak się nie stało ze względu na zbliżający się wielkimi krokami serial HBO oraz ekspedycję Sony na PC – odświeżona historia Joela oraz Ellie trafi na komputery osobiste w przyszłych miesiącach i to przede wszystkim z myślą o graczach korzystających z tego sprzętu powstał ten remake. Będzie on miał za zadanie zachęcić graczy do kupna PlayStation i sięgnięcia po The Last of Us 2, a w przyszłości gry sieciowej rozgrywającej się w tym samym uniwersum czy The Last of Us 3.
Jako osoba doskonale znająca oryginalną przygodę, na pewno nie wydałbym na The Last of Us Part 1 prawie 340 złotych. Jeśli jednak słabo pamiętasz tę opowieść albo jeszcze nie miałeś z nią styczności, to cena za tak angażującą, emocjonalną i dopracowaną pod każdym technicznym względem historię wraz z dodatkiem fabularnym jest adekwatna do stanu produkcji. Mogę na koniec jedynie dodać, że osoby niezdecydowane na pewno nie będą niezadowolone, bo to jedna z najlepszych gier w historii, a teraz w dodatku w najlepszej z możliwych wersji.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS