Jezus siedzi w celi. Wyrok śmierci już zapadł. Kolejnego ranka zaniesie krzyż na Golgotę. Najpierw wspomina oszczerców, „trzydziestu siedmiu cudownie uzdrowionych” przez niego, którzy mają teraz pretensje, że ich życie się pogorszyło: „były ślepiec poskarżył się na brzydotę świata, oczyszczony z trądu oświadczył, że nikt nie daje mu już jałmużny”. A Jezus myśli: „Jestem człowiekiem, nic co ludzkie nie jest mi obce. A jednak nie rozumiem, co się z nimi dzieje, gdy zaczynają wygłaszać te kalumnie. I uważam ten brak zrozumienia za moją porażkę, słabość”.
Tak zaczęła swoją najnowszą powieść belgijska – ale u nas dobrze znana – pisarka Amélie Nothomb. Wydane w ubiegłym roku „Pragnienie” najpierw błyszczało na listach książkowych bestsellerów, a w listopadzie znalazło się w czwórce finalistów najbardziej prestiżowej francuskiej Nagrody Goncourtów, którą autorka zdobyła wcześniej dwukrotnie (1999 i 2007).
Najważniejszą cechą Jezusa z tej powieści jest człowieczeństwo, które on sam jasno deklaruje i z którego czerpie małe i duże przyjemności. Ale jednocześnie prorok ma świadomość swojej boskości – przecież wie, co się stanie w przyszłości. Wie, jakie bzdury napiszą o nim i jego męce ewangeliści. Wie nawet, że jego „nieskończone cierpienie w żaden sposób nie wymazuje cierpień tych nieszczęśników, którzy musieli znosić je przede mną. Sama myśl o zadośćuczynieniu budzi odrazę swoim absurdalnym sadyzmem”.
Czy tak mógł myśleć Chrystus ewangelistów? Nie. To jest myślenie człowieka, który czuje się oszukany i skazany przez ojca. W miarę, jak nasila się jego ból, kieruje w stronę Boga coraz ostrzejsze słowa i coraz wyraźniej odczuwa bezsens swojej sytuacji i cierpienia. Powieściowy Jezus przeżywa na krzyżu tak wielką mękę, że przysięga, iż gdyby mógł „uczynić ostatni cud” uwolniłby się i przerwał koszmar. Tyle, że nie ma już siły na cuda, dogorywa.
Chęć „zepsucia” Boskiego planu jest tu bardzo znacząca, pod każdym względem ludzka. Podobnie, pojawiające się w myśleniu cierpiącego na krzyżu Jezusa osądy – według niego – absurdalnych pomysłów Boga i dostrzeżone wady myślenia wynikające z boskiego zadufania. Choćby taka: „Moje ukrzyżowanie jest kompletnym nieporozumieniem. Plan mojego ojca – myśli Jezus – miał w zamyśle pokazać, jak daleko można się posunąć ze względu na miłość. Gdyby ten pomysł był jedynie głupi, można by uznać go za bezcelowy. Niestety, jest on w najwyższym stopniu szkodliwy. Za sprawą mojego idiotycznego przykładu rozmaite koncepcje człowieka podniosą sens męczeństwa”. Trzeba więcej? Przekładając to na grunt religijny: Jezus portretowany przez Nothomb jest ateistą, niezależnie od tego, że na ostatnich stronach powieści wykłada swoją koncepcję wiary. Bo jest to wiara bez Boga!
Powieść Amelie Nothomb jest utworem w oczywisty sposób obrazoburczym, ale potrzebnym. Coś się w naszej kulturze dzieje takiego, że z jednej strony trwają poszukiwania dla niej mistycznej podbudowy, które niekiedy prowadzą do bezrefleksyjnej rytualizacji religijnych zachowań. A z drugiej, narasta– obecna od dawna, ale teraz przyswojona nawet przez kulturę popularną – potrzeba racjonalnego zakwestionowania religijnych opowieści.
Czytaj także:
George R.R. Martin zagrał w „Grze o Tron”. O mały włos, a oglądalibyśmy go w serialu
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS