Unii w twarz
Przypomnijmy, w połowie lipca Komisja Europejska wystosowała list ostrzegawczy do rządu polskiego, podnosząc, że dalsze działania antydyskryminacyjne władz mogą doprowadzić do odcięcia funduszy z Unii. Ostrzeżenia dostały też województwa, które przyjęły deklaracje „anty–LGBT”, w tym m.in. świętokrzyskie, podkarpackie i lubelskie. Oraz Urząd Marszałkowski w Małopolsce, zdominowany przez Prawo i Sprawiedliwość.
A warto wiedzieć, że jeszcze wiosną tego roku, na posiedzeniu komitetu monitorującego regionalny program operacyjny dla Małopolski, reprezentująca Komisję Europejską Maria Galewska ostrzegała miejscowych polityków, że trzymanie się kurczowo deklaracji „anty–LGBT” może zablokować środki unijne dla województwa na lata 2021–2027.
Brak reakcji władz spowodował, że Galewicz wysłała ostatnio samorządowcom wyraźne już ostrzeżenie. „KE nie widzi uzasadnienia dla dalszych inwestycji w 2021–2027 (…), skoro samorządy województw/gmin same przyczyniają się do kreowania mało przyjaznego wizerunku Małopolski” – napisała.
Efekt? Małopolska, poza wyjątkami, takimi jak Urynowicz, śmieje się Unii w twarz.
Głowę popiołem
Na początku sierpnia Urynowicz w rozmowie z Radiem Kraków zadeklarował, dość nieoczekiwanie, że dziś jest zwolennikiem unieważnienia deklaracji sejmiku dotyczącej stref wolnych od mniejszości seksualnych. Jak później dodał w rozmowie z „Newsweekiem”, posypał głowę popiołem, zrozumiał swój błąd (głosował dwa lata temu za deklaracją).
– Najważniejsze jest to, że zdałem sobie sprawę, że deklaracje takie jak ta są z gruntu destrukcyjne – tłumaczy. Dopowiadając jednak, przy okazji, że Małopolska jest województwem „bardzo rodzinnym” i żadne deklaracje przeciw mniejszościom nie są w stanie zagrozić tradycyjnym wartościom regionu.
W odpowiedzi na memento Urynowicza, jego zwierzchnik, marszałek Witold Kozłowski stwierdził w mediach, że w sprawie deklaracji sejmiku żadnych kroków jeszcze nie podjął, poza tym „nie ma powodu do nerwowych ruchów”, „żadnego powodu do trwogi”, a Urynowicz … publicznie kłamie. Niestety, mimo naszych próśb, marszałek nie zdecydował się na rozmowę z „Newsweekiem”, zatem nie wyjaśnił, na czym kłamstwa jego zastępcy miałyby polegać.
Czytaj też: Polska homofobicznym liderem Unii Europejskiej. „Jeśli trend się utrzyma, spadniemy w rankingu do poziomu Rosji”
To nie przelewki
– Witold Kozłowski może sobie opowiadać różne dyrdymały, może mnie szkalować, co nie zmienia faktu, że listy ostrzegające z KE to już nie przelewki, tylko niebezpieczne dla nas konkrety. A sprawa ciągnie się przecież od dawna! Komisja Europejska próbuje dogadać się z naszym województwem od wielu miesięcy, mamy opinie prawne, które wyraźnie wskazują, że jest czego się bać. Mimo to wszelkie te próby odkręcenia sytuacji są ignorowane, wręcz bojkotowane przez zarząd województwa.
Przy okazji Urynowicz podkreśla, że zasadniczo nie zmienił swoich poglądów politycznych, a jedynie zrozumiał, że świat jest wielowymiarowy i nie warto walczyć z barwną rzeczywistością.
– Wciąż jestem konserwatystą, ale naprawdę nic mi do tego, jak ktoś chce żyć, jak się ubiera i jaką ma orientację seksualną. Poza tym, czemu ta deklaracja ma służyć? Przecież przez niemądre stanowisko, składające się z dziesięciu zdań, możemy stracić ogrom pieniędzy na przyszłość, ale też spowodować, że zostaną zablokowane nasze bieżące wydatki, na przykład na funkcjonowanie szpitali czy pomoc przedsiębiorcom. Pomijam już fakt, że 50 procent etatów w Urzędzie Marszałkowskim utrzymuje się dzięki funduszom europejskim – tłumaczył Urynowicz.
Anihilacja wartości
Deklaracja, o której mówi Urynowicz, została przez sejmik województwa małopolskiego przyjęta w kwietniu 2019 roku. Czytamy w niej: „Sejmik (…) wyraża zdecydowany sprzeciw wobec pojawiających się w sferze publicznej działań zorientowanych na promowanie ideologii ruchów LGBT, której cele kwestionują podstawowe prawa i wolności zagwarantowane w aktach prawa międzynarodowego”.
Politycy uznali, że „działania podejmowane ostatnio przez niektórych przedstawicieli samorządowej jak i krajowej sceny politycznej mają służyć wywołaniu fundamentalnych zmian w życiu społecznym”. I dalej: „Działania te zorientowane są na anihilację wartości ukształtowanych przez wielowiekowe dziedzictwo chrześcijaństwa, ważnych szczególnie dla mieszkańców Małopolski”.
Radni zapewnili również o „podjęciu działań na rzecz wsparcia dla rodziny opartej na tradycyjnych wartościach oraz ochronę systemu oświaty przed propagandą LGBT, która zagraża prawidłowemu rozwojowi młodego pokolenia”. Prowodyrami deklaracji byli radny Jan Tadeusz Duda (ojciec obecnego prezydenta RP) oraz ówczesny przewodniczący sejmiku Rafał Bochenek, obecnie poseł PiS.
Deklaracja małopolskich polityków spowodowała efekt domina. Podobne deklaracje przyjęły sejmiki innych województw i zarządy gmin. Za strefami „wolnymi od LGBT” opowiedziało się ponad tysiąc polskich samorządów. W tym, jeśli chodzi o Małopolskę, na przykład Tuchów i powiat tarnowski, Bukowina Tatrzańska, Kalwaria Zebrzydowska i Jordanów.
Zdaniem Magdy Dropek, członkini zarządu fundacji równość.org.pl, wspierającej osoby nieheteronormatywne spoza dużych ośrodków miejskich, konsekwencje przyjęcia deklaracji w Małopolsce są bardzo konkretne. – Od czasu jej przegłosowania w województwie narasta niechęć i przemoc wobec osób LGBT. Wiele firm, czy instytucji odmawiało nam współpracy. W Kalwarii Zebrzydowskiej nie zezwolono nam na spotkanie z mieszkańcami i projekcję filmu w miejscowym ośrodku kultury, wymigując się, że to nie miejsce na “wydarzenie ideologiczno–polityczne”. Zaraz potem zorganizowano w Kalwarii paskudną, homofobiczną konferencję.
Zobacz więcej: Jak Kraśnik chciał się uwolnić od LGBT i 5G, a stał się miastem – memem
Trudny rok pandemiczny
Do przykrych zdarzeń doszło również w Jordanowie. Nastoletni Janek z miasteczka, za przemalowanie herbu miasteczka w barwach tęczowych, w geście solidarności ze społecznością LGBT, był szykanowany przez policję, grożono mu nawet poprawczakiem.
Te wydarzenia i dziesiątki innych aktów przemocy fizycznej i słownej sprawiły, że Komisja Europejska straciła cierpliwość.
– Co to oznacza na przykład dla mojego regionu? – denerwuje się Krzysztof Nowak, radny województwa małopolskiego z Tarnowa. – Stracimy szanse na remont stadionu piłkarsko-żużlowego w Tarnowie-Mościcach. Stracimy szanse na połączenie drogowe węzła autostradowego A–4 Bochnia z DK nr 94.
Ale największym dramatem może być, zdaniem Nowaka, zablokowanie kolejnych pieniędzy dla tarnowskiego szpitala im. świętego Łukasza, który w ubiegłym roku dzięki funduszom unijnym otrzymał środki (dla najmłodszych pacjentów) na stworzenie nowoczesnego Bloku Operacyjnego. W sumie lecznica św. Łukasza w Tarnowie dostała sprzęt o łącznej wartości ponad 1,1 mln złotych.
Na marginesie, Urząd Marszałkowski z Witoldem Kozłowskim i jego kolejnym zastępcą, wicemarszałkiem Łukaszem Smółką (również z PiS), niejednokrotnie chwalili się w ubiegłym roku, jak to fundusze unijne wesprą pacjentów w trudnym roku pandemicznym. Oto kilka cytatów z wypowiedzi obu polityków z lokalnej prasy z tamtego czasu:
„Od kilku miesięcy najważniejsze działania zarządu województwa małopolskiego skupiają się przede wszystkim na zwiększeniu bezpieczeństwa mieszkańców. Przeznaczyliśmy na to około 1,5 mld złotych z funduszy unijnych (…). W pierwszej kolejności to wsparcie kierujemy do naszych placówek medycznych. Walka z COVID–19 wciąż trwa, jednak dzięki funduszom unijnym szpitale są do niej lepiej przygotowane, niż na początku pandemii”.
Albo: „Fundusze Europejskie ułatwiają skuteczną walkę z epidemią koronawirusa oraz łagodzenie jej skutków. Dzięki wsparciu z Unii Europejskiej do szpitali i zespołów ratownictwa medycznego trafi kolejny specjalistyczny sprzęt do ratowania zdrowia i życia mieszkańców, a także środki ochrony osobistej.
W sumie, z pieniędzy europejskich Urząd Marszałkowski w Małopolsce dofinansował sprzęt, w tym aparaturę ratującą życie aż dla 40 placówek medycznych w województwie. Wartości inwestycji? Ponad 400 mln złotych, z który skorzystać miało w kolejnych latach ponad milion Małopolan.
Zapaść służby zdrowia?
Grzegorz Lipiec, były wiceprzewodniczący Sejmiku Województwa Małopolskiego (KO), zwraca uwagę, że w samym tylko Krakowie ze środków marszałkowskich (czyli głównie unijnych) finansowane są w znacznym stopniu dwie ogromne lecznice: szpital im. Jana Pawła II i szpital im. Rydygiera. – Odcięcie środków na wydatki bieżące dla szpitala Jana Pawła oznaczać może na przykład zapaść krakowskiej kardiologii.
Mówimy tu o szpitalu, który wsparty milionami złotych mógł w tamtym roku pozwolić sobie na zakupienie m.in. tak istotnego sprzętu, jak nowoczesne kardiomonitory, echokardiografy i inną, skomplikowaną aparaturę do zabiegów ratujących zdrowie i życie, na najwyższym, światowym poziomie.
Pytanie, które zadaje sobie nie tylko Grzegorz Lipiec, ale także medycy brzmi: co się stanie, jeśli sprzętu, z braku kasy, nie da się utrzymać i serwisować? Co się stanie jeśli sprzęt się zepsuje, a na nowy nie będzie pieniędzy?
– Dojdzie do katastrofy, szpitale, całe oddziały mogą przestać pracować w normalnym trybie. I to w sytuacji, gdy, m.in. z powodu pandemii, system diagnozowania pacjentów jest dziś wciąż na wyjątkowo słabym poziomie, a zabiegów ratujących życie wciąż mamy znacznie mniej niż przed koronawirusem. Tym bardziej, to, co wyprawiają w tej chwili politycy, poziom braku ich rozumienia, że są odpowiedzialni za zdrowie ludzi, że w imię jakiś homofobicznych fiksacji mają w nosie los pacjentów, jest tak szokujący, że aż brak mi słów – denerwuje się prof. Jerzy Sadowski, wybitny kardiochirurg, małopolski konsultant wojewódzki ds. kardiochirurgii.
Dodaje: – W tej chwili każde, nawet najmniejsze osłabienie dostępu do nowoczesnej aparatury, oznacza dla pacjentów zagrożenie. Powiem wprost: homofobiczni politycy, jeśli doprowadzą do wstrzymania środków z Unii na służbę zdrowia, mogą mieć krew chorych na rękach.
Czytaj: Nie tylko instruktor narciarski i handlarz bronią. Plaga podejrzanych sprzedawców wokół resortu zdrowia
Z własnej kieszeni
– A może ci, którzy mogą doprowadzić do utraty środków dla pacjentów, sami sfinansują utracone inwestycje? – ironizuje z goryczą Robert Stępień, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie. – Sporo by tego było. Mówimy o dofinansowaniu centrów rehabilitacji, tak potrzebnych dla osób po powikłaniach popandemicznych, ale też pieniądzach dla onkologii, SOR–ów, dla psychiatrii. W zasadzie, jakiej dziedziny medycyny by w tej chwili nie dotknąć, mamy sytuację, jak z greckiej tragedii. Ktoś, kto zamierza doprowadzić do jeszcze większego trzęsienia ziemi, niech buli za to z własnej kieszeni.
O tym, jak zakończy się awantura na linii KE-Małopolska, dowiemy się pod koniec sierpnia, gdy, po wakacjach, zbierze się sejmik.
Zamęt na górze
Grzegorz Lipiec, były wicemarszałek sejmiku z KO, obecnie urzędnik: – Domyślam się, że zanim Tomasz Urynowicz z Porozumienia nagłośnił sprawę, porozumiał się wcześniej z Jarosławem Gowinem, być może to element szerszej i poważniejszej gry politycznej. Nie wiem, sądzę, że u Urynowicza przeważyła jednak społeczna odpowiedzialność. Irytujący jest tym samym brak odpowiedzialności polityków PiS, którzy idą w zaparte, szczególnie mówię tu o paru znanych ideologach z Janem Tadeuszem Dudą na czele. W gruncie rzeczy jednak jestem przekonany, że większość radnych PiS ma w tej chwili kłopot z tym, jak wycofać się z tej deklaracji, a jednocześnie nie stracić wizerunkowo i narazić się swoim najwierniejszym, najbardziej konserwatywnym wyborcom, szczególnie tym, dla których przyjemnością jest gnębienie osób nieheteroseksualnych. Do tego dochodzi potężne zamieszanie, by nie powiedzieć zamęt na górze. Bez przyzwolenia Jarosława Kaczyńskiego, małopolscy radni nie zrobią nic, nie podejmą żadnej decyzji. A prezesa interesują teraz zupełnie inne tematy, z wojowaniem z niepokornymi mediami na czele.
Czytaj więcej: Rządzący mentalnie już opuścili Unię. Teraz próbują pociągnąć za sobą państwo
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS