Jedyny słuszny wybór w Rosji
Iwan Preobrażeński, rosyjski politolog, komentator stacji radiowej Deutsche Welle jest zdania, że w Rosji należy przyglądać się nie tylko polityce, ale także socjologii. W rodzinnym kraju Preobrażeńskiego mają miejsce bowiem ważne przemiany społeczne. Trudno je zauważyć, szczególnie zachodnim obserwatorom, którzy zbyt dużą uwagę przywiązują do bieżących informacjach politycznych. Preobrażeński uważa, że w miejsce starego przychodzi nowy elektorat.
Preobrażeński: – Wybory pokazały, że społeczeństwo chce zmian. Władze zastosowały represje w stopniu niespotykanym, nie tylko w najnowszej historii Rosji, liczonej po 1991 roku, ale także w schyłkowych latach Związku Radzieckiego. Odnotowano ogromny poziom wyborczych fałszerstw. I co? Pomimo wszystkich tych „wysiłków”, wyniki wyborów uważam za klęskę władzy. Jedna Rosja nie uzyskała takiego „poparcia” jak w ubiegłych wyborach.
Witalij Portnikow, publicysta polityczny radia Swoboda, legenda rosyjskiego i ukraińskiego dziennikarstwa, nie ma wątpliwości: – W Rosji nie było żadnych wyborów. Zdaniem Portnikowa od 25 lat mamy do czynienia nie z głosowaniem, w którym obywatele wybierają reprezentujących ich w parlamencie polityków, a z organizowanym przez rządzących plebiscytem. Ostatnie, częściowo wolne wybory odbyły się w 1996 roku. Choć i wówczas otoczenie prezydenta Borysa Jelcyna (zwane „rodziną”) zrobiło wszystko, by schorowany Jelcyn utrzymał się u władzy, roztaczając tym samym nad „rodziną” ochronny parasol. I dziś machina państwowa pracuje na sukces partii Władimira Putina.
Portnikow także porównuje represje stosowane w dzisiejszej Rosji do czasów późnego Związku Radzieckiego. I wówczas i obecnie, opozycyjnych polityków zamykano w więzieniach bądź koloniach karnych. Przed wyborami parlamentarnymi władze rozprawiły się z Aleksiejem Nawalnym, walczącym z państwową korupcją prawnikiem i aktywistą. Stanowił realne zagrożenie: tylko jemu udawało się zwołać wielotysięczne demonstracje, i to nie tylko w Moskwie oraz Petersburgu, ale także w mniejszych rosyjskich miastach. Demaskował nadużycia władz i wzywał społeczeństwo do przebudzenia się. Postanowiono więc wyeliminować go z życia politycznego. Na podstawie sfingowanego procesu, prawnika skazano na pobyt w kolonii karnej. Dziś Nawalny komentuje rosyjską rzeczywistość polityczną zza krat. Jego ważniejszych współpracowników zmuszono do emigracji bądź aresztowano.
Zdaniem Preobrażeńskiego wstępne wyniki wyborcze pokazują, że już dziś większość społeczeństwa gotowa jest głosować przeciwko urzędującej władzy. To duża i ważna zmiana, której przyczyną jest wciąż obniżający się poziom życia obywateli Rosji (ma związek z częściową międzynarodową izolacją Rosji, pandemią).
Dlaczego więc większość nie opowiedziała się przeciwko Jednej Rosji?
Rosyjska opozycja, czyli rozproszona po całym kraju sieć sympatyków Nawalnego, zorganizowała akcję „Mądrego głosowania” (w okręgach jednomandatowych zachęcano do oddania głosu na najsilniejszych przeciwników rządzącej partii). Chciała posłużyć się najskuteczniejszą bronią XXI wieku, czyli internetem. Podczas rewolucji godności w 2014 roku to internet pozwalał protestującym Ukraińcom koordynować mitingi, akcje pomocy poszkodowanym etc.
Zagrożenie cyfrowego świata zrozumiał Aleksander Łukaszenka. Po wyborach w sierpniu ubiegłego roku dyktator zablokował sieć na Białorusi. Niestety, internet nie mógł przyjść z pomocą obywatelom Rosji. Władze zażądały od amerykańskich koncernów Apple i Google usunięcia aplikacji „Mądre głosowanie” (zawierała listy opozycyjnych wobec Jednej Rosji kandydatów). Cyfrowi giganci okazali się posłuszni Moskwie. Portnikow, komentując ten krok, używa mocnych słów. Zdaniem publicysty, koncerny przyłożyły rękę do tryumfu rosyjskiego autorytaryzmu. Zachód – promujący wolność i demokrację – wykazał się cynizmem.
Rosyjskie wybory. Połowa nas mówi „nie”
Pasywność i opieszałość w coraz mniejszym stopniu charakteryzują Rosjan. To ważna zmiana. W opinii Preobrażeńskiego, wybory do Dumy pokazały, że Rosjanie w coraz większym stopniu interesują się polityką. Od 2016 roku coraz więcej z nich niepokoi tłumienie wolności słowa. Niestety jednocześnie nie są gotowi, by w otwarty i konsekwentny sposób zawalczyć o swoje prawa. Preobrażeński uważa, że cena tej walki jest dla nich zbyt wysoka. Władze w okrutny sposób rozprawiają się z aktywistami politycznymi.
Co daje nadzieję na przyszłość? Preobrażeński: – Badania opinii społecznej wskazują, że ponad 50 proc. społeczeństwa jest zdania, że zmiany w naszym kraju zmierzają w złą stronę. Takich wyników nie notowaliśmy przez długie lata. Niestety, w równie wysokim stopniu, obywatele Rosji są przekonani, że nie mają wpływu na dokonujące się procesy polityczne. Być może w przyszłości ten dysonans doprowadzi do masowych protestów i zmiany władzy przez zbuntowaną ulicę. Na razie nie przyszedł na to jeszcze czas.
Preobrażeński jest zdania, że wynik Jednej Rosji można uznać za jej wyborczą klęskę, ponieważ cała machina państwowa działa na rzecz zwycięstwa partii władzy. Tymczasem zwycięstwo to nie jest tak „eleganckie” (czyli miażdżące) jak np. podczas wyborów prezydenckich na Białorusi. Oprócz wspomnianej decyzji Apple i Google o usunięciu aplikacji dotyczącej „mądrego głosowania”, ważne były wydarzenia nad urnami. A tam dochodziło do cudów: głosy dosypywano, w punktach wyborczych nie działały kamery, głosowały martwe dusze. Głosowanie organizowano także w zakładach pracy. Tym razem, Rosja zadbała nawet o swoich „nowych obywateli”, czyli mieszkańców nieuznawanej Donieckiej Republiki Ludowej. Autobusami zwieziono ich z terytorium Ukrainy do Rostowa nad Donem, by zagłosowali jak należy. Na użytek władz głosy na pewno liczy się uczciwie (Jedna Rosja musi wiedzieć, jakie jest jej realne poparcie), ale to jedna z bardziej strzeżonych tajemnic państwowych.
Mały Putin na rosyjskiej prowincji
Ważna jest także ideologiczna praca, którą wykonuje się nad obywatelem. Rosjanie i Rosjanki są zmuszeni popierać partię władzy na co dzień. Jeśli ma się „niesłuszne poglądy”, trzeba się liczyć z problemami: w szkole, na uczelni, w zakładzie pracy.
Każdy Rosjanin i Rosjanka, angażujący się w działalność opozycyjną, a nawet społeczną nazywany jest „ekstremistą”. Czasem ekstremistą można zostać przypadkiem – nieświadomie wyrazi się poparcie dla jakiejś oddolnej inicjatywy, która akurat nie podoba się władzom. Albo „polubi” się na Facebooku jakąś nieodpowiednią stronę. Państwo kontroluje wszystko, czasem nawet niewinny dowcip może ściągnąć na obywatela kłopoty.
Długo rozmawiam z Jeleną Kostiuczenko, rosyjską dziennikarką związaną z opozycyjną „Nową gazetą”. Zastanawiamy się, czy w Rosji są jeszcze jakieś sfery życia znajdujące się poza kontrolą władz. Jelena, jak mało kto, zna „regiony” kraju (czyli małe miasteczka i wsie). Jeździ do nich i przez pewien czas żyje ich życiem (dosłownie – udaje policjantkę, pensjonariuszkę zakładu dla psychicznie chorych).
Dochodzimy do wniosku, że wolności pozostało w Rosji niewiele. Nieprawdą jest, że „temu wszystkiemu winien jest” prezydent Władimir Putin. Winnych jest tysiące „Putinów”, czyli lojalnych polityków, urzędników, pracowników akademickich, nauczycieli, którzy ten system tworzą. To oni na co dzień tłumią w zarodku każdy przejaw wolnomyślicielstwa. Nie zgadzają się, by upominać się o przestrzeganie prawa i respektowanie praw człowieka.
Działanie rosyjskiej władzy na lokalnym poziomie pokazał w filmie „Lewiatan” reżyser Andriej Zwiagincew. Jednym z głównym bohaterów opowieści rozgrywającej się na odległej prowincji jest mer Szelewiat. Putin w mikroskali (nad którego biurkiem wisi portret Władimira Władimirowicza). Próbujący mu się przeciwstawić i uniemożliwić wykup domu rodzinnego za bezcen mechanik samochodowy Kola Siergiejew, nie ma żadnych szans w starciu z przedstawicielem władzy.
Jednak nawet Jelena Kostiuczenko – znając jak mało kto okrucieństwo i marazm rosyjskiego systemu społeczno-politycznego – uważa, że putinizm nie będzie trwał wiecznie. W dużych miastach powstają różne społeczne inicjatywy oddolne. Ludzie zyskują świadomość na temat działania reżimu. Są coraz bardziej zmęczeni. Chcą zmian.
Czytaj więcej: Wiadomo kto wygra, ale plebiscyt być musi. Prof. Adam Daniel Rotfeld tłumaczy, po co dziś Putinowi „wybory” do Dumy
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS