A A+ A++

Każdego roku niewielką meksykańską wioskę najeżdża banda niejakiego Calvery. Gościu plądruje ją doszczętnie, grabi mieszkańców ze wszystkich zapasów, a przy okazji kogoś zabija. W akcie rozpaczy biedni wieśniacy za resztkę oszczędności wynajmują siedmiu rewolwerowców z Teksasu, by raz na zawsze rozprawili się z bandziorami. Najemnikami zostają przypadkowo spotkani: zawodowy łowca nagród, włóczęga, narwany małolat, bezrobotny, weteran armii, poszukiwacz skarbów i nożownik. Każdy z siódemki ma inny cel w życiu, wiedzą, że na akcji nie zarobią zbyt wiele, ale coś ich korci, by podjąć wyzwanie. Wiedzą, że po wszystkim ich drogi się rozejdą.

Film jest piękny, romantyczny, pełen dramatycznych zwrotów akcji, których nie będę tu opisywał, bo może ktoś się skusi, by go obejrzeć. W każdym razie w powietrzu świszczą kule i latają noże, zastawiane są na złoczyńców pomysłowe pułapki, jest zakochanie, są dzieci zaprzyjaźnione z jednym z siódemki. Zawiązuje się braterstwo i jest determinacja. Przy kolejnym najeździe Calvery rozgrywa się krwawa bitwa, której losy są zmienne – raz jedni są górą, raz drudzy. I tu powiem stop. Finału nie zdradzę.

Sedno w tym, że siedmiu zupełnie różnych typów, o zupełnie innych życiowych priorytetach i z całkowicie odmiennym doświadczeniem zaczyna stanowić jedność w obliczu najeźdźcy. Zaczynają wspólnie realizować ważny plan uwolnienia wsi od rzezimieszków. Każdy ma coś za uszami, a jednak siadają do wspólnego stołu i precyzyjnie, niczym planowaną operację chirurgiczną omawiają, co zrobią, gdzie i kiedy. Każdy oferuje swoje największe talenty. Nie dyskutują nad tym, co wieśniacy zrobią potem ze swoją wsią. Najpierw muszą ją uwolnić spod buta Calvery.

Nie chcę tu przypisywać ról, ale my tu w naszej wiosce mamy siedmiu wynajętych „zawodowców”: Kosiniaka-Kamysza, Czarzastego, Biedronia, Tuska, Hołownię, Bosaka i nieobliczalnego Kukiza (w każdej chwili może okazać się kretem Calvery). Do tego kolejnych siedmiu czy siedemdziesięciu siedmiu innych obrażonych pominięciem, bo nie bylibyśmy Polakami, gdybyśmy nie mieli pełnej palety w każdej sytuacji. Jak napadać na bank, to w stu, w tym trzech kasiarzy, żeby się spierali pod sejfem, co dalej. Ważna uwaga: wymieniłem tylko liderów – gdyby to ode mnie zależało, to byłyby w tej grupie ze 2-3 kobiety na pewno plus Manuela Gretkowska. I jest jeszcze pan Gdula z kosmosu i od niego zacznijmy realizację planu uwolnienia wioski.

Najpierw, zgodnie życzeniem pana Gduli, publiczna narada. Pegasus niepotrzebny – są telewizje, transmisje do internetu, niech cała wieś usłyszy, co zostanie zrobione i jakim sposobem. Calvera też usłyszy. „Kopiemy wilcze doły” – proponuje jeden (oglądał „Krzyżaków”, Jagiełło wilczymi dołami wygrał pod Grunwaldem). „Nie ma mowy, kto je potem zasypie? Dzieci wpadną i będzie dramat” – pada odpowiedź. Gdula: „Najpierw musimy ustalić, co z wioską potem, czyja będzie”. „Zróbmy referendum” – rzuca Kukiz i gdzieś esemesuje. „Ja się ruszyć nie dam” – stanowczo ogłasza Czarzasty. Żukowska z boku: „Ostrzej, Włodek, nie cackaj się z nimi”. Hołownia: „Mieliście osiem lat na te doły i okazały się płyciutkie, a na dodatek sami w nie wpadliście. My mamy swój plan”. „W dołach nie da się nic zasiać” – dorzuca Kosiniak-Kamysz. Tusk otwiera usta i słyszy od Bosaka: „Panu już dziękujemy”. Wieś słucha z zapartym tchem. Wszystkie telewizory włączone.

Szczera rozmowa Tuska i Rokity z Kaczyńskim w obecności kamer była spektaklem żałosnym, amatorskim, pogrążającym. Kaczyński z uśmieszkiem przyglądał się gimnastyce Rokity, który projekt PO-PiS kładł na cztery łopatki niczym pokerzysta, który mówi: „Mam parę waletów, a co ty masz? Pokaż, zanim zaczniemy obstawiać”.

Trwa wojna z najeźdźcą. Siła PiS polega na tym, że pan Gdula, kiedy idzie do Sejmu, nie wie, że tej nocy będzie głosowane lex TVN. Że wcześniej potajemnie zaklepano wszelkie potrzebne głosowania i zblatowano oszustów w komisjach, by wszystko przepchnęli w mgnieniu oka. Pan Gdula chciałby, by obalenie dyktatury było planowane publicznie i dyskutowane w obecności kamer. Tak się dzieje zawsze, gdy zawodowcy są amatorami, a planu nie ma.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDildo z Matki Boskiej
Następny artykułWiecznie niewyspani