A A+ A++

Oleńka, Ty zawsze masz tyle energii“, “Skąd Ty czerpiesz pomysły?”, “Jak dajesz radę?”, “Chciałabym być taką optymistką!“, “Jak Ty się umiesz cieszyć życiem“, “Tobie to się wszystko udaje, sukces goni sukces!!” – czytam to dość często i nie da się ukryć, że to miłe, ale z przesadzonym zachwytem mam podobny problem jak z “ZAZDROSZCZĘ CI”…

Kiedy ktoś pisze, że mi czegoś zazdrości, to czuję cholerny dyskomfort w związku z tym, że mam coś, czego ta osoba nie może mieć albo ma, ale widzi zupełnie inaczej. Staje mi w gardle dobre jedzenie, głupio, że mogę wyjechać na weekend, mniej cieszy sukienka w kwiaty, czuję się winna. Jednak zbyt długo pracowałam na to, by umieć się cieszyć, dlatego staram się z tym dyskomfortem walczyć i raczej powtarzać, że nie pokazuję Wam życia bez wad za miliony w ciepłych krajach, ale zwykły wtorek: z praniem, obiadem, zakupami, w którym wiele zależy od podejścia.

I to nie tak, że neguję ciepłe słowa i zachwyty. Po prostu uważam, że świadomość kontekstu wszystkim nam zrobi lepiej. Dletego dziś mocno osobiście – ustosunkuje się do Waszych spostrzeżeń i wniosków oraz podzielę kilkoma, absolutniezachwycającymi zdjęciami z sesji zdjęciowej u Izabelli Grabarz, która zrobiła mi je w zamian za bycie gościem wydarzenia dedykowanego kobietom. Zaczynam.

“Ty zawsze masz tyle energii”

Nie. Po 4 latach zarywania każdej nocy z Lenką bez wahania pomiędzy każdą aktywnością a snem, wybieram sen. Bardzo często kładę się już o 21 i nie przepraszam nikogo, że najwyraźniej potrzebuję go więcej. Wiem, że niewyspana jestem do dupy, a moja praca wymaga świeżej głowy i jestem fajniejsza, kiedy nie marzę o spaniu.

Nie mam nadmiaru energii, po prostu wiele odpuszczam. Każdego dnia decyduje, czy to mój bardziej twórczy dzień, czy taki, w którym muszę dojechać do wieczora. Jak twórczy -piszę, nagrywam, wymyślam, snuję plany. Jak nie – ogarniam chatę, bardziej przykładam się do obiadu, nadrabiam pranie.

Moja nieustająca senność, z którą zmagałam się przez wiele miesięcy została zdiagnozowana jako część stanów depresyjnych, na które się leczę. Mam zmodyfikowane dawkowanie leków i po miesiącu nie osuwam się po ścianach o 15. Nadal jednak kocham spać i chyba w sen”uciekam” jak mnie coś przerasta. Czasem przenoszę góry, czasem przerasta mnie wtorek.

“Skąd czerpiesz pomysły?!”

Odżyłam kiedy po X latach odeszłam z etatu, który eksploatowałam, angażował i szarpał moje nerwy min. 8 godzin dziennie. Musiałam chyba kilka lat poetatować, posiedzieć w domu z wymagającym maluchem, żeby teraz docenić i chcieć się nachapać. Miewam masę dni, kiedy chciałabym podbić kosmos, a jednak kończy się na tępym gapieniu w kartkę i ogromnych wyrzutach sumienia, które dopadają mnie regularnie i za często, ale też trzymają w ryzach, bo w moim nieregularnym życiu mogłabym za bardzo popłynąć ku “przyjemnościom” i poczucie winy pozwala mi wrócić na dobre tory, bo jednak chcę w życiu osiągać sukcesy, które sama definiuję.

“Jak dajesz radę?”

Często nie daję. Z każdą rzeczą, wyzwaniem, obowiązkiem z jakim się mierzę: bywa, że daję jedynie dupy. Wywieszam białą flagę, robię coś, co nie wymaga inwencji i może być realizowane na automacie, żeby zagłuszyć poczucie winy albo gapię się w sufit.

Na pewno jednak częściej daję niż dawałam kiedyś. Myślę, że pomógł upływ czasu, terapia, wsparcie leków i branie na warsztat swoich emocji – częściej pozwalam sobie na bycie szczęśliwą niż na posiadanie racji. Kilka technik:

  • poświęcam czas często samej sobie i analizuję, co czuję, czułam i jak to wpływa na mnie i otoczenie
  • wyjeżdżam sama, chodzę sama na spacer, zabieram się na randki
  • poznaję siebie,żeby wiedzieć, co mi pomaga, a co szkodzi – wino nie pomaga na smutek, sen robi mi dobrze, kiedy mam problem wychodzenie do ludzi mnie przerasta itd.

Dopiero jako dorosła kobieta dochodzę do wniosków, z którymi od lat żyłoby mi się lżej – że czas PMS jest wymagający i energochłonny i muszę zredukować bieg oraz po prostu się przez niego prześlizgnąć. Że jak się dużo dzieje i bardzo szybko, to muszę pamiętać, żeby dać sobie przestrzeń na cicho i powoli. Że nie jestem niezastąpiona, niezniszczalna i nie muszę każdego dnia udowadniać każdemu, że jestem super.

Uważam, że niezbędne jest polubienie siebie. Atudestrukcja przepierdala masę energii, która jest potrzebna do walki z czynnikami zewnętrznymi, a u osób, które same sobie podkładają nogę, spala się zanim wyjdzie na zewnątrz. Polubienie siebie to szczepionka – nie zagwarantuje, że nic CI sie nie stanie, ale generalnie sprawi, że będzie łatwiej przez to przejść.

“Chciałabym być taką optymistką”

Wstrzymaj lejce. Latami zajęło mi nie czekanie na koniec świata w każdej najmniejszej kwestii. Ile energii kosztowało mi nie obsrywanie każdej tęczy, wiem tylko ja. Wychowano mnie w duchu “i tak się spierdoli zaraz” oraz oczekiwania na najgorsze. To wykańcza, to niszczy, znów- zabiera energię, która serio będzie potrzebna, kiedy naprawdę sie coś stanie, a nie wyświetli w chorej głowie.

Nie uważam się za optymistkę, po prostu staram się doceniać i nie wybiegać w przyszłość, bo latami byłam zagrzebana w przeszłości albo uważałam, że będę SZCZĘŚLIWA KIEDYŚ POD WARUNKIEM, ŻE… Co zawsze okazywało się bzdurą.

Punktem wyjścia było nie oczekiwanie, że będzie pięknie i sie uda, ale że w ogóle jest taka możliwość. Czyli – jak ktoś mi proponował pracę, to nie od razu uważałam, że się nie nadaję ani snułam wizję zajebistej kariery, tylko doceniałam sam fakt, opcję, propozycję. Czasem potencjalna możliwość to wszystko, co mam i jeżeli to jedyny moment żeby sie ucieszyć, idę w to. Bo dalej serio się może pierdolić i wymagać masy pracy.

Aktualnie unikam osób, które widzą wszystko w czarnych barwach. Nie dlatego, że jestem super, wiem lepiej, tylko dlatego, że ciągle się uczę, popełniam błędy i ciężko pracuję na spokój tygodniami, a potem ktoś potrafi mi zassać owoc mojej ciężkiej pracy w jedno popołudnie. Jak się unikać nie da, to odchorowuję i potrzebuję kilku dni, żeby odzyskać równowagę – i znów, energię, którą wtedy zużywam, mogłabym ukierunkować lepiej.

Jestem na etapie dziwienia się, że osoby z mojego otoczenia, które widzą tylko to co złe, nie umierają na zawał, nerwicę albo nie popełniają samobójstwa, bo w ich oczach i narracji życie jest rzeczywiście pasmem nieszczęść i trudności i gdyby kosmici przeprowadzili z nimi wywiad to z pewnością chcieliby trzymać się od życia na ziemi z daleka.

“Ty to się umiesz cieszyć życiem”

Byłam depresyjnym dzieciakiem, wiele lat mnie dobrze nie zdiagnozowano i czarne okulary odebrały mi wiele, wiele fajnych przeżyć, które powinny być beztroskie i piękne i mogły być. Żałobę za tym czasem mam już chyba za sobą, a teraz doceniam, bo kiedyś kawa nie miała smaku i znów może nie mieć, bo kiedyś nic nie czułam, a teraz nazywam emocje, bo teraz jestem dla siebie dobra, a nie non stop poddaję karom i robię wyrzuty. Trochę jak Hiob, ale na szczęście bez ofiar w bliskich, choć niejedno rozstanie z chłopakiem spowodowała moja głowa, a nie powody i fakty.

Doceniam, doceniam, bo w moich mrocznych wizjach nie było szans na fajne rodzicielstwo, moje mieszkanie, pasję, cieszenie się z drobiazgów, a mam to. I nie czekam aż dostanę królową życia, czuję się nią jak kupuję kozacki kawał szarlotki bezglutenowej. Tego się można nauczyć. Trzeba chyba, żeby nie oszaleć.

Tobie się zawsze wszystko udaje!

Nie. Udaje się jak zapracuje, po wielu latach albo jako totalna niespodzianka, która cieszy jak wymarzony prezent. Mieszkanie mam na kredyt. pracę niepewną, ciągle kreślę w kalendarzu, bo się rozłazi jak koszula w cyckach, ale nie wszystko rozpatruje w kategorii SUKCESÓW i PORAŻEK. Czasem sukces to nie strzelić sobie w łeb. A, i nie snuje jakiś wybujałych fantazji, które mnie będą zamęczać swoją idealnością i odległością. Zdecydowanie wolę sobie powiedzieć, że w sobotę pośpię do 9. I czasem się udaje!

Idealizując kogoś innego mimochodem dociskasz siebie do ziemi. Odbierasz sprawczość, motywację i energię. Każdego dnia ktoś modli się o to, czego nie doceniamy. Dlatego uprzejmie proszę o nie wynoszenie mnie na piedestał, bo ja wolę pogo w tłumie albo spokój w ciszy bez gapiów. O.

Zdjęcia z tego wpisu są autorstwa która wyczarowała je w 40 minut i zafundowała pamiątkę na całe życie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPiramide Vincent 4217 m n.p.m – Alpy Pennińskie, Monte Rosa
Następny artykułTO BŁĄD POPEŁNIANY W WIELU DOMACH, ZAŁOŻĘ SIĘ