Jadwiga szturcha męża łokciem w bok. Ten nie reaguje. Trąca mocniej i mówi, żeby był już cicho. Że po co w kółko mówi to samo. Kogo obchodzi teraz, co było przed wojną. Jan nie daje za wygraną. Kapitalizm — mówi — wcale nie był taki dobry. A w odlewni jak pracował i młodsi koledzy pytali, to opowiadał, jak było. I mi powtarza teraz to samo.
— Tyle tu było kiedyś dzieci — zaczyna Jadwiga. — U nas piątka, u sąsiadów piątka i u kolejnych też z troje. Teraz nie chcą dzieci, nie rodzą. A starzy, co się tu sprowadzali jak my, poumierali. My tylko zostali i to najwyżej jak się dało — mówi równocześnie z Janem. Jakby toczyli wyścig, mąż kontra żona, o uwagę.
Jadwiga i Jan od prawie 70 lat żyją razem na czwartym piętrze bloku w krakowskiej Nowej Hucie. Od kilkunastu te kilkadziesiąt metrów kwadratowych to cały ich świat. Prawie się stąd nie ruszają, bo nie mają siły. Są jak więźniowie. Zamknięci w budynku bez windy – odcięci od aktywności i tego, co za oknami. I bez większych nadziei, że miejsce, które wybrali sobie na resztę życia, nie będzie dla nich utrapieniem. Takich jak oni, seniorów w blokach bez windy, są już dziesiątki tysięcy.
Gdy Gomułka ogłaszał odwilż, oni też urządzali się po nowemu
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS