piekło go
36 min. temu
Jeden kolo, taki Czesiek, mieszkał sobie jak dziad w lesie i to nie są żadne kpiny, obchodził raz urodziny. Zapierał się w żywe uszy, siedząc z duszą na ramieniu lub też z ramieniem na duszy, na bank z palcem na ciemieniu, że był w takim położeniu, że miał wtedy z pewną Dnodną śmieszną fotkę na zbliżeniu. Dnodna to mamut obsceny, przebrzmiały jak jej sziciory, Czesiek słyszał jej błaganie, gdy wychodził ze swej nory, brzmiała jak klekot traktora – Daj mi siana, jestem zmora! Jak street focia, to przy drodze, najlepiej cyknięta z rana, łyknął z gwinta, wzrok wyostrzył i już stoi przed nim Dnodna całkiem goła – rozebrana! Gra ofiarnie męską nogą, ręka jej ciężko omdlewa, drugą drapie się w pachwiny, Czesiek ciągle z nudów ziewa. W końcu ruszył palcem w d*pie, zaczęły się smutne targi – Zwal se ze mną szybką focię, uśmiech zrób, jak proszę ciocię! Dnodna na to osłupiała – drętwieją jej sine wargi, sztywnieją zimne kończyny, nie słychać z ust żadnej skargi… gdy banan nagle się kurczy, Dnodnie tylko w brzuchu burczy, z gardła żółć jej się ulewa, ”100 lat!” w ogóle już nie śpiewa i odtąd cisza w eterze. Lecz nagle… uszom nie wierzę… jasny piorun błysnął, szaleje ulewa, grzmot huknął w oddali, Dnodna coś bełkocze, że ją w kroczu pali i na dekiel wali. Coraz bardziej piecze, ostry swąd jej tyłek smali, czarna dziura się zrobiła, pewnie wieki się nie myła. To chyba nie kiła?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS