A A+ A++


Zobacz wideo

W Warszawie takich dzieci jest 30, w Bydgoszczy 45, we Wrocławiu 33, w Krakowie 5. – W skali całego kraju to jest kilkaset dzieci. Ich domy rodzinne to nie są bezpieczne miejsca – mówi Beata Potocka z Koalicji na rzecz Rodzinnej Pieczy Zastępczej. Przyczyną takiego stanu rzeczy są w lwiej części przypadków problemy rodziców. To opiekunowie nie są w stanie zapewnić dzieciom podstawowych potrzeb, bo są uzależnieni od alkoholu, przemocowi, niedojrzali emocjonalnie, bez kompetencji wychowawczych. – To są koszmarne sytuacje – mówi Izabela Pawłowska z wrocławskiego MOPS-u, kierowniczka działu przeciwdziałania przemocy domowej. – Pamiętam, gdy weszłam do jednego z domów, a tam 1,5-roczne dziecko, które nie jadło dłużej niż dobę. W lodówce nie było nic, była całkiem pusta. Dziecko brudne, zaniedbane higieniczne, już chodziło. Mieszkanie było na czwartym piętrze, okno nisko, otwarte na oścież. Pod oknem ława. Chwila, moment i dziecko mogło wypaść. Było blisko tragedii. A my, dorośli, powinniśmy zagwarantować bezpieczne miejsca dla tych dzieci, skoro biologiczne rodziny nie są w stanie o nie zadbać – opowiada. 

Im dłużej dziecko przebywa w takim domu, tym ryzyko tragedii rośnie. Mimo kontroli ze strony urzędników. – Pracownicy socjalni siedzą na tykającej bombie. My nie wiemy, co się może zdarzyć, nie jesteśmy tam 24 godziny na dobę i nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co się może dziać w tym domu. Drżymy, żeby już nigdy nie powtórzyła się historia Kamilka – mówi Marta Frankowska z bydgoskiego MOPS-u.

To zapaść systemu

Dzieci pozostają w niebezpieczeństwie, bo system kuleje. W idealnym świecie zagrożony młody człowiek powinien – po decyzji sądu – trafić do profesjonalnej rodziny zastępczej, a w ostateczności do domu dziecka. A takich kroków sądy podejmują coraz więcej. Przyczyn jest kilka: pandemia, wojna w Ukrainie, a ostatnio tragiczna śmierć 8-letniego Kamilka z Częstochowy, który został zakatowany przez ojczyma. Po tej sytuacji zwiększyła się świadomość tego, jak tragicznie może skończyć się przemoc domowa. Jednak system w Polsce jest pełen niedoróbek. Pokazaliśmy to dobitnie w radiowym serialu dokumentalnym TOK FM “Piecza”.

 Posłuchaj pierwszego odcinka “Pieczy” Michała Janczury tutaj:

Znowelizowana rok temu ustawa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej miała poprawić sytuację. Ale eksperci mówią, że nie dość, że nic się nie zmieniło, to jest gorzej. – Sytuacja jest kryzysowa – przyznaje Andrzej Mańkowski, dyrektor wrocławskiego MOPS-u. Anna Krawczak  z interdyscyplinarnego zespół badań nad dzieciństwem przy Uniwersytecie Warszawskim dodaje: “Na zmiany już jest o kilka lat za późno. Weszliśmy w fazę agonalną i natychmiast musimy coś z tym zrobić”.

Dobrych rodzin brakuje

Przede wszystkim w Polsce brakuje rodzin zastępczych. W Bydgoszczy w ubiegłym roku nie udało się pozyskać ani jednej nowej. Mimo szkoleń, akcji promocyjnych i happeningów. – A w kolejce czeka 45 dzieci. Aż 14 z nich ma mniej niż 10 lat. Na cito szukamy im schronienia w całej Polsce – mówi Marta Frankowska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bydgoszczy.

Dramatyczna sytuacja jest też we Wrocławiu. – Nie dość, że mamy kolejkę dzieci, które czekają na bezpieczne schronienie, to w placówkach mamy przekroczone limity. W instytucjach mamy o 20 dzieci za dużo. Na umieszczenie w pieczy cały czas czeka 33 dzieci – wylicza Andrzej Mańkowski.

W Warszawie duży wzrost przyjęć dzieci do pieczy zastępczej nastąpił w czasie lockdownu w 2021 roku. W kolejnym roku nie był tak wysoki, ale nie wrócił do poziomu sprzed pandemii. – Widać, że kondycja społeczna się pogarsza, rodzice z jakiegoś powodu nie dają rady opiekować się dziećmi, częściej się poddają. Duży wpływ na sytuację w Warszawie miała też wojna w Ukrainie. W ostatnim czasie widzimy ogromny wzrost dzieci cudzoziemskich, które są przyjmowane do pieczy. Co trzecie postanowienie, które wpływa do centrum pomocy rodzinie, dotyczy dzieci pochodzenia ukraińskiego – informuje Agnieszka Oracz-Zawistowska z Warszawskiego Centrum Pomocy Rodzinie. Taką tendencję widać też w Bydgoszczy – w 2022 roku zostało zabezpieczonych 6 dzieci ukraińskich, natomiast w roku 2023 – 11. To niemal dwa razy tyle. 

Nikłe wsparcie

Rodzin zastępczych brakuje, bo wsparcie ze strony państwa nie jest wystarczające. W tych zawodowych, gdzie jeden z rodziców rezygnuje z pracy, żeby w pełni poświęcić się wychowaniu dzieci, wypłata to nie mniej niż 4100 zł miesięcznie. Takich rodzin jest w Polsce najmniej – niespełna 6 procent. Są jeszcze rodziny niezawodowe. W nich rodzice zachowują swoją pracę, a za opiekę nad dziećmi nie dostają wynagrodzenia. I są też rodziny spokrewnione (dziadkowie lub rodzeństwo). Tych jest najwięcej – 64 procent. 

– We Wrocławiu rodziny spokrewnione mogą liczyć na 899 złotych wsparcia i oczywiście pieniądze z programu Rodzina 800 plus – wylicza dyrektor MOPS. Rodzina zastępcza zawodowa nie ma umowy o pracę, działa na podstawie umowy zlecenia. – Państwo nie gwarantuje im praw pracowniczych. To nie jest atrakcyjne. Oczywiście trzeba czynić dobro i większość z tych rodzin decyduje się na rodzicielstwo zastępcze właśnie z takiego powodu, ale za coś tę rodzinę trzeba utrzymać. Dopóki nie będzie systemowego wsparcia dla rodzin zastępczych, to sytuacja się nie poprawi – mówi Mańkowski.

Osoby, które pełnią funkcję rodzin zastępczych, wyliczają w mediach społecznościowych koszty. Podkreślają, że wszystko drożeje: “Mleko – koszt 60 zł. Wystarcza na 3 dni – miesięcznie wydajemy około 600 zł, pieluchy to około 200 zł, słoiczki – licząc, że jeden kosztuje 5 zł -150 zł, chusteczki około 40 zł. Wychodzi 1050 zł”. Inni rodzice zauważają, że do tego trzeba często doliczyć koszt wizyty u psychologa, psychiatry, terapeuty, lekarza. I nie zapominać, że są to dzieci, więc dochodzi kino, basen, lodowisko. 

Starsi odchodzą, młodych nie ma 

Jest też kolejny problem. Ostatnie statystyki (za 2022 rok) pokazują, że prawie 80 procent osób, które prowadzą rodzinne domy dziecka, to ludzie między 41. a 60. rokiem życia. Ponad połowę rodzin zastępczych prowadzą osoby w wieku 51-70 lat . – Widać odpływ. Część przechodzi na emeryturę, część już nie ma siły. Młodych jest bardzo mało – mówi Beata Potocka z Koalicji na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej.

W Gdyni prowadzi rodzinny dom dziecka, a rodziną zastępczą jest od 14 lat. Dziś w swojej rodzinie ma ośmioro dzieci, siedmioro z nich to dzieci z niepełnosprawnościami. – Trudno przekonać młode małżeństwo, żeby zrezygnowało ze swojej pracy, przeszło na “śmieciówkę”, czyli pracowało na podstawie umowy zlecenie. Do tego wysokość wynagrodzenia, które nie jest atrakcyjne. Oczywiście rodzice zastępczy to są bardzo wrażliwi, dobrzy ludzie z poczuciem misji, ale dopóki nie zaczniemy o nich myśleć jak o pracownikach, to trudno sobie wyobrazić, że przyjdą i zaczną tworzyć ten system. Nie można liczyć na to, że zdarzy się cud – kwituje.

W Polsce nadal tworzy się też za dużo domów dziecka, względem liczby rodzin zastępczych. Choć jest to niezgodne z założeniami deinstytucjonalizacji rodzinnej pieczy zastępczej. Odejście od instytucji to kierunek wyznaczony przez Unię Europejską.

Rekomendacje

Eksperci wiedzą, że zmieniona ustawa to po prostu za mało. Potrzebne są punktowe i konkretne rozwiązania. Postulaty i pomysły już są. To m.in. umowy o pracę dla rodzin zastępczych, żeby już nie działały na podstawie umowy zlecenie. Potrzebna jest ogólnopolska baza dzieci i miejsc w pieczy zastępczej. Mówi się o niej od wielu lat, od roku jest zapisana w ustawie, ale do tej pory jej nie ma. – Ona pomogłaby w zorientowaniu się, gdzie są wolne miejsca i gdzie są rodziny, które czekają na dzieci. Czasem wolne miejsce jest w sąsiedniej gminie. Dziś powiat “x” nie wie, jaka jest sytuacja w powiecie “y”, czy “z”. Trudno więc tym racjonalnie zarządzać – mówi Anna Krawczak.

Potrzebny jest też triaż – takie sortowanie, jak na SORze: pilne przypadki oznaczone na czerwono, mniej pilne – na zielono. Zabezpieczone w pierwszej kolejności byłyby dzieci do pierwszego roku życia oraz dzieci, których życie i zdrowie jest zagrożone. 

Potrzebna jest też szybka ścieżka dostępu do psychologów, terapeutów, psychiatrów, lekarzy. Dzieci w pieczy zastępczej to dzieci doświadczone, po traumach, często uzależnione, z zaburzeniami. Taka szybka ścieżka i stały dostęp do specjalistów to byłoby duże ułatwienie i wsparcie dla rodzin zastępczych.

To nie liczby. To dzieci

O zmianie przepisów głośno mówią też przedstawiciele samorządów. – Potrzebujemy okrągłego stołu. Szerokich konsultacji, rozmów, ustaleń – mówi Andrzej Mańkowski z wrocławskiego MOPS. – Musimy zmienić ten system. To nie jest problem tylko samorządów. To jest problem również rządu i organizacji społecznych. Na końcu to jest problem tych dzieci, które potrzebują miłości. Resztę powinniśmy im zorganizować. Niestety mamy z tym duże kłopoty. Myśląc o pieczy zastępczej, wpadamy często w pułapkę urzędowego myślenia: operujemy liczbami, miejscami, rozwiązaniami, nazwami instytucji. Musimy pamiętać, że każde z tych dzieci ma za sobą bardzo trudną historię. Potrzebują od nas ciepła, miłości, wsparcia i bezpieczeństwa. Musimy im to dać – podkreśla pracownik socjalny.

– Potrzebna jest nowa ustawa. Nie ma co naprawiać starych przepisów, bo te nie wytrzymują próby 2024 roku, nie odpowiadają na rzeczywiste problemy. Potrzebujemy nowego aktu prawnego, który prześwietli też inne przepisy i wreszcie doczekamy się ustawy, która dotyczyłaby pieczy i w centrum stawiałaby dziecko  – podsumowuje Anna Krawczak, badaczka dzieciństwa, współpracująca z Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCzy przysłowia pogodowe naszych babć nadal się sprawdzają? Komentuje ekspert IMGW.
Następny artykułUrząd Miasta Łodzi: Zaplanuj z nami Łódź! Spotkanie dla mieszkańców osiedla 33 i okolic