Niemal trzech na czterech rodziców dzieci w wieku szkolnym chce, żeby nauczyciele mieli stale mierzoną temperaturę ciała. Prawie 40 proc. zwolenników tego rozwiązania twierdzi, że czynność powinna odbywać się przed każdą lekcją. Z kolei przeszło siedmiu na dziesięciu chciałoby mieć dostęp do tych wyników.
Prawie 60 proc. ankietowanych uważa, że w przypadku gorączki powinno być do rodziców wysyłane automatyczne powiadomienie SMS-em lub e-mailem. Do tego blisko 70 proc. uważa, że przekazywanie takich informacji nie byłoby zbyt dużą ingerencją w prywatność nauczycieli. Tak wynika z ogólnopolskiego badania UCE RESEARCH, wykonanego na zlecenie firmy technologicznej WARMIE.
Z badania wychodzi, że 74 proc. Polaków chce, aby nauczyciele w szkołach mieli mierzoną temperaturę ciała. Natomiast 12 proc. ankietowanych jest przeciwnego zdania. Dla 11 proc. nie ma to większego znaczenia, a 3 proc. nie potrafi tego określić. Jak stwierdza Piotr Piątek z firmy technologicznej WARMIE, rodzice boją się, że dzieci mogą zarazić się COVID-19 i przynieść wirusa do domu. Ale to nauczyciele są bardziej narażeni na utratę zdrowia. Wśród kadry są przecież osoby w średnim wieku i starsze, zbliżające się do emerytury. W związku z tym automatycznie są one zaliczane do grup podwyższonego ryzyka.
– Te wyniki odzwierciedlają niepokój rodziców i troskę o to, jak zmniejszyć to zagrożenie. Szkoła to jednak skupisko różnych osób, a nauczyciele kontaktują się z liczną grupą uczniów. I zdarza się, że temperatura jest mierzona przy wejściu do szkoły, także prowadzącym lekcje. Niektóre placówki niepubliczne poszły też o krok dalej. Wykupują szybkie testy na obecność koronawirusa i takie badania odbywają się np. raz w tygodniu – komentuje prof. UW dr hab. Małgorzata Żytko, kierownik Katedry Edukacji Szkolnej i Kształcenia Nauczycieli.
Z kolei jak zaznacza Anna Ostrowska, rzecznik prasowy MEN, nie ma obowiązku mierzenia temperatury w szkołach. Jedynie są zalecenia dla dyrektorów publicznych i niepublicznych placówek w strefie czerwonej lub żółtej i wówczas zawierają one propozycję dodatkowych obostrzeń. Przykładowo, w przypadku niepokojących objawów można obowiązkowo dokonać pomiaru temperatury ciała uczniom bądź pracownikom szkoły.
Mieszkanie+. Nowe, korzystne rozwiązania. Emilewicz tłumaczy
– Szkoła jest zakładem pracy dla nauczycieli i pracowników niepedagogicznych. Decyzję o mierzeniu temperatury nauczycielom podejmuje dyrektor danej placówki. W tej kwestii kieruje się, jak każdy pracodawca, wytycznymi GIS-u. Sprawy pracownicze należą do dyrekcji szkoły i organu prowadzącego. Nie są w kompetencji nadzoru pedagogicznego – podkreśla Anna Skopińska, rzecznik prasowy Kuratorium Oświaty w Łodzi.
GIS nie zaleca pomiaru temperatury nauczycielom, podobnie jak innym pracownikom, ale też tego nie zakazuje. Jak zaznacza Jan Bondar, rzecznik prasowy ww. instytucji, w tej kwestii decyduje dyrektor. Jeśli rozwiązanie jest stosowane, winno być opisane w regulaminie placówki. Dokonywanie pomiaru można uznać za metodę „przesiewu”, ale musimy być świadomi jej ograniczeń. Na podwyższenie temperatury mogą wpływać inne choroby (np. reumatyczne i niedoczynności tarczycy) oraz czynniki niezwiązane z toczącym się procesem chorobowym w organizmie.
– Nie rozdzielamy nauczycieli od uczniów czy pozostałych pracowników. Każdy, kto wchodzi do szkoły, ma obowiązek zmierzyć temperaturę. Przy czterech wejściach są przytwierdzone do ściany termometry bezdotykowe. Należy zbliżyć dłoń lub czoło i pokazuje się wynik. Absolutnie nie ma z tym żadnego problemu, bo wszyscy są zdyscyplinowani – mówi Regina Lewkowicz, dyrektor XIV LO im. Stanisława Staszica w Warszawie.
Zwolennicy mierzenia temperatury nauczycielom wskazali również, jak często powinno się to odbywać. 38 proc. uważa, że należy to powtarzać przed każdą lekcją. Dla 23 proc. ankietowanych wystarczy to zrobić raz, np. przed wejściem do szkoły. Z kolei 11 proc. uważa, że może to być tylko raz przed rozpoczęciem pierwszych zajęć. Według 9 proc. osób z tej grupy, pomiar powinien być tylko na wyraźne żądanie dyrekcji bądź rodziców. Natomiast 19 proc. nie ma zdania w tym zakresie.
– Myślę, że pomiar przed każdą lekcją byłby grubą przesadą. Teraz widzimy taki sposób działania związany z bańkami społecznymi. Uczniowie są grupowani w jednej klasie i nauczyciel przychodzi do niej. Łączy się też zajęcia. Jeżeli są 2-3 lekcje danego przedmiotu, to próbuje się je przeprowadzać jednego dnia, a nie np. w poniedziałek i środę – podkreśla prof. Żytko.
72 proc. rodziców chciałoby mieć dostęp do wyników badania temperatury ciała nauczycieli. Z kolei 9 proc. jest przeciwnego zdania. Dla 13 proc. ankietowanych nie ma to znaczenia, a 6 proc. uważa, że trudno to określić. Jak stwierdza ekspert z WARMIE, wyniki badania świadczą o troskliwości rodziców o stan zdrowia dzieci i całej rodziny. I dodaje, że jeśli taka informacja daje poczucie bezpieczeństwa, to warto się zastanowić nad wdrożeniem takiego rozwiązania. Nawet tymczasowo, np. w okresie jesienno-zimowym.
– W mojej ocenie, to byłaby zbyt duża ingerencja w prywatność nauczyciela. I takie działanie mogłoby niepotrzebnie spowodować wzrost paniki w rodzinach uczniów. Ponadto rodzice nie mogą być dysponentami tego typu danych. To pracodawca, a więc dyrektor szkoły, ma prawo wiedzieć, co się dzieje z jego pracownikami i ewent. przekazywać do Sanepidu takie informacje – dodaje prof. Żytko.
Według 57 proc. ankietowanych, rodzice powinni dostawać informacje automatycznie za pomocą SMS-a bądź e-maila, ale tylko wtedy, gdy temperatura nauczyciela będzie podwyższona. Dla 32 proc. badanych optymalnym rozwiązaniem byłaby możliwość samodzielnego sprawdzania, np. za pomocą portalu Librus. Z kolei 5 proc. uważa, że informowanie powinno odbywać tylko na wyraźne żądanie. Zdaniem 3 proc respondentów, najlepszym rozwiązaniem byłoby wysyłanie informacji SMS-em lub e-mailem przed bądź w trakcie zajęć. 2 proc. nie ma zdania w tej kwestii, a 1 proc. uważa, że nauczyciel sam powinien przekazywać rodzicom takie wyniki.
– Rozwój smartfonów spowodował, że dostęp do natychmiastowej informacji jest bardzo wygodny. Forma SMS-a może pozwolić rodzicom przygotować się na sytuację awaryjną. Pomysł, aby informacja widniała w systemie Librus, wydaje się dobrym rozwiązaniem. Jednak nauczyciel ma prawo nie chcieć przekazywać publicznie informacji na temat swojego stanu zdrowia. I to może być zasadniczy problem w tej kwestii – analizuje Piotr Piątek.
Natomiast 69 proc. ankietowanych twierdzi, że przekazywanie powyższych informacji nie byłoby zbyt dużą ingerencją w prywatność nauczycieli. Odmiennego zdania jest 20 proc. rodziców. Z kolei 11 proc. nie ma wyrobionej opinii w tej kwestii. Jak zaznacza ekspert z WARMIE, monitorowanie temperatury stało się już naturalną i powszechną procedurą, która nikogo nie powinna dziwić. Odbywa się to m.in. podczas wizyt lekarskich, w instytucjach publicznych czy zakładach pracy. Ale mimo wszystko, to nauczyciel musi wyrazić chęć upublicznienia informacji o swoim stanie zdrowia.
– W tych kwestiach musi być zachowany rozsądek. Możemy przecież odwrócić sytuację. Niekiedy problemem w szkołach jest wszawica. Często jej źródłem jest środowisko domowe. I nauczyciele mogliby powiedzieć, że od razu chcą informacji, jeśli tylko ona wystąpi. A zazwyczaj rodzice nie zamierzają w ogóle współpracować w tego typu sytuacjach – podsumowuje ekspert z Uniwersytetu Warszawskiego.
Badanie zostało wykonane przez UCE RESEARCH na zlecenie firmy technologicznej WARMIE. Ankieta była prowadzona w bezpośrednich okolicach placówek oświatowych w dniach 1-4 września br. Łącznie odbyło się 1017 wywiadów bezpośrednich z losowo wybranymi osobami, tj. rodzicami dzieci w wieku szkolnym (6-15 lat).
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS