5 minut temu
– Obawiam się, że jeśli ktoś nie uderzy pięścią stół, za chwilę część klubów, zwłaszcza tych PGE Ekstraligi, w strachu o zdrowie swoich zawodników najzwyczajniej w świecie nie będzie ich potwierdzać do el. GP. Gra nie jest warta świeczki, żeby się tak narażać, bo za chwilę ktoś zrobi sobie na poważnie krzywdę, ale wówczas na refleksję będzie już za późno – pisze w swoim najnowszym felietonie dla Interii Jacek Frątczak.
Kiedy myślałem, że po Grand Prix w Pradze nie zobaczę już gorszego widowiska w tegorocznym cyklu, tydzień później “przytrzymaj mi piwo” powiedział niemiecki Teterow. To zatrważające, jak prestiżowe zawody rozmieniane są na drobne, a my zamiast o pięknym ściganiu, ciągle przez przypadki odmieniamy słowa popelina, czy profanacja dla podkreślenia tego czegoś, co serwują nam organizatorzy turniejów o indywidualne mistrzostwa świata. Po przejęciu praw przez nowych promotorów mieliśmy zobaczyć nową jakość, skok na wyższy poziom, a od kilku tygodni oglądamy festiwal totalnej amatorki.
Zachodzę w głowę, jak produkt pod tytułem GP dalej brnie w ten sam ślepy zaułek, a szefowie tego zamieszania nie wyciągają wniosków. Były szumne zapowiedzi związane z wejściem na salony, ale na razie to zwykła paplanina. Bajerami w parku maszyn rejestrującymi reakcje teamów nie kupimy publiki. Najważniejszy jest aspekt sportowy, to co dzieje się na torze. A ten w Teterow chował pełno pułapek i był ekstremalnie niebezpieczny.
Po rundach SGP i SGP2 w Czechach zgrzytaliśmy zębami i klęliśmy pod nosem ze zł … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS