A A+ A++

 „Jak pisał jeden z wybitnych uczonych europejskich Henri   Pirenne — gdyby nie było Mahometa i imperium kalifów   opartego na niewolnikach — nie byłoby Karola Wielkiego.   Dodajmy: i naszego Mieszka. Prastara Polska wyrosła na   eksporcie żywego towaru”. Henryk Samsonowicz nr   2440/Polityka 2004  

Po brawurowym felietonie Szczepana Twardocha (“Jestem potomkiem niewolników” Duży Format 28.02.21) ponownie rozgorzała medialna debata o chłopstwie, pańszczyźnie i szlachcie. W odpowiedzi na felieton S. Twardocha pojawił się nie byle jaki obrońca szlacheckiego etosu – Maciej z rodu książąt Radziwiłłów. Jednak tradycyjne moralizatorstwo potomków oligarchii może się wkrótce skończyć wraz z odkrywaniem kolejnych grodów niewolniczych w Małopolsce i na południu Lubelskiego. O tej ponurej, ukrywanej przez wieki karcie państwa Mieszka I i Bolesława Chrobrego, pisze dr Marek Jankowiak z Oksfordu: “Dirhams for slaves. Investigating the Slavic slave trade in the tenth century” (“Arabskie dirhemy za niewolników. Śledztwo w sprawie handlu słowiańskimi niewolnikami w X wieku”). Często się mówi o funkcjonującym przed wiekami na ziemiach polskich „Szlaku Bursztynowym”, jednak jak wskazuje dr Jankowiak ogromna skala napływu srebrnych arabskich dirhemów w IX i X wieku (wiemy to z wielu badań archeologicznych w całej Polsce), każe nam mówić o dużo ważniejszym „Szlaku Niewolniczym” z czasów początków naszej państwowości. 

Czy rację ma Szczepan Twardoch pisząc w swym artykule: “Większość z nas to potomkowie niewolników” oraz: “jednym z kluczowych elementów polskiej fałszywej świadomości jest konsekwentne tego faktu maskowanie narracją o dobrotliwych, patriarchalnych feudałach”?  Germańskie pochodzenie polskiej szlachty mogłoby wytłumaczyć dlaczego Polska przez tysiąc lat była państwem społecznego appartheidu. Nie językowego, nie religijnego, ale apparteidu społecznego, gdzie 10-20% społeczeństwa pogardzało całą resztą. Zacznijmy tu od lingwistyki. Językoznawstwo ma ten walor w badaniu dawnych dziejów, iż potoczny język najmniej podlega manipulacji i cenzurze w porównaniu z innymi zabytkami niematerialnymi dawnej przeszłości. Przykładem może tu być wiele przedchrześcijańskich obyczajów i świąt, które zaczęto definiować na nowo tak skutecznie, że obecnie wydają się one obyczajami chrześcijańskimi, mimo, że są od chrześcijaństwa w Polsce znacznie starsze. Tak było np. z wielkanocnymi pisankami, święceniem produktów żywnościowych, czy ubieraniem świątecznej choinki. 

Ze zrozumiałych względów pochodzenie słowa „szlachta” od dawna frapowało historyków

Jednak odkrycie źródeł tego tak ważnego dla historii Polski germańskiego słowa było nie lada wyzwaniem dla nauki polskiej XIX i XX wieku. Dlaczego? Ponieważ to właśnie szlachta założyła Polskę w X wieku (lub nawet wcześniej), czyli w czasie minimalnych wpływów niemieckich na Polskę. Jednak (za wyjątkiem historyka Karola Szajnochy) nikomu do głowy nie przychodziło, że to tak ważne dla historii Polski słowo mogłoby mieć nie-niemieckie pochodzenie.

Józefat B. Ostrowski (1803-1871) zwracał uwagę, iż mimo niewątpliwie germańskiego pochodzenia słowa “szlachta”, Niemcy mają  zupełnie inne (i w Polsce nieznane) określenie szlachectwa: “Jakim sposobem, wyraz niemiecki „slahta”, ród, ród wszelki, ogólny, przybrał u nas znaczenia, którego nie miał u samychże Niemców, (…) kiedy do nas miał przechodzić podany przez Czechów. Slahta, wyraz niemiecki, nieprzyniósł pojęcia szlacheckości, którego nie miał w swojej Ojczyźnie. Na to Niemcy mieli nazwanie Adel, Edel. (…) Pod wyraz niemiecki, Czesi, Polanie, Słowianie, wstawili słowiańskie znaczenie i pojęcie szlachectwa, własne, narodowe, samoistne, z ich własnych występujące urządzeń. Byłaby przeto u nas rzecz, myśl, której Słowianie i Polanie, dali nazwisko niemieckie.” 

Jak widać dla Ostrowskiego było niezrozumiałe, dlaczego staroniemieckie słowo “slahta” nie oznaczało uprzywilejowanej warstwy szlacheckiej, tak jak w Polsce. Dlaczego dla określenia tej warstwy społecznej Niemcy mają słowa Adel i Edel, których Polacy (Słowianie) w ogóle nie używają? Z kolei niemieckie schlachten („szlachtować”, „masakrować”) – to określenie związane z zawodem rzeźnika, a nie ze szlachetnością, czy szlachectwem. A zatem, jeżeli słowo szlachta nie przyszło do nas od Niemców, to skąd? By rozwiązać tę zagadkę, należy zapewne cofnąć się w przeszłość o całe stulecia do czasów, gdy to język gocki wywarł wielki wpływ na języki słowiańskie (co zostało utrwalone już w pierwszym literackim języku Słowian – języku staro-cerkiewno-słowiańskim). W tradycji gockiej slahta (goc. „ród, familia, plemię, rasa”) to kasta rodów wojowników. Do dzisiaj w Szwecji Släkt znaczy ”ród”, norw. Slekt „rodowód”, slektning – krewny. Wnuk Mieszka I to wikiński król Anglii, Danii i Norwegii – Knut Wielki; praprzodek Krzywoustego (po kądzieli), to skandynawski założyciel Rusi – Ruryk. Czy oni wszyscy uznawali się za jedną wielką rodzinę, zwaną po skandynawsku “slahta“?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSelekcjoner Paulo Sousa i reprezentacyjny test inteligencji [OPINIA]
Następny artykułDrastyczne podwyżki za śmieci w Warszawie. Nawet 250 zł miesięcznie