Podczas Kongresu „Perły Samorządu” w Gdyni skarbnik Tychów Urszula Dryka otrzymała tytuł Skarbnika Samorządu 2023. Ocenie podlegało „uczestnictwo w procesach zarządczych i kreowanie polityki rozwoju na wszystkich polach działalności samorządów”. Brano również pod uwagę obsługę księgową budżetów oraz obiektywne wskaźniki, jak wyniki finansowe miasta, poziom zadłużenia, nadwyżkę operacyjną, itd. Urszulę Drykę poprosiliśmy o rozmowę.
Twoje Tychy: Która to Perła w pani kolekcji?
Urszula Dryka: – Trudno mówić o kolekcji, bo mam dopiero… dwie. Pierwszą otrzymałam w 2019 roku. Obie traktuję jednak jako duże wyróżnienie – dla mnie i dla zespołu osób, którymi kieruję. Satysfakcja jest duża i dopinguje do dalszej pracy.
Podlegają pani bardzo newralgiczne wydziały – podatków i opłat, budżetu oraz księgowości, czyli te, które mają bezpośredni wpływ na najważniejsze decyzje prezydenta i jego zastępców, a tym samym na życie mieszkańców.
– Najważniejszym zadaniem w naszej pracy jest przygotowanie budżetu – to duży wysiłek wielu osób. Jednak jeśli coś wpiszemy do budżetu, np. po stronie dochodów, to wcale nie znaczy, że ten dochód na pewno będzie. W związku z tym nie mniej ważna jest bieżąca analiza i śledzenie wykonania budżetu, co pozwala podejmować decyzje na co wydać środki, a na co nie, bo po prostu nie ma pieniędzy. I to jest potem głównym zadaniem skarbnika, gdyż na tej podstawie zarząd podejmuje decyzje. Pion podatków przygotowuje cały proces z nimi związany – od określenia ich wysokości po egzekucję. Z kolei pion księgowości zajmuje się księgowaniem dochodów i wydatków tak naprawdę całego miasta, urzędu i wszystkich podległych jednostek. Najściślej współpracuje ze mną wydział budżetu – dokumentujemy różne analizy, sporządzamy sprawozdania i przedstawiamy je prezydentowi. Każde zadanie w mieście ma swoje podłoże finansowe, bez pieniędzy nie da się zrobić niczego. Dlatego już na poziomie projektu budżetu określamy granice wydatków dla każdej jednostki, czy wydziału UM, itd. No i potem musimy te finanse trzymać w ryzach.
Od czego zaczyna się tworzenie budżetu?
– Najpierw opracowujemy wytyczne dotyczące wydatków bieżących dla wydziałów i jednostek. Chodzi o ustalenie np. limitu wzrostu wynagrodzeń, kosztów energii, mediów, utrzymanie zieleni miejskiej, zimowego utrzymania dróg, sprzątania miasta. I w ten sposób mamy już uchwyconą znaczną część budżetu, która musi być zabezpieczona, by miasto funkcjonowało. Pomijam tu kwestię tego, co się w ostatnim czasie podziało z cenami paliwa. Trzeba jednak przyjąć pewne założenia, by tworzenie budżetu w oparciu o rosnąca inflację nie przypominało zgadywanki. Te przygotowania trwają kilka miesięcy i następnie „ramy wydatków” trafią do jednostek. Także radni składają wnioski do budżetu na poszczególnych komisjach. Często są one zbieżne z planami zarządu miasta. Część wniosków jest uwzględniana, część nie, a powód jest prawie zawsze ten sam – brak środków.
Zdarzają się sytuację, że tworząc budżet widzicie potrzebę przekazania komuś środków na ważny cel, ale niestety trzeba odmówić?
– Oczywiście. Bywa, że dochodzi do bardzo gorących dyskusji. Ktoś mówi, że zadanie musi wejść do budżetu, a ja odpowiadam – to co wyrzucamy, komu zabrać? Do takich sytuacji dochodzi coraz częściej, bo po prostu jest coraz mniej pieniędzy.
Co jest najtrudniejsze w zarządzaniu finansami miasta?
– Chyba to, że zarządzanie jest coraz mniej stabilne, coraz więcej zależy nie od samorządu, a od ministra finansów. Przykładem jest ubiegły rok, kiedy byliśmy zaskakiwani różnymi decyzjami. Najtrudniejszy jest początek roku. Potem, pod wpływem interwencji samorządów, komisji wspólnej rządu i samorządu, czy też nacisków prezydentów miast, rząd mówi, że „coś nam da”, bo faktycznie sporo straciliśmy, np. na podatku PIT. I w grudniu dostajemy kilka czy kilkanaście milionów złotych, tyle tylko, że… niewiele już można z tym zrobić, chyba popłacić jakieś rachunki. To nie jest polityka, która sprzyja rozwojowi samorządów, rozwojowi miast i gmin. Coraz trudniej jest też planować budżet. Jeszcze nie tak dawno potrafiliśmy określić niemal wszystkie wielkości, również te, którymi dzielimy się ze Skarbem Państwa. Dzisiaj takich możliwości nie mamy, bo np. wysokość podatków odgórnie określa ministerstwo. Podam przykład podatku PIT – głównego źródła dochodu miast. Od dwóch lat nie trafia on w całości bezpośrednio do miasta, ale dostajemy go w formie zryczałtowanej, ustalonej przez ministra finansów – po 1/12 miesięcznie. I nigdy nie wiemy, w jakiej to będzie wysokości, bo nie mamy ogólnokrajowych danych, żeby wyliczyć kwotę. Jak w tych warunkach podejmować decyzje o wielomilionowych inwestycjach na przyszłe lata, zważywszy, że obecnie inwestycja rzędu 5 mln to już jest mała inwestycja? Nie potrafimy powiedzieć prezydentowi, czy np. w ciągu 2 czy 3 lat będą środki na daną inwestycje, czy nie. Projekty budżetu na kolejne lata są coraz bardziej niepewne.
Który okres był najlepszy, a który najtrudniejszy dla samorządów?
– Do wprowadzenia Polskiego Ładu finanse samorządów były stabilne. Zawsze mieliśmy wiele uwag odnośnie finansowania zadań rządowych, które wojewoda zleca do wykonania gminom, bo te zadania zawsze były niedofinansowane. Natomiast ta część dochodów własnych, w których gmina sama decydowała na co je wydać, była pewna i potrafiliśmy sami skonstruować prognozę na lata przyszłe w oparciu o makrowskaźniki określane przez ministerstwo finansów. W 2008 roku mieliśmy światowy kryzys i my – jako miasto – także go odczuliśmy, bo dochody szybko zaczęły spadać. Bardzo trudny rok, ale wszystkie samorządy sobie poradziły i żadne duże miasto nie popadło w poważne problemy. W ostatnich latach jest odwrotnie – bardzo szybko rosną zarobki, a w związku z tym wpływy z podatku PIT, jednak trafia on do skarbu państwa, a my dostajemy z ministerstwa znacznie mniejszą, stałą kwotę, określaną raz na rok. W ten sposób samorządy w coraz mniejszym stopniu realizują to, czego oczekują mieszkańcy.
Jak jest obecna kondycja finansów Tychów?
– Tychy, w porównaniu z wieloma innym miastami, są w niezłej kondycji, co zawdzięczamy przede wszystkim decyzjom kolejnych prezydentów odnośnie stworzenia strefy ekonomicznej. To ona dała pracę tysiącom osób, dzięki niej miasto się rozwija i sprzyja ona przedsiębiorczości. Ale nie jest to tylko kwestia utworzenia strefy, ale także, a dziś może przede wszystkim – funkcjonowania miasta. Obecnie inwestorzy zwracają uwagę na poziom życia w mieście, jak jest ono zarządzane, czy jest czyste, czy ma walory ekologiczne, itd. Tychy pewnie nadal by się rozwijały w dobrym tempie, gdyby nie to, że w ostatnich latach sytuacja wyraźnie się pogorszyła, co widać we wszystkich wskaźnikach, które analizujemy. Nasze miasto zawsze miało wysoką nadwyżkę operacyjną, czyli dochody bieżące znacznie przekraczały bieżące wydatki. Dzięki temu sporo środków własnych mogliśmy przeznaczać na inwestycje. Dzisiaj, także na skutek polityki rządu wobec samorządów, po raz pierwszy mamy tzw. ujemną nadwyżkę budżetową, czyli większe wydatki bieżące niż bieżące dochody. A niepokojące jest to, że wydatki bieżące zaczynamy finansować z dochodów majątkowych, czyli mówiąc inaczej pokrywamy bieżące rachunki ze sprzedaży np. nieruchomości. A te środki powinny pójść na odtworzenie majątku tak, jak to się dzieje w firmach. Jeśli firma chce dobrze działać, działania majątkowe powinna przeznaczać na swój rozwój, a nie „przejadać”. Na przykładzie tego roku już widać, że pracujemy „na styk”. Kwota, która zostaje w kasie w obrocie, jest w stosunku do lat ubiegłych mniejsza aż o 70 procent.
Jakie miasto i w ogóle samorządy mają perspektywy?
– Jeżeli nic się nie zmieni i zostanie utrzymany taki system finansowania samorządów, będzie coraz trudniej i obawiam się, że w końcu miasta będą niewydolne finansowo. Już dzisiaj rząd, żeby nie doprowadzać do tego, by gminy nie mogły wziąć kredytu, podejmuje na szybko decyzje o zmianie liczenia kilku wskaźników, tak by w miastach można było uchwalić budżet. A wskaźniki były po to, by prezydenci, burmistrzowie, wójtowie podejmowali takie decyzje, by miasto nie straciło płynności finansowej, żeby samorządy nadmiernie się nie zadłużały. Także Regionalna Izba Obrachunkowa na ich podstawie wiedziała, co się w gminach dzieje. Teraz rząd je zmienia, łagodzi, bo samorządy nie są w stanie ich osiągnąć. To jednak droga donikąd.
Jednak miasta otrzymują rządowe środki np. na inwestycje.
– Problem w tym, że dawanie pieniędzy na konkretną inwestycję nie łagodzi skutków polityki rządu, polegającej na ograniczeniu samorządom korzystania z dochodów własnych. Po pierwsze do końca nie wiadomo, czy te środki dostaniemy, a po drugie istnieją kryteria na jakie inwestycje można dostać dofinansowanie. Dla rządu nie jest istotne czy dana inwestycja jest potrzebna w mieście czy nie, więc pytanie – czy mamy wymyślać kryteria, tylko po to, by po prostu dostać „jakieś” środki? To nie jest metoda na stabilizację sytuacji w samorządach i ich rozwój.
Na ostatniej sesji radni przyjęli sprawozdanie z wykonania budżetu za poprzedni rok, trwają prace nad kolejnym. Ile budżetów do tej pory pani przygotowała?
– Pierwszy projekt budżetu, w którym uczestniczyłam powstał w 1992 roku, czyli w sumie przygotowałam ich 31. Pracowałam z trzema prezydentami: Franciszkiem Kotulskim, Aleksandrem Gądkiem i Andrzejem Dziubą. A zatem – przygotowywałam wszystkie budżety dla prezydentów A. Gądka i A. Dziuby.
Zanim rozpoczęła pani pracę w Urzędzie Miasta, była pani zawodowo związana z tyskim PKS-em. Czy zmieniając pracę, wiedziała jakie to będzie wyzwanie?
– Absolutnie nie. Skończyłam studia ekonomiczne ze specjalizacją transport i w tym kierunku szukałam pracy. I tak trafiłam do PKS-u, który mieścił się w obecnej strefie ekonomicznej. Jednak po kilku latach zaczęłam się rozglądać za nową pracą, bo uznałam, że w PKS-ie nauczyłam się już wszystkiego i nie mam możliwości rozwoju. Szczęśliwym trafem w prasie ukazały się wówczas ogłoszenia, że Urząd Miasta w Tychach poszukuje kandydatów na stanowisko skarbnika miasta. Złożyłam podanie i zostałam przyjęta. To był czas, kiedy miasto nie wykonywało wielu zadań – nie miało np. oświaty czy służby zdrowia. Stopniowo samorząd zaczął to wszystko przejmować i dzisiaj w zasadzie poza służbami mundurowymi, miasto zarządza wszystkim. Tak więc przychodząc do urzędu nie wiedziałam na co się porywam. Niczego jednak nie żałuję, choć oczywiście nie przypuszczałam, że potrwa to tak długo.
Rozmawiał Leszek Sobieraj
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS