Trzeba przyznać, że językowo przeszliśmy kurs przyspieszony. Jeszcze kilka lat temu żartom nie było końca. Przecież pilotka to czapka, japonki to klapki, a kanadyjka to harcerskie łóżko polowe. I starsze, dziaderskie he, he, he… Światlejsi przypominali, że przecież feminatywy to nie chwilowe nowinki, a przywracanie polskiej normalności sprzed stu lat. Inżynierki, lektorki, pilotki były wtedy normalnością. Ostatnią linią obrony mężczyzn było stwierdzenie, że niektóre „nowomodne” feminatywy drażnią nasze uszy językową niezręcznością. No to garść polskich przykładów sprzed pierwszej(!) wojny światowej – magistra farmacji, powstanka, psycholożka, świadkini. Czas chyba skończyć tę nierówną walkę. I zastanowić się jakie zmiany to nam przynosi. W firmach. I jak wiele stosowany język zmienia w naszych biznesowych relacjach.
BTW – średnio szkolę w dwóch firmach tygodniowo. Przegląd kultur organizacyjnych ogromny. Zmiany widać na każdym kroku. Te publicznie codzienne obecne feminatywy zmieniają myślenie kobiet, formułowanie potrzeb zawodowych, biznesowe decyzje. To idzie jak ogień z Minas Tirith, z Gondoru do Rohanu. I zatrzymać się go nie da. Może to i dobrze? No ale zobaczymy co na to Theoden. Pozostanie zatruty przez Sarumana, czy odnajdzie swoją szansę jako odnowiony Theoden Ednew?
Coś bardzo poważnego tracimy
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS